Epilog

416 30 20
                                    


Tak tak kochani, kończymy tą część, ale spokojnie, planuje jeszcze przynajmniej jedną ^^

Rok później.

Sytuacja nie była już tak sielankowa jak wcześniej. Odkąd tutaj trafiliśmy wiele sie zmieniło. Były rzeczy z których cieszyłem się jak nigdy wcześniej jak ślub Nialla i Zayna, na który zdecydowali się nie tak dawno. Były tez sprawy gorsze, jak to, że terytorium naszego małego kraju już nie było bezpieczne, a było na nim coraz więcej buntowników. Pomimo odzyskania przez Shae korony pól roku temu, nadal było dużo problemów, jak utrzymanie w ryzach niezadowolonych ludzi oraz dostarczenie im środków potrzebnych do życia.

Z Lou też nie było najlepiej, od jakiegoś czasu unikał mnie, rozmów ze mną a nawet, gdy byliśmy już w jednym pomieszczeniu, patrzenia na mnie. Całkowicie ignorował moją obecność, co nie uszło uwadze nikomu. Zayn wielokrotnie z nim rozmawiał, ale nic tonie dało, cały czas otrzymywał jedną odpowiedz - Nic mi nie jest.

Dziś znów pewnie tak powie, ale tym razem mi. Nie zamierzałem dłużej tego tolerować, a że miała być dziś zwołana rada, chciałem wykorzystać sytuacje i spróbować z nim porozmawiać. Mógł mnie ignorować , ale chciałem znać powód, wiedzieć co źle powiedziałem, oraz kiedy.

Narada

W końcu. Patrzył na mnie. Nie tak jak wcześniej, tylko zerkając, ale patrzył. Patrzył i nie odwracał wzroku, gdy nasze spojrzenia sie spotkały. Przerwał kontakt wzrokowy dopiero gdy do sali weszła Shae, a wszystkiego głowy zwróciły sie w je stronę, wszystkie oprócz mojej która cały czas byłą zwrócona w stronę Louisa.

- Jak wiecie, ataki nasilając się cały czas, oraz są coraz bliżej nas. Ostatnio buntownicy podpalili skład broni niedaleko pałacu, co jest już naprawdę blisko. Ludzie boja się coraz bardziej, musimy cos z tym zrobić, musimy...

Przerwał jej strażnik. Śmiertelnie blady strażnik, który wpadł na naradę i nie przejmując sie ukłonami po prostu podbiegł do Shae, która ku zdziwieniu wszystkich zachowała śmiertelny spokój, który był naprawdę potrzebny tej chwili, bo takie sytuacje miały miejsce tylko tedy gdy znów jakiś atak.

- ...Tu są... jest mało...uciekać....nie, teraz... - tylko tyle mogliśmy usłyszeć z gorączkowej szeptaniny strażnika. Zresztą nie dużo nam by to dało nawet gdybyśmy słyszeli wszystko bo zaraz wszystko stało sie jasne. Na dole dało się słyszeć krzyk przerażenia. piski, oraz, ale dopiero po chwili, jęki bólu.

- Za kotara jest przejście - wyszeptała Shae. Nawet w jej głosie dało się słyszeć przerażenie, co na pewno nie uspokoiło ani mnie ani nikogo w tym pomieszczeniu.

Ale posłuchaliśmy, wszyscy bez wyjątki skierowali sie do wskazanego miejsca, aż byliśmy stłoczeni w wąskim korytarzyku, prowadzącym na dół. Znałem to miejsce, wiele razy tędy chodziłem, poznając każde zakamarki pałacu. Z komnaty dało się słyszeć gorączkowe szepty Shae, która prawdopodobnie próbowała uruchomić jakieś zaklęcie ochronne. Jednak ja już wiedziałem że nie da rady. To było głupie przeczucie, ale trafne, bo zaraz do komnaty wtargnęli obcy zbrojni. Nie mogłem zobaczyć nic więcej ponieważ zostałem odciągnięty przez Louisa, który przyparł mnie do ściany, podobnie jak Zayn Nialla. Patrzyliśmy na nich bez zrozumienia, nie widząc co właściwie robią.

- Harry....Harry spójrz na mnie - wyszeptał Lou, głosem takim że już wiedziałem że powstrzymywał płacz - Przepraszam, za wszystko. Nie powinienem cię ignorować.

- czemu to brzmi jak pożegnanie? - wyszeptał gdzieś obok Niall, ale nie zwróciłem na to uwagi, skupiając się na szatynie.

- Nikt z nas z tad nie uciekanie...nie H...nie płacz - położył delikatnie dłoń na moim policzku, który faktycznie był już mokry od łez - Musicie przeżyć, znamy z Zee sposób jak was odesłać. Zaufaj mi tylko...naprawdę, musisz żyć dalej, wrócisz do rodziny, do siostry... p-pokochasz kogoś - wykrztusił z trudem.

- Nie zostawię cię..nie...nie...nie...już raz cię straciełem, nie mogę...nie mogę cię stracić po raz drugi - już nie powstrzymywałem łez które spluwały strumieniami z moich oczu, jak i Louisa - nie możesz mnie zostawić, nie możesz...

Nie dokończyłem, bo miękkie usta Louisa zamknęły moje, nie pozwalając mii powiedzieć nic więcej. Przywarłem do niego, nie chcąc go puścić, nie chcąc aby mnie zostawiał. Nie wiem dlaczego, ale nie chciałem aby sie odsuwał, nie chciałem aby przerywał, jednak zrobił to. Moje oczy znów napotkały te jego, a ja raz po raz w nich tonąłem.

- Harreh...spójrz na mnie...Kocham cię i nie zniosę tego jeśli cos ci się stanie.

Odsunął sie ode mnie, a a zostałem przysunięty do Nialla, który już nie płakał tylko patrzył na Zayna, tak jak ja teraz na Lou. Ten z kolei, razem z Zee, zaczął szeptać cos czego nie rozumiałem ani ja. ani blondyn. Naraz w dusznym powietrzy, jakie panowało w pomieszczeniu, poczuliśmy zapach którego nie czuliśmy już od dawna. Zapach domu, tego prawdziwego. Z Gemmą, mamą. Obraz Lou i Zayna zaczął sie rozmazywać, wszystko było mętne i niezrozumiałe.

Jednak aż za dobrze widziałem jak jedna ze strzał trafia Louisa w tak wrażliwe skrzydło, a on upada na podłogę komnaty. Wyrwałem się z uścisku Nialla, ale tylko po to aby zderzyć się ze ścianą we własnym pokoju. Byłem tu. W domu.

— Harry!? Słońce zejdź na obiad, za chwilę wystygnie —

Wróciłem, ale bez Lou. Został tam. A ja nawet nie wiem czy żyje.

Poczułem ramiona Nialla, oplatające mnie całego i ciągnącego na łóżko. Wtuliłem się w Irlandczyka i ignorując głos mamy, po prostu wypłakałem wszystko, co trzymałem w sobie od dawna.



Płacze jak to pisze.

Kocham was. Za komentarze, za miłe słowa i każde XD które zobaczyłam w powiadomieniach. Na prawdę nie spodziewałam się ze tak dobrze przyjmie się to co pisze. Dlatego dziękuje wam że jesteście tutaj i to czytacie.

A teraz już was zapraszam na kolejna część tego ff która powinna pojawić sie około piątku lub soboty.

xxxxxxxxx

Flashback ⌇ larry ff ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz