1🦁

573 66 26
                                    

1994

— Nadine, złotko, mogłabyś się pospieszyć?! Nasz świstoklik odlatuje za pół godziny! — dobiegł ją jedwabisty głos matki, która krzątała się na dole w kuchni.

— Już idę! — odkrzyknęła dziewczyna, zapinając guziki swojej sukienki.

Nadine miała długie do pasa złote blond włosy, których nawet najmniejszy ruch powodował, że tworzyła się na nich aż rażąca oczy tafla. Miała je w stanie wyśmienitym, a to była to tylko jedna z wielu rzeczy, których zazdrościły jej inne dziewczyny. W żyłach blondynki płynęła krew wili, więc jej uroda była ponad wszystkie inne czarodziejki, a chłopcy ustawiali się w kolejce, by tylko się z nią umówić. Nadine zawsze odrzucała takie zaloty. Miała jasnoniebieskie oczy, delikatną cerę i smukłą sylwetkę oraz wąskie usta, zawsze podkreślone błyszczykiem.

Nadine wybierała się z rodzicami na mistrzostwa świata w quidditchu i była pozytywnie do nich nastawiona. Mimo że nie grała w drużynie Hufflepuffu ani nie kwapiła się nawet, by do niej wstąpić, lubiła oglądać rozgrywki.

Tamtego dnia postawiła na sukienkę do kolan z kołnierzykiem i na guziczki. Miała rękawki, kwiatowy wzór i przepasaną białym paskiem talię. Nadine nie należała do najwyższych osób, większość znajomych dużo ją przewyższała.

Dziewczyna zapięła ostatni guzik, nałożyła buty, niewysokie białe szpilki, i zeszła na dół.

— Już jestem — powiedziała i podeszła do swojego ojca, sporo wyższego blondyna, by go uściskać na powitanie.

— Bardzo ładnie dziś wyglądasz — pochwalił ją Florian z twardym, niemieckim akcentem, obejmując ją ramionami. — Ale zbierajmy się już... Caitlin!

Kobieta bardzo przypominająca córkę podeszła do nich. Była przepiękna, w jednej ósmej wila. Nadine słyszała już wiele opowieści o tym, ile złamała w życiu serc, ale to właśnie tata skradł jej i rozkochał w sobie bez pamięci.

— Powinniśmy już dawno być w drodze — mruknęła Caitlin, zamykając za sobą drzwi. — Jak nam ucieknie świstoklik, to wam nie daruję. Obojgu.

— Dobra, dobra, to ty wczoraj zmusiłaś mnie do wypicia tej ognistej, a dzisiaj dziwisz się, że ledwo wstałem — powiedział Florian, przewracając oczami i obejmując żonę ramieniem, gdy wyszli już przez bramę swojego domu.

— Och, zmusiłam cię? — zapytała z udawanym zaskoczeniem kobieta. — I bez mojej pomocy pociągnąłbyś kilka łyków. 

Nadine patrzyła to na mamę, to na tatę z uśmiechem. Uwielbiała słuchać ich przekomarzań i żartów. Gdy na nich patrzyła, tak właśnie wyobrażała sobie miłość. Piękną, długą, a wręcz niekończącą się miłość, która nie zamierzała szybko gasnąć. Kochali się, było to widać na kilometr, a Nadine wierzyła, że kiedyś też spotka kogoś takiego i z kim spędzi całe swoje życie.

Po pewnym czasie trafili na polanę, gdzie leżało czerwone wiadro. Zostało już niewiele czasu, więc prędko za nie złapali, a świstoklik zabrał ich niedaleko miejsca mistrzostw świata.

W końcu, kiedy postawili namiot i do niego weszli, Nadine głęboko odetchnęła. Nareszcie miała spokój. Głos i ogólnie obecność innych, a szczególnie w takich ilościach, przyczyniał się do narastającego strachu w dziewczynie. Wolała żyć w ciszy i samotności niż z gromadą ludzi. Obecność aż tylu czarodziejów bardzo ją przytłaczała, ale miała coś jeszcze do załatwienia...

— Mamo, tato, mogę iść? — zapytała, stając przy wyjściu. Oboje popatrzyli na nią. — Poszukam Cedrika, pisał w liście, że tutaj będzie.

Gdyby stokrotka była odważniejsza | Fred Weasley Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz