Gdy się obudziłam była już dwunasta po południu. Niby był wtorek i miałam iść do szkoły. Lekcje zaczynały mi się dopiero o 12:30 więc gdybym chciała to zdążyłabym, jednak nie miałam na to siły fizycznie oraz psychicznie. Nikt normalny by nie miał po tak spędzonej nocy. Martwił mnie tylko fakt, że Marcy ani Leo nic nie wiedzieli i pewnie będą się martwić jak nie przyjdę do szkoły. Nie chciało mi się do nich pisać/dzwonić. Chciałam mieć święty spokój i odizolować się trochę od ludzi. Pewne sprawy musiałam solidnie przetrawić i potrzebowałam na to trochę czasu. Jedyne co uszczęśliwiło mnie tego poranka to wiadomość mamy, którą wysłała jak jeszcze spałam.
Mama:
Skarbie, muszę wyjechać z tatą na ważne spotkanie dotyczące naszej pracy, odbywa się niestety za granicą więc nie wrócimy szybko. Zostaniesz sama na mniej więcej trzy dni. Mam nadzieję, że sobie poradzisz :). Obiad do podgrzania masz w lodówce, a pięniadze zostawiłam ci na blacie w kuchni. Żadnych imprez, alkocholu i Bóg wie czego jeszcze! Przepraszam, że nie mozemy porozmawiać, ale wszystko stało się tak nagle i musieliśmy urwać się z zajęć i jechać na lotnisko. Kocham cię Layla. Ps. Możesz zaprosić Mercy i Leo na nocowanie jakby co :)).
Nie zastanawiałam się w jakim celu dokładnie pojechali, ale jakoś niezbyt mnie to interesowało. Tak czy inaczej miałam całe trzy dni wolności i chciałam to wykorzystać jak najlepiej.
Założyłam mój ulubiony szary dres i zeszłam zrobić sobie śniadanie. Jajecznica i tosty to u mnie klasyk. Usiadłam przez telewizorem i zaczęłam oglądać "Noc Duchów". Zanim się obejrzałam była już 16:00. Nie zaglądałam przez cały dzień do telefonu i czułam się na prawdę dobrze. Nie obchodziły mnie telefony i SMSy od moich przyjaciół. Może i byłam egoistyczną dziewczyną, ale szczerze? Miałam to w dupie. W obecnej chwili wszystko co mnie trapiło przez poprzedni tydzień, uleciało gdzieś daleko. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Postanowiłam, że wyjdę na mały spacer po okolicy. Szłam, szłam i czułam się tak błogo. Nawet nie wiedziałam dlaczego. Nie było jakiegoś specjalnego powodu. Nagle przy pobliskim sklepie zauważyłam Archiego i jego kolegów. Natychmiast zmieniłam kierunek z nadzieją, że mnie nie zauważyli. Nie chciałam z nim żadnych konfrontacji. Szczególnie nie dzisiaj.
- Ej, blondyna!
Usłyszałam dobrze znany mi głos. Oczywiście musieli mnie zauważyć. Przecież to było takie oczywiste. Zatrzymałam się w miejscu i czekałam na rozwój sytuacji. Uznałam, że bez sensu jest uciekać i chować się w jakiś dziwnych miejscach. Na pewno by mnie dogonili więc nie miałam wyboru. Wiedziałam już co się szykuje i byłam na to przygotowana. Prędzej czy później musiało to w końcu nadejść. Mercy ostrzegała mnie, że on dotrzyma słowa i mi nie odpuści tak jak zapowiedział.
Szybko mnie wyminęli i stanęli na przeciwko mnie. Archie z przodu, a za nim czterech barczystych i dobrze zbudowanych kolegów. Nie ukrywam, że bałam się rozwoju sytuacji. Ja po prostu trzęsłam się ze strachu. Miałam nadzieję, że tylko mnie zwyzywają i sobie pójdą, ale myliłam się bardzo. Jeden z chłopaków podszedł bliżej mnie, a zaraz po nim drugi. Złapali mnie za ręce, tym samym blokując mi jaki kolwiek ruch. Moje ciało było spięte, a ja już sama nie wiedziałam co mam zrobić. Czy przeczekać to wszystko i po prostu zaczekać aż sobie pójdą, czy stawiać opór i zacząć się wyrywać z objęć tych osiłków? Nawet gdybym chciała zastosować tą drugą opcje, to dobrze zdawałam sobie sprawę, że nie dałabym rady.
- Ostrzegałem, że nie odpuszczę słońce. - Rzekł Archie i podszedł w moją stronę tak blisko, że nasze twarze dzieliły jedynie milimetry.
- Spodziewałam się tego. - Odpowiedziałam z pogardą w głosie. Byłam już zrażona do tego człowieka.
CZYTASZ
High Star
RomanceNie ma złych ludzi, są tylko ci straceni... „Pokaż mi świat, który nie dany był mi dostrzec"