-2-

501 53 22
                                    

Tumdumdum... Chciałam tylko powiedzieć, że dzięki wam i wczorajszemu dniu dostałam napadu weny.





Zmrużyłem oczy, widząc, jak nie do końca wyraźna sylwetka, przemieszcza się pomiędzy bramą i spaceruje pomiędzy jednym betonowym słupkiem a drugim betonowym słupkiem. Na swój sposób było to irytujące. Naprawdę, miałem lepsze zajęcia niż patrzenie się na wytwór swojej wyobraźni. Chciałem napisać do Nialla i iść spać, ale nic z tego, bo gdy tylko podszedłem do parapetu piętnaście minut temu, ten ktoś już tam stał i jakby tylko czekał, aż go zauważę właśnie, wtedy zaczął spacerować, ci chwilę odwracający głowę, a przynajmniej tak mi się wydawało, do mnie, a ja nie odwracałem wzroku, tylko patrzyłem na niego. Tak minęło „nam" piętnaście minut w miłym towarzystwie. Ja patrzyłem, on spacerował. W końcu usiadłem na szerokim parapecie, przymknąłem oczy i oparłem policzek o jedno z kolan. Nawet nie wiem, kiedy moje myśli stały się mniej ważne, a ja odpłynąłem w spokojny sen, w którym co jakiś czas tylko przechadzała się tajemnicza sylwetka.



x

Zmarszczyłem lekko brwi, czując powiew wiatru na rozgrzanej po śnie skórze. Zmarszczyłem delikatnie nos, próbując znów zapaść w sen, jednak coś nie pozwalało mi na to. Westchnąłem zniechęcony i powoli otworzyłem jedno oko. Kontaktując coraz lepiej, zacząłem odczuwać także nikły ból, spowodowany pozycją, w jakiej byłem zmuszony leżeć przez sen. Otworzyłem drugie oko, mrugając kilka razy, aby widzieć wyraźniej.


No tak, zasnąłem na twardym, niewygodnym, zimnym parapecie. Jęknąłem niezadowolony i spróbowałem się przeciągnąć. Poczułem ulgę na rozluźniające się po spaniu mięśnie i potoczyłem już przytomniejszym wzrokiem po pomieszczeniu. Okno było otwarte. Nie pamiętałem abym je tak zostawiał, dlatego od razu wzbudziło to we mnie niepokój. Zszedłem z parapetu i od razu w oczy rzuciła mu się zwinięta kartka papieru, niedbale rzucona w kąt pokoju. Podszedłem do niej niepewnie, jakby nagle miała wybuchnąć i powoli ją rozwinąłem. Serce stanęło mi na chwilę, a ja zapomniałem jak się oddycha.


Na kartce narysowany był niedbałym liniami, uśmiech z krzyżykami zamiast oczu. Nie zrobiłoby to na mnie takiego wrażenia, gdyby nie to, że taki uśmiech rysowała tylko jedna osoba.


Louis William Tomlinson


Tylko on rysował takie uśmiechy, nie starając się w ogóle, rysując naturalnie.


Byłem ciekaw skąd ten rysunek w moim pokoju, tym bardziej, że nikt nie mógł tu wejść, a ja nie miałem w zwyczaju rysować takich uśmiechów. Odetchnąłem głęboko i obejrzałem dokładnie całą kartkę.


Z boku była bardziej pogięta, jakby ktoś przed zgnieceniem jej całkowicie zgniatał róg wielokrotnie. Louis, jeśli to był on, wyraźnie denerwował się decydując się mi to dostarczyć. Westchnąłem z nieukrywaną tęsknotą nie mogąc powstrzymać się od przytulania kartki do piersi. Usiadłem na podłodze, próbując się uspokoić. Mój umysł dopiero co wstał a już musiał myśleć na najwyższych obrotach.


Podniosłem jeszcze raz kartkę na wysokość oczu i obejrzałem ją dokładnie. Dopiero teraz w oczy rzucił mi się nikły, wyblakły napis na samym rogu.


„28.06.2020"


Data wyznaczająca dzień dokładnie za trzy doby.

xxxxxxxxx

ps. kocham was za komentarze ^^

Flashback ⌇ larry ff ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz