3. Znowu umieram?

109 8 4
                                    

Dzieciństwo, czas w którym wszystko było prostsze, nikt nie miał poważnych problemów. Wtedy przejmowaliśmy się tym, że ktoś musi iść na obiad i już każdy się bał, że ta osoba nie wróci, kłóciliśmy się o rzeczy, które nie miały sensu, o rzeczy, które są błahe – ktoś nie podzielił się z tobą gumami albo ktoś zabrał twoją zabawkę. Nikt nie dbał o to jak wyglądał, po prostu wychodził na zewnątrz i się bawił. Nie mieliśmy poważnych spraw, kłopotów. Mama rzucała ci pieniądze przez okno. Nikt się nie musiał o nic martwić. Czas płynął wolniej. Czuliśmy się zawsze wolni. A teraz, a teraz jest inaczej. Gorzej. Tak wygląda rzeczywistość, raz ponura, a raz wesoła i kolorowa. Każdy wyczekiwał aż będzie miał osiemnaście lat i będzie mógł wszystko, ale to tak nie działa, mam prawie osiemnaście lat i tęsknie za dzieciństwem, tęsknie za tym kiedy wszystko było prostsze, nie musieliśmy dokonywać ważnych wyborów, które będą miały wpływ na nasze dalsze życie. Chcę wrócić do momentu kiedy mieliśmy sześć lat.

Niech mnie ktoś stąd zabierze.

Brunet ciągle trzymał mnie za nadgarstek i ciągnął mnie za sobą – a ja za nim szłam. W porównaniu do tego co było u góry, jego uścisk znacznie się zmniejszył, ale na mojej ręce była zaczerwieniona plama z odciskiem długich, chudych palców. Nie do końca wiedziałam co się stało, w lekkim szoku podążałam za chłopakiem. Mijaliśmy tych samych facetów, którzy ciągle się na mnie patrzyli z obrzydliwym pragnieniem bzyknięcia mnie. Przyspieszyłam trochę dzięki czemu znalazłam się tuż obok Collinsa, który patrzył przed siebie, wzrokiem pełnym obojętności oraz z takim samym wyrazem twarzy. Jedyne o czym myślałam w tamtej chwili były słowa tego mężczyzny - ,,Nie igraj z ogniem, bo parzy.'' – czy to jest groźba skierowana w stronę Collinsa? Bo w końcu nie od dziś wiadomo, że Charles zadaje się z ludźmi, którzy mają swoje za uszami, zresztą tak samo jak on. Brunet nie wyglądał jakby jakkolwiek przejął się tymi słowami, odnoszę wrażenie, że ja się bardziej przejęłam.

Ogień. Tworzy się on z płomienia, który rodzi się z iskry.

Jak szybko spali to co ważne? Ogień po jakimś czasie lub przez jakieś działanie może wygasnąć. Jak szybko wygasnę ja?

Wyszliśmy z budynku i mogłam zaczerpnąć świeżego powietrza. Lekki wiatr owiewał moje ciało, jakby chciał je przytulić, słońce powoli już zachodziło. Brunet ciągle ciągnął mnie za nadgarstek, a jego tępo było dosyć szybkie jakby chciał stąd po prostu uciec, a ja chciałam po prostu zapalić. Ledwo wyślizgnęłam się z uścisku Collinsa, ale się udało. Chłopak spojrzał na mnie pytająco, ale nic nie powiedziałam tylko złapałam za mój bolący nadgarstek na którym wciąż utrzymywały się ślady po jego dłoni, a czerwone plamy zaczęły znikać. Stanęłam w miejscu, a czarnooki dalej szedł w stronę samochodu – teraz zauważyłam dlaczego dziewczyny ustawiają się do niego w kolejkach. Podbiegłam w jego stronę i szłam z nim ramię w ramię. Co jakiś czas na niego zerkałam, ale ten chyba tego nie widział. W końcu podeszliśmy do jego czarnego samochodu, chłopak wsiadł i wyglądał jakby był gotowy do powrotu, ale ja nadal chciałam zapalić i z tego nie zrezygnuję, po prostu nie mogę odpuścić, muszę się wyluzować, odstresować, przemyśleć sobie wszystko – po prostu muszę. Wzięłam swoją bluzę i wyjęłam z niej paczkę papierosów. Chłopak popatrzył się na mnie ze zdziwieniem, ale mnie to nie obchodziło. Wyjęłam jednego papierosa z paczki, ale Collins coraz bardziej wypalał dziury we mnie.

-Będziesz tu teraz palić? -zapytał ze słyszalną kpiną i cynizmem w głosie.

-Nie, będę sadzić kwiatki, wiesz? – chłopak prychnął, na co ja przewróciłam oczami.

-Jak chcesz sadzić kwiatki to nie tutaj, okej? Jedziemy. – jego ton był dość stanowczy.

-Słuchaj, mam totalnie w dupie czego ty chcesz lub czego nie chcesz, mam ochotę sobie zapalić i koniec. Jak skończę to pojedziemy. -powiedziałam oschłym tonem. Tym razem to Collins przewrócił oczami i nie wyglądał jakby chciał się mnie posłuchać i zostać, ponieważ włożył kluczyki do stacyjki i włączył silnik, a na nos założył swoje przeciwsłoneczne okulary. Spojrzałam na niego z irytacją, po prostu chciałam wybuchnąć, wydrzeć się, że chcę zapalić i kropka, ale ja nie jestem jakimś dzieckiem żeby się tak zachować, więc włożyłam paczkę czerwonych marlboro z powrotem do kieszeni w bluzie i wsiadłam do samochodu zamykając za sobą drzwi. Chłopak spojrzał na mnie i posłał mi cwany uśmieszek, tym razem to on wygrał, następnym, wygram ja.

Between || ZAWIESZONE ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz