Katharsis ° Jonathan

24 4 3
                                    

Cisza, mrok i oczyszczenie to wszystko, co zostaje z Jonathanem po zwycięskiej walce.

One-shot jest zainspirowany wierszem Z. Herberta "Apollo i Marsjasz".

18/01/21

Ostateczne starcie, brat z bratem, odbywa się w niejakiej ciszy. W kakofonii dźwięków - krzyków przerażenia, odgłosów walki, ciężkich oddechów - oni dwaj odnajdują spokój. Bohaterowie tej sceny, skąpani w świetle księżyca, wpisują się w pejzaż dolin widocznych z kamiennego balkonu. Zupełnie jak herosi dawnych lat, powrócili do tego miejsca aby ostatni raz rozdać role. Jedno jest pewne; jeden z nich nie wyjdzie z tego żywy.

Wyrok wydaje się być z góry przesądzony.  Zwycięstwo powinno przecież należeć do boga - jeśli Dio sięgnął po nieskończoność, jego własna wola walki i dążenie do największej władzy dają mu więcej niż ludzkie ograniczenia zarówno fizyczne, jak i kruchego umysłu. Od zawsze szukał potęgi. Kiedy absolutną pozycję dawały pieniądze, do tego dążył dopóki zupełnym przypadkiem nie odkrył czegoś o wiele potężniejszego. Sprytnie ukryty przed świdrującym wzrokiem chóru potencjał w połączeniu z boską ręką nie mogłyby pozwolić mu na upadek.

Jonathan nie poddaje się. Coś w sercu tego młodego człowieka każe mu myśleć, że ma szansę wygrać z bogiem, mimo, że jest to walka jakiej nigdy nie chciał toczyć. Iskry się sypią, a w jego umyśle jest cisza. Nie upadnie, ale też nie zdoła już podnieść brata.

Wstrząsany dreszczem obrzydzenia Dio oblizuje krwawe wargi.

Walka zdaje się być wyjęta spoza czasu. Choć poza nimi wciąż toczy się życie, wydaje się, że nie ma nic prócz kamiennego balkonu i tego drugiego. Krzyk przerywa ciszę. Jonathanem targa fizyczny ból, sięga swych możliwości, wypiera myśl, że musi zabić człowieka, z jakim spędził całe lata.

Przecież tak nie musiało być. Gdyby znał jego zamiary wcześniej, zrobiłby wszystko aby być tym, który da mu całe dobro tego świata w lekkomyślnej nadziei, że Dio to wystarczy.

Wierzyłby, że choć może go zabić dla płytkich, materialnych pobudek, coś w jego sercu pierwszy raz poruszyłoby się - drgnęło we wzruszeniu.

Mogłoby tak być, gdyby tylko jego brat jeszcze za życia posiadał serce.

W krzyku z gardła Jonathana jest coś więcej niż wola walki i ostatnie pokłady energii. Wydaje się, że choć prowadzi go pewnie jak swoje ruchy, pod koniec złamie się wpół. Po tylu przejściach, nie może myśleć inaczej niż o bracie przeciwko bratu, tylko w tak niespotykanym, boleśnie nierzeczywistym pojedynku.

Cała ta noc zdaje się być dla niego tylko snem. Nie widzi w sobie marnego człowieka, a w Dio nieżyjącego potwora. W jego oczach to walka, której za wszelką cenę chciał uniknąć. W momencie, w którym narodził się bóg, jego brat odszedł - po zaledwie tak krótkiej chwili pojednania, w oczach istoty nieśmiertelnej, sekundach, w oczach Jonathana, po całym życiu.

Wstrząsany dreszczem obrzydzenia Dio oblizuje krwawe wargi.

Napiera pewnie, stanowczo, jak cała armia falą zalewająca pola w jednej osobie. Jonathan nie może sobie pozwolić na zawahanie. Przecież jego los nie kończy się tu, w tej chwili. Ma tylko jeden cel, z dziedzictwem swojego ojca, barona Zeppeliego i innych poległych, odebrać pierwsze i ostatnie życie. A raczej łuskę, jaka po nim pozostała, bo poza żądzą krwi, w oczach Dio nie widać człowieczeństwa.

Wydaje się, że w jednym i w drugim coś pęka. Może zwykła, ludzka psychika, a może jakieś przerwane połączenie, gdy w nieznajomości swojej własnej siły Dio nieświadomie wykazuje słabość. Ten sam Jonathan, do granic poruszony, nie ma wyjścia innego niż wykorzystać słaby punkt. Tak samo zagubiony w swojej osobie, wychodzi na prowadzenie, wcale nie pragnąc objąć go.

Gdy martwe ciało spada w otchłań wydaje się, że czas ponownie staje w miejscu, choć może to tylko spokojny umysł Jonathana i jego spowolnione od oddechu serce. Przez chwilę wydaje mu się, że chciałby rzucić się za nim, skończyć tak samo, bo zabił człowieka, któremu obiecano nowe życie.

Spogląda na rozciągające się pola pogrążone w mroku przed świtem, a sam czuje jak ciemność ogarnia jego spojrzenie. Przez myśl jeszcze przechodzi mu, czy może z tego odebranego życia nie narodzi się coś więcej, jakiś kolejny początek - następne dziedzictwo.

Zanim oczy nie zajdą mu mgłą, a nogi odmówią posłuszeństwa, dociera do niego, że odniósł zwycięstwo, choć stracił wszystko. Jedyne co z nim zostaje, to głębokie poruszenie wraz z ponownie walącym sercem gdy oddech przestaje być równomierny, jakby właśnie wypuścił ptaka z klatki. Lecz ten, przyzwyczajony do zniewolenia, nie umie odlecieć.

To co pozostaje, to dotykające dogłębnie oczyszczenie.

Hamon Overdrive ° JJBA One-shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz