Rozdział 4

232 18 4
                                    



Po powrocie do domu usiedliśmy na werandzie w ogrodzie. Aziraphal ponownie ukazał mi swoje skrzydła, mnie natomiast interesowało teraz tylko to poszarpane przez ogara piekieł, to wszystko, co anioł mógł mi o nim powiedzieć. Kazałem mu usiąść na jednym z krzeseł, a sam poszedłem po apteczkę. Przegrzebałem chyba wszystkie możliwe szafki i szafeczki w łazience, jednak to, czego szukałem, znalazłem dopiero w pokoju ojca. Ciekawe czemu trzyma to u siebie w pokoju, normalnie coś takiego ma się w łazience. Chwyciłem, za uchwyt plastikowej pomarańczowej skrzyneczki i wróciłem z nią do anioła.

– Możesz rozłożyć je, na tyle ile zdołasz?– Powiedziałem, zakładając na ręce, gumowe jednorazowe rękawiczki.

– Postaram się, chociaż to bardzo boli...

Po zdarzeniu w parku zauważyłem jedną ważną rzecz. On przez ten cały czas, tylko udawał, starał się być silny, ale tak naprawdę, bardzo się bał. Powiedział, że był w stanie oddać za moje życie swoje skrzydła, jednak to nie była prawda. Przynajmniej, nie do końca. Cenił je i to bardzo, od razu było widać, że jest to jego powód do dumy. Nie znam innych aniołów i wbrew pozorom, mimo że kroczą pośród nas, nikt nie potrafi odróżnić ich od normalnych ludzi. To całe zło które, kiedyś podobno całe wytępili, czy możliwe jest, że na nowo znów go przybywa?

– Crowley? Wszystko z tobą w porządku...– Powiedział, zmartwiony i szarpnął mnie lekko za ramie.– Jeśli źle się czujesz, możesz wracać do domu, poradzę sobie.– Znów uśmiechnął się ciepło w moją stronę.

– Przestań to robić. Jeśli jest ci źle to mów o tym, a nie durnie się uśmiechasz. Prawie straciłeś to, na czym ci zależało, w ramach czego?– Wyjąłem bandaże i po odkażeniu miejsc wokół rany, zabandażowałem ją szczelnie, co było dość trudne, bo jego skrzydło naprawdę było ogromne. Aziraphal nie odezwał się już później, sam też nie chciałem na ten temat już dłużej dyskutować. Po wyrzuceniu opakowań po opatrunkach i rękawiczek do kosza udałem się prosto do swojego pokoju, zostawiając Aziraphala, samego na środku salonu. Dlaczego, każdy, kto jest mi w jakiś sposób bliski, musi mnie okłamywać? Nie mam już pięciu lat i można mi zaufać, więc w czym tkwi problem?

Tej nocy, ciężko było mi zasnąć, wierciłem się niespokojnie przez dobre pół godziny. Żałuję, że zostawiłem mojego anioła samego w tym cholernym salonie. Uratował mi życie, a ja w podziękowaniu walnąłem focha. Świetny z ciebie przyjaciel Crowley, trzymaj tak dalej, a na pewno cię nie zostawi. Westchnąłem, z wielką niechęcią zwlekając się z łóżka, spojrzałem przelotnie na zegarek wiszący w pokoju. Trzecia trzydzieści, świetnie. Pewnie on sobie smacznie śpi, a ja przeżywam nie wiadomo co. Wyszedłem z pokoju, po czym zamknąłem za sobą drzwi, czemu o tak późnej porze, wszystkie drobne szmery, brzmią jak nalot bombowy? To będzie prawdziwy cud, jeśli białowłosy, mnie nie usłyszał.

Zszedłem powoli po schodach, starając się nie robić zbyt dużego hałasu, co nie poszło do końca po mojej myśli. Gdy miałem kierować się do salonu, usłyszałem głos aniołka. Wyjrzałem zza framugi drzwi, siedział na wprost otwartego na oścież okna, jego twarz okalana została jasnym księżycowym blaskiem, dodając mu tym samym nadludzkiego wyglądu. Błękitne dotąd oczy, skrzyły się niczym najczystszy górski kryształ. Jednak były od niego o wiele cenniejsze, czułem się, tak jakbym nie patrzył na zwykłego anioła, lecz prawdziwe bóstwo.

– I dlaczego znowu mi to robisz? Nie mogę go uchronić przed przeznaczeniem, ty, który jesteś wyrocznią, powiedz mi, co mam zrobić, aby to, znowu się nie wydarzyło.– Westchnął płaczliwie i położył głowę, na rękach wspartych o parapet.

– O czym ty mówisz? Co ma wydarzyć się ponownie.– Nie wytrzymałem i wyszedłem, ze swojej kryjówki. Aziraphal szybko odwrócił się w moim kierunku, ze zdziwieniem na twarzy, po czym z trzaskiem zamknął okno, odcinając tym samym jedyne źródło światła. Zapanowała więc bardzo nieklimatyczna ciemność. Zamrugałem więc z parę razy, aby przyzwyczaić oczy do mroku.– Spytałem, o czym do jasnej cholery mówisz!– Wrzasnąłem, na co anioł, automatycznie cofną się przerażony.

– Twoje... oczy.– Powiedział, widocznie przejęty, tym co zobaczył.

– Co z nimi?– Spytałem, a Aziraphal wskazał tylko na lustro w przedpokoju, że niby sam mam to zobaczyć? Niech będzie. Spojrzałem na anioła, kpiącym wzrokiem i pewnym siebie krokiem, stanąłem naprzeciwko lustra. – Co do... czemu wyglądam jak walona jaszczurka!?– Moje oczy dosłownie wyglądały jak oczy gada, nawet bezpośrednio przy nich znajdowały się kawałki wyrastających łusek.

– Zadziało się to zdecydowanie szybciej niż poprzednio.– Westchnął, udając się w moim kierunku, kładąc mi dłoń na ramieniu.– Oficjalnie zostałeś wężem.

– Że kim?!

Your guardian angel • Aziraphale x Crowley •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz