Rozdział 10

171 17 1
                                    

Pov. Aziraphal

– I co mamy teraz zrobić? Będą chcieli cię wykorzystać... nie wiem, czy dam radę ci pomóc.– Powiedziałem, patrząc się w złote tęczówki.

– Sksss...– Wysyczał zrezygnowany.

– Nie mam pojęcia, co ty mówisz... ale się zgadzam. Sytuacja jest bardziej, niż beznadziejna.– Podniósł się z klęczek i zszedł na dół po schodach.

– Jest chyba tylko jedna osoba, która może nam jakkolwiek pomóc. Tylko jak się tam z tobą przedostać...– Nie zostawię go przecież tutaj, bo co jeśli znowu tu wrócą? Zabiorą go albo co gorsza... zabiją?

– Muszę teraz otworzyć bramę i możem...– Zawiesiłem się na moment, słysząc natarczywe pukanie do frontowych drzwi. Położyłem  Crowleya na sofie, a sam podszedłem niepewnie w stronę drzwi. Przekręciłem zamek i chwyciłem klamkę, uchylając je lekko.

– Dłużej się nie dało?– Fuknął Gabriel.

Na wszystko, co  święte, po co on tu przyszedł? Ostatnie, co chcę widzieć, to jest on.

– Gabriel co cię tu sprowadza?– Wysiliłem się na krzywy uśmiech. To koniec, wszyscy umrzemy!

– Też mnie to nie cieszy, ale wiesz praca, to praca. Rada cię wzywa, wiesz, co to oznacza prawda? Dzień sądu jest już blisko! Nareszcie, od dekad już na to czekam. Więc tak, jutro o osiemnastej, nie spóźnij się, bo będzie z tobą źle. O, ale mi się zrymowało, do zobaczenia Aziraphalu.– Po ostatnim zdaniu, przeszedł mnie okropny dreszcz... Będzie ze mną źle, jak się nie zjawię... ale ja nie chcę wojny... c-co mam teraz z tym zrobić...?

Pov. Crowley

Gdy usłyszałem otwierające się drzwi, zakopałem się między siedzeniem a oparciem. Okazało się być to błędem, ponieważ jestem rozmiarów dorosłego Pythona...

– Crowley już po wszy... PFF hahah co ty wyrabiasz?– Spojrzał na mnie, nie mogąc powstrzymać śmiechu. W końcu jedyne, co mi wystawało spomiędzy szczeliny to głowa.

– Sksss! (czyt. I, na co się gapisz? Pomóż mi!)

– Chyba wiem, o co ci chodzi.– Powiedział, starając się wygrzebać mnie z pułapki. Najpierw chciał usunąć poduszki, co nie poszło mu ani trochę. Drugim zamysłem było złapanie za mój łeb i pociągnięcie z całej siły.

– Sksss! (Czyt. Co ty wyrabiasz! Chcesz mnie pozbawić głowy?)

– Uch... to jak mam cię, stąd wydostać? Po co, żeś w to wlazł... – Miał rację, to była zwykła głupota, ale hej przynajmniej mój aniołek się zaśmiał, tak szczerze. Więc są jakieś plusy na tle... parunastu minusów...

– Nie mam wyboru na trzy okej?– Co, chwila moment nie...– 1... 2... 3!

Oparł się o kanapę i pociągną z całej siły, bolało w cholerę, ale się udało. Zmęczeni opadliśmy na kanapę.

– I co? Było aż tak źle? – Spytał, wycierając kropelki potu z czoła.

Po całym cyrku, który odstawiłem, znów na jego twarzy, zawitał cień zmartwienia. Oboje byliśmy, jednak na tyle zmęczeni, że nie mieliśmy siły, ani ochoty więcej o tym rozmyślać. Co ma być... to będzie.

Aziraphal zasnął na kanapie, a ja poczułem się bardzo źle, całe moje ciało na nowo opanował palący ból...

——————————————————

Przepraszam za tą nieplanowaną przerwę... Cały ten tydzień był dla mnie wręcz okropny, teraz wszystko już mniej więcej wróciło do normy, więc rozdziały powinny się pojawiać normalnie.

Jeszcze raz bardzo przepraszam, i mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał.

Do zobaczenia!

Xeno  : )

Your guardian angel • Aziraphale x Crowley •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz