Nie wiem gdzie jestem. Obudziłem się na polu pełnym uschniętych wrzosów, otaczała mnie cisza i burzowe chmury. Rozejrzałem się dokładnie i ujrzałem w oddali kilka domów i małe miasteczko. Postanowiłem pójść do tego miejsca i tak też zrobiłem. Było dość chłodno, atmosfera była lekko mroczna i przytłaczająca, ponieważ nie spotkałem w miasteczku żadnej żywej duszy. Gdy nagle na ulicy zaczepiła mnie pewna kobieta
-Ruth, chciałbyś może kupić flamastry? - po tym zdaniu lekko zastygłem, bo spodziewałem się wszystkiego OPRÓCZ oferty flamastrów. Kobieta nalegała naprawdę długo, aż w końcu się zgodziłem i wybrałem żółty flamaster. Sprzedawczyni spojrzała na mnie wystraszonym wzrokiem i szybko wydarła mi żółty flamaster z dłoni, zamieniając go na czarny. Uniosłem brwi ze zdziwienia, ale pomimo tego zapłaciłem. Sam nie wiem skąd miałem pieniądze, ale wykorzystałem tą okazję. Kobieta mi podziękowała i poszła dalej. Też postanowiłem pójść dalej. Przeszedłem przez ulicę, którą otaczały ukwiecone drzewa wiśni. Były tak piękne, że przystanąłem na chwilę. W tamtym miejscu cały niepokój znikał i czułem się znacznie bezpieczniej.