2. Niepokój

114 11 0
                                    

— Potraciłaś wszelkie rozumy, Lily.

Jej odpowiedź była prosta. Nie taka, jakiej oczekiwałaby nerwowo tupiąca nogą Evans, ale nie miała siły na inną.

— Proszę, Cressy! — jęczała. — Zależy mi na twoim zdaniu.

— Oto ono: wymyślasz — przewróciła oczami, poprawiając torbę na ramieniu. — Spędziliście ze sobą niemal całe wakacje. Nie znam Jamesa aż tak jak wy, ale to, co mogę powiedzieć, to to, że szaleje za tobą.

— Nie widzisz, jaki jest szczęśliwy po tym wczorajszym dyżurze? — dopytywała a jej wzrok nerwowo latał po zapełniającym się uczniami korytarzu. — Ewidentnie tam coś zaszło.

— Lily, dlaczego pytasz mnie o takie rzeczy, a potem sama sobie dopowiadasz resztę?

Milczała przez chwilę.

— Nie chcę wierzyć w to, że mógłby mnie zdradzić, Cres.

Na widok łez, zbierających się w zielonych oczach Lily Evans, nieco się spięła. Nie umiała radzić sobie z płaczącymi ludźmi. W ogóle niezbyt umiała radzić sobie z ludźmi, a gdy miała przed sobą lejącą łzy osobę, była o krok od paniki. Uśmiechnęła się niepewnie (choć była prawie pewna, że raczej wykrzywiła się w grymas) i poklepała koleżankę niezgrabnie po plecach.

— Nawet jeśli, to mam nadzieję, że dobrze się bawił. Spójrzcie tylko na nią. Sama chętnie bym do niej startowała. Bogini w czystej postaci!

Jak szalenie dobrze było mieć w takich momentach Rutę.

— Musisz być taka wredna?

— Mówię, jak jest — wzruszyła ramionami. — Jak nie potrafisz tego kretyna upilnować, to może nie jest dla ciebie?

— Ruta, proszę — Crescent próbowała wbić się delikatnie między tą dwójkę.

— To nie tak, że sama wepchnęłaś go wczoraj na patrol? — kontynuowała, ignorując przyjaciółkę. — No litości, Evans! Wpierdoliłaś mu, opierdoliłaś, wysłałaś z inną na pół nocy i jeszcze się dziwisz! W ogóle nie myślisz!

— Jak w ogóle możesz mieć czelność tak mówić?! Byłaś kiedykolwiek w związku na poważnie, nie dla zabawy?

— Witam piękne panie — szeroki uśmiech na twarzy Syriusza wcale nie poprawił humoru wśród dziewcząt. — Skąd te grobowe miny? No proszę was! To nasz ostatni rok, żeby narobić bałaganu!

— Nie wbiłeś się w moment, Black. Rozmawiamy.

— Właściwie już skończyłyśmy — obrażona Evans zadarła nos. — Dziękuję, Crescent.

Po czym przepchnęła się między nimi, milcząco wchodząc do klasy.

— Cholerna ruda furiatka — mruknęła Ruta, opierając się o Syriusza. — Panikuje i pierdoli bez sensu, chociaż sama sobie piwa warzy.

— Widzieliście Evans? Od rana nie mogę jej złapać.

James wpadł między nich szaleńczo, rozglądając się pospiesznie. Po szybkich instrukcjach pobiegł w kierunku sali, pozostawiając po sobie lekką konsternację.

— Nadal ich trzyma?

— A żebyś, kurwa, wiedział.

— I to wszystko przez Pannę Idealną? Dobry Merlinie.

— Raczej przez Evans, nawet jeśli Laleczka niecelowo zagęszcza atmosferę. Przysięgam, ciężko o drugą tak problematyczną laskę, Rogaś serio nie mógł wybrać lepiej? Zamiast skupić się na Blondi...

Zimne dłonie | Remus Lupin ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz