'kolorowych snów x

99 9 0
                                    

Wracając autobusem do domu przyłapałam się kilka razy na bezwiednym uśmiechaniu się. Kierowca patrzył na mnie dziwnie, a pani która siedziała na kilka siedzeń dalej szeptała do siebie rzeczy typu ‘cóż się dzieje z tą młodzieżą, brać narkotyki i pokazywać się publicznie?! Wstyd!’… Niestety robiła to na tyle głośno, że doszłam do wniosku iż ona chce żebym ją usłyszała. Wstałam, a ta zamilkła. Podeszłam i powiedziałam:

-przepraszam, niechcący usłyszałam co pani mówiła… -Posłałam jej któryś z moim przepraszających (ale i tak fałszywych) uśmiechów.- Nie jestem na haju, nie biorę narkotyków. Miałam dobry dzień. Już nie wolno się ludziom cieszyć z miłych i fajnych dni? Jeśli nie, w takim razie bardzo mi przykro, a teraz niech pani przestanie gapić się na ludzi i zacznie pilnować swoich spraw. Miłego wieczoru.

Wróciłam na swoje miejsce i na złość całemu światu zamknęłam oczy, puściłam muzykę w słuchawkach i z wielkim uśmiechem oparłam się o bezgłowie siedzenia. Idealnie. Niestety zaraz znajdę się w tym beznadziejnym domu, matka będzie wkurzona bo nie kupiłam nic na wynos, brat będzie mnie nękał abym poszła do sklepu, a łazienka będzie znów zajęta, bo do mojej siostrzyczki przychodzą koleżanki. Będą sobie robić super maseczki. Oby wypaliło im twarze, Ugh.

Kiedy tylko przekroczyłam prób domu, scenariusz zaczął się spełniać.

-Jak mogłaś nie pomyśleć, że wszyscy siedzą głodni?! Dobrze wiesz że boli mnie głowa wiec nic nie ugotuje. Czy ty w ogóle o nas myślisz?- Mama zaczęła krzyczeć, a ja westchnęłam i żeby nie słyszeć jej krzyku próbowałam sobie przypomnieć jakie fajne płyty mieli w nowym sklepie.  Niestety jej piskliwy głos nie pozwalał mi usłyszeć nawet własnych myśli. Zatkałam palcami uszy jak małe dziecko i ruszyłam do swojego pokoju. Uhh, zdążyłam zamknąć drzwi zanim mój brat przyszedł i zaczął błagać o jakiś napój. Nie. Nie jestem do cholery świętym mikołajem i elfem w jednym.

Nagle poczułam w kieszeni spodni wibracje telefonu. Pewnie mama myśli że mnie w końcu przekupi.

‘Hej Liza. Chciałem Ci powiedzieć dobranoc i życzyć Ci kolorowych snów. No więc dobranoc i kolorowych snów J N x’

O kurde, kurde. NAPISAŁ. Musiałam głęboko oddychać, żeby nie przeholować z jaraniem się zwykłą wiadomością. Wystukałam szybko ‘dziękuję, wzajemnie L x’ i wysłałam. Podłączyłam telefon do ładowarki a następnie tanecznym krokiem podeszłam do laptopa. To był cudowny dzień.

„ ‘Prawdziwie żyć-to najrzadsza czynność którą wykonujemy. Większość ludzi tylko istnieje.’ Dlaczego nie potrafimy spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie ‘jesteś najpiękniejszą istotą jaką kiedykolwiek znałam. Znam Cię na wylot, nie kłamię’.  Czy to nie była prawda? Nie zadziwiamy siebie strukturą naszych uczuć? Tym, jak szybko możemy stać się źli na cały świat, lub zrelaksowani nie myśląc o niczym? Siebie powinniśmy kochać, a negatywne zdanie, krytykę innych, wymawiane w naszą stronę ponieważ ktoś nam zazdrości czy po prostu ma pokusę aby sprawić że będziemy smutni, to powinniśmy lekceważyć.  Pomyśl że nie jesteś idealna. Nikt nie jest, racja? Każdy jest inny. To my ustalamy kto jest piękny, a kto nie. Jeśli ustalisz że to ty jesteś śliczna, śmiało możesz tak myśleć. Liczy się tylko i wyłącznie twoje zdanie.”

Dzisiejszy dzień sprawił mi tyle radości, że notka która właśnie lądowała na blogu była dość optymistyczna. Pewien chłopak z pięknymi, niebieskimi oczami podniósł mnie na duchu na tyle, że postanowiłam zabrać się za problemy moich (paru) czytelniczek. Często pisały o nich w komentarzach. Nie byłam typem osoby która po przeczytaniu słów ‘myślę, że mam depresję, wszystko doprowadza mnie do płaczu’ wyśmiewa ludzi i mówi ‘człowieku, co ty wiesz o depresji’. No bo skoro ta osoba tak sądzi, a nie jest kimś kto maniakalnie sobie wmawia, że potrzebuje dobrego (o ile taki istnieje) psychiatryka i paru buteleczek psychotropów do szczęścia, to potrzebuje pomocy. I nie chodzi tu nawet o rozmowę z psychologiem, a z osobą która zrozumie ją bez oceniania i złośliwego wypytywania się czy komentowania. Tego trzeba ludziom w tych czasach. Zaufania i zrozumienia.

-Ej Liz, mogłabyś wymyślić co zrobisz na kolację? Nie jedliśmy nic od 3.- Moja matka właśnie otworzyła drzwi i mówiła ziewając .

-Może za jakąś godzinkę. Nie jestem na razie głodna, jadłam u cioci. A i mamo, nie mów do mnie Liz, nie chcesz przecież żebym była na ciebie naprawde zła.- Odpowiedziałam jej grzecznie. Wiedziałam że się nieźle wkurzy.

-Liza! Co ty sobie wyobrażasz?- Krzyknęła i pchnęła drzwi tak mocno że wpadły na stojącą za nimi szafę. Z pudełek z kolei wypadły moje kosmetyki.  Rodzicielka weszła w głąb pokoju i popatrzyła na podpaski które leżały na ziemi wysypane z opakowania.- Używasz tego?

Spytała to z takim zdziwieniem, że prawie wybuchłam śmiechem. Ta kobieta chyba nie była poważna.

-Mamo, z naprawdę wielką przyjemnością chce ci przypomnieć że w tym roku skończę 17 lat, a okres dostaję co miesiąc od jakiś 4 lat.- Uśmiechnęłam się najfałszywiej jak tylko potrafiłam i delikatnie, żeby jej bardziej nie zezłościć wypchnęłam ją z pokoju. Zamykając drzwi rzuciłam- A kolację możesz zrobić sobie sama.

Nienawidziłam tego że ta kobieta nie bierze mnie na poważnie. Jedyne co widzi to tylko swój wielki świat pełen nocnych klubów, przyjaciółek i drinków. Nie pominęłam nawet własnej siostry bo matka uznaje ją za swoją psiapsiółkę. Cóż za ironia, obie są tak samo głupie mimo różnicy wieku. Gdyby nie to, że tata wysyła co miesiąc kasę na 3 dzieci, matka nie miała by z czego wyżyć. Przecież wejściówki VIP i taksówki kosztują. Ojca niestety nic nie obchodzi, wystarczy mu to że nie dostaję już listów z sądu lub od matki z pogróżkami. Żyje sobie gdzieś w Nowym York’u z parę-miesięczną córeczką (nie omieszkał dodać zdjęć na facebook’a, z opisem jaki on jest szczęśliwy, blah blah) i piękną, młodą żoną. Poleciała na kasę. Która by nie poleciała. Ojciec ma firmę zajmującą się przesyłkami. Kiedy na początku pierwszego roku liceum przedstawiałam się jako Liza Delly, każdy pytał ‘od tego Delly’ego?’ Miałam ochotę cisnąć im krzesłem w twarze, ale to byłoby zbyt brutalne jak na pierwszą klasę więc po prostu odpowiedziałam, że to ja powinnam ich bardziej interesować niż jakiś nudny gość który całe swoje życie poświęca kierowaniem działalności równie nudnej firmy. Wkurzało mnie to, ze widzieli mnie tylko poprzez pryzmat ojca. Jednak przyznam, że kiedy pytali mnie o to w podstawówce czy w gimnazjum zawsze odpowiadałam z dumą ‘tak, przekaże tacie pozdrowienia’. Ojciec często sponsorował wtedy mojej klasie jakieś wycieczki. Skończyło się to pewnego majowego dnia, kilka dni po moich 15 urodzinach kiedy mama przywlokła się do domu kompletnie nawalona. Wygarnęła dotąd swojemu mężowi, że od paru lat w ogóle ze sobą nie śpią oraz że w jego głowie świeci wielkie logo ‘Delly Courier Company’, a następnie zwymiotowała na jego ulubiony fotel. Tata nieźle się wściekł, jeszcze tej nocy spakował walizkę, zabrał mamie wszystkie karty kredytowe należące do niego, samochód, który mieli na spółkę (chciał zabrać także ten który kupił mamie, ale ta przekonała go żeby tego nie robił bo przecież ‘czym będzie zawozić dzieci do szkoły’. Do tej pory chyba nie wiedzą że ja jeżdżę do szkoły autobusem, a mój brat i Madison mają szkoły położone 5 minut drogi stąd). Następnego ranka, po nocy spędzonej w hotelu wrócił z jednym ze swoich kurierów po resztę rzeczy. Wyjaśnił mi że chciał to zrobić już dawno, ale nie miał na to okazji. Tak o to od 2 lat muszę znosić samolubne zachowanie matki, przygłupiego brata uzależnionego od napojów energetycznych oraz siostrę, która żyje w przekonaniu że jest królową tego świata, ba, nawet wszechświata.

let's live again |n.h|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz