Kiedy umierałem padał deszcz. Światła latarni przebijały się przez szybę do pokoju, gdzie nie było nic, oprócz mnie. Siedziałem na podłodze, patrząc jak krople wody zlewają się w strugi i płyną wzdłuż tafli szkła. Każda z nich, mimo że przezroczysta odbijała w sobie cały świat. Ciemność nocy, ciepło pomarańczowego światła latarni, chłód listopadowego powietrza, smutek moich oczu.
W pokoju nie było nic, oprócz mnie. Nic. Oprócz mnie. Jak to się stało, że znalazłem się gdzieś, gdzie nie powinienem być, robiąc to, na co nie powinienem się decydować, a jednak się ośmieliłem...? Kiedyś rozegrałbym to inaczej. Przygotowałbym się. Oddał wszystkie długi. Pożegnał się z tymi, którzy byli coś warci. Może nawet wynająłbym porządny pokój, z łóżkiem, szafą i starym dywanem, który widział już gorsze rzeczy niż to, co miałem w planach. Kiedyś rozegrałbym to zupełnie inaczej. A teraz? Siedziałem na podłodze, brudnej od kurzu, potu, wymiocin, krwi, cholera wie, czego jeszcze. Nie było żadnych mebli, żadnego łóżka, nawet farby na ścianie. Tylko okno. Okno i deszcz, który zdobił je pięknymi obrazami.
Jak to się stało, że nie zostawiłem listu? Jakim cudem nie pożegnałem się z nikim, nie powiedziałem nawet słowa, tylko wyszedłem, zamykając drzwi tak cicho, jak jeszcze nigdy. Pamiętam, jak przed wyjściem zdążyłem jeszcze spojrzeć Jenny w oczy. Były bardzo smutne i to mnie zmartwiło. Zobaczyłem w nich tyle żalu, wściekłości, smutku, bezradności... Nie sądziłem, że w tak pięknych oczach, może zbłądzić tak wiele paskudnych emocji. Kiedy na nie patrzyłem, wyobraziłem sobie burzę, która z początku łagodna, minutę później rujnuje spokój pustynnego bezkresu, zostawiając po sobie kłęby pyłu i wodę, która wyparuje tak szybko, jak się pojawiła. To była Jenny. Piękna, jak pustynia za dnia, ciepła i spokojna, zawsze taka sama. Bezkresna, niesamowita i pełna tajemnic. Nieodkryta. Ale kiedy dziś spojrzałem na nią ten ostatni raz zobaczyłem tę burzę, której nie mogłem wyrzucić z głowy. Jakbym jednym spojrzeniem zniszczył całą pustynie. Dlaczego byłem taki okrutny?
. . .
Wyciągnąłem z kieszeni kawałek kartki, ołówek i buteleczkę leków. Wziąłem do ręki ołówek i spojrzałem na pustą kartkę, zastanawiając się, co mógłbym napisać do Sama. Dzięki, za bycie fatalnym kumplem. To raczej zły moment na takie teksty. Chociaż, znając jego, pewnie zaśmiałby się i spojrzał w niebo, krzycząc coś w stylu „chciałbyś, skurwielu". Pieniądze, które pożyczyłem na leki są pod deską w podłodze przy oknie w moim pokoju. Nie wiem nawet po co chciałem mu coś zostawić. Po prostu czułem, że jestem mu to winien.
Sam, dziękuję ci, że byłeś przy mnie kiedy wpakowałem się w największe gówno i dziękuję, że nie próbowałeś mnie z niego wyciągać, kiedy byłem w nim za głęboko. Zajmij się Jenny. Nie pozwól, żeby burza w jej oczach zniszczyła tę pustynię. Pilnuj, żeby nie robiła głupot, jak ja. I pilnuj siebie. Błagam, znajdź lepsze towarzystwo. Tacy ludzie jak ja tylko ściągają cię na dno. Wiesz, może to głupie i nigdy ci tego nie mówiłem, ale pewnie już umarłem, więc pieprzyć to. Kocham cię stary. Byłeś moim najlepszym przyjacielem i jeśli rzeczywiście dane mi było zrozumieć znaczenie tego słowa, to byłeś nim ty Sam. Sam – przyjaciel. Boże, ale jestem głupi. Trzymaj się. Do zobaczenie po drugiej stronie. Kiedyś. Chociaż naprawdę mam nadzieję, że nie trafisz tam gdzie ja.
Jay
Kiedy skończyłem pisać, otworzyłem buteleczkę z lekami i wysypałem je na otwartą dłoń. Białe, podłużne tabletki utworzyły niewielki kopiec, a ja nawet się nie zastanawiając wpakowałem je wszystkie do ust. Krztusząc się i kaszląc przepychałem je siłą przez przełyk. Czułem jak łzy przesłaniają mi widok. Z bólem przełyku wziąłem haust powietrza.
A więc to koniec. Teraz zostało mi tylko czekać.
Położyłem się na podłodze, nie przejmując się nawet, jak bardzo brudna była. Zamknąłem oczy. Zawsze, wyobrażając sobie tę chwilę myślałem, że będę się bał; że w mojej głowie pojawi się myśl, by zawrócić, otrząsnąć się, opanować trzęsące się dłonie i sięgnąć palcami do gardła. Jednak kiedy od śmierci dzieliły mnie minuty, nie czułem strachu. Pomyślałem, że jestem szczęśliwy. Pierwszy raz w życiu byłem szczęśliwy, tak szczerze. Nie dlatego, że ktoś powiedział mi, że powinienem. Nie dlatego, że za chwilę miałem odejść. Byłem szczęśliwy, bo czułem, jak odchodzi ze mnie wszystko, czego nie mogłem znieść. Mój oddech zwalniał, a ciemność mieszająca się z poświatą latarni nasycała się, wdzierając sie pod moje powieki. Myśli przestały płynąć i wszystko nagle ucichło. Zostałem tylko z dźwiękiem deszczu spływającego po szybie okna.
/G.
CZYTASZ
myśli (nie)dokończone
Cerita Pendekzbiór opowiadań, zlepek słów i myśli, których mam w sobie zbyt wiele