Dom

26 1 0
                                    

Oby ten "ciekawski" nie wygadał się psom. Pomyślałem kopiąc kamień.

Idioci musieli zaatakować tego chuderlaka. Kurwa nie było innego wyjścia! Zatrzymałem się poszukując wzrokiem kamyka. Walnąłem pięścią w ścianę.

Wdech wydech. Pomyślałem o regułce Shiro. Czasem się na coś przydają. Zsunąłem rękę z zimnej kamiennej powierzchni i schowałem ją do kieszeni.

Szedłem dalej nie czując zimna. Dziwne prawda? Nie czuć zimna kiedy dookoła pada śnieg i jest 10 stopni na minusie.

Doszedłem do ulicy Kasztanowej i stanąłem przed wielkim apartamentem. Nie pukając wszedłem do mieszkania. Kiedy ściągałem buty usłyszałem czyjś głos dobiegający z kuchni.

- Nareszcie wróciłeś. Chodź tu bo obiad wystygnie.

Westchnąłem. Odkąd go znam zawsze był nadopiekuńczy. Nie tylko w stosunku do mnie ale też do Shiro. Usmiechnąłem się lekko po nosem.

- Już idę! Odkrzyknąłem po chwili.

Idąc do kuchni napotkałem wzrok żółtych ślepi.

W parę sekund znalazły się one przed moją twarzą wywalając mnie do tyłu.

Poczułem szorstki język na twarzy i ciężar na klatce piersiowej.

- Hej Kosmo spokojnie! Nie jesteś już taki mały jak kiedyś, zgnieciesz mnie! Zacząłem się śmiać. Tylko on sprawiał u mnie ten żadki odgłos z moich ust.

- Dobra koniec tej zabawy. Nie będę trzeci raz podgrzewał jedzenia.

Spojrzałem w górę. Nademną stał Szatyn w fartuchu Kucharskim.

Zepchnąłem z siebie psiaka, który zawiedziony wrócił na swoje posłanie.

- Ja mogę nic nawet nie jeść.

- Nie ma mowy. Narobiłem się jak wół. Wystarczy mi to że Shiro wróci późno w nocy.

Spojrzałem na niego krzywo i ruszyłem do kuchni.

Usiadłem na krześle i popatrzyłem na talerz przedemną. Była tam nóżka z kurczaka ziemniaki i surówka z marchewki. Take podstawowe danie a jednak całkiem inne od wszystkich. Zacząłem pałaszować zawzięcie.

- A ktoś tu mówił że nie potrzebuje jeść.

- Zamknij się. Odparłem przełykając kawałek mięsa. Wiesz że i tak nie przyznam ci racji.

Mężczyzna westchnął i oparł się o ścianę zakładając ręce na piersi.

Wstałem od stołu brutalnie odsuwając krzesło do tyłu. Nie racząc nawet odłożyć tależa do zmywarki cichaczem pobiegłem na górę po schodach.

Czarny zwierzak już chciał zacząć szczekać kiedy szybko zamknąłem mu ręką pysk.

- shhh... Cicho Kosmo, Adam nie może nas usłyszeć. A napewno nie mnie.

Pies jakby rozumiejąc usiadł cicho na ziemi i zamknąl oczy.

Odetchnąłem z ulgą. Teraz tylko powoli do góry i....

- A czemuż to tak cicho idziesz?

Jego wzrok przeszywał mnie na wylot. Ale nie mogłem pokazać że się go boję.

- Nic ci do tego, idę sobie tak jak mi się podoba. Moja twarz przybrała wyraz bez emocji.

- Chmmm...No dobrze ale przed tym swoim "chodzeniem tak jak mi się chce". Włóż naczynia do zmywarki. Szatyn uśmiechnął się z rozbawieniem.

Słońce zakryte Księżycem ( Klance ) Zawieszone do odwołaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz