7🦁

201 23 0
                                    

Lekcje z Gryfonami czasami dawały się we znaki. Ciągle coś między sobą szeptali, podawali za plecami i po prostu przeszkadzali wszystkim wokół. Nadine siedziała spokojnie, notując to, co mówił profesor Flitwick. Zaklęcia były ich ostatnią lekcją i tym razem to Cedrik starał się nie zasnąć.

— Chyba jesteśmy już starzy — szepnął do niej. — Dosłownie nie daję rady usiedzieć i... w krzyżu mnie łupie.

Nadine zaśmiała się cicho i pokręciła głową. Zerknęła kątem oka na Gryfonów.

— Chciałabym mieć tyle energii co oni — odpowiedziała cicho, dalej skrobiąc piórem w swoim notesiku i słuchając profesora. Miała bardzo podzielną uwagę.

— Ja też.

Uśmiechnęła się lekko i wzięła wdech.

— Myślałeś o tym, co ci mówiłam o Cho? — zagadnęła szeptem, zerkając na Cedrika.

— Trochę — rzekł i od razu się zarumienił — na pewno ją gdzieś zaproszę, ale to jeszcze nie teraz. A co to? — zmarszczył brwi i podniósł się lekko. Wyciągnął rękę po papierowego ptaka, który leciał w ich stronę.

Usłyszeli ciche śmiechy z drugiej strony sali. Popatrzyli na siebie, a Cedrik rozwinął pergamin. Uniósł brwi i przesunął kartkę do Nadine.

— To do ciebie.

Dziewczyna wzięła liścik i odczytała:

Nie daj się prosić dwa razy.

Wzięła głęboki wdech, a serce zabiło jej o wiele szybciej. Mimowolnie odwróciła głowę i napotkała wzrok Weasleyów i Lee Jordana. Skrzywiła się lekko, widząc ich wręcz natarczywe miny i od razu zrobiło jej się głupio. Wiedziała, że pracowali nad tym wszyscy troje, co było... dziwne. Skoro jeden z nich chciał się z nią spotkać, po co pochylali się nad tym inni?

I zapewne to zaważyło na tym, że zgniotła kartkę i wrzuciła do kieszeni, nawet nie patrząc w stronę Gryfonów.

Fred zdenerwował się w ciągu kilku sekund. Coś sprawiło, że ta czynność i ignorancja wyprowadziła go z równowagi. Być może to, że mieli tajemny plan z Georgem, a ona właśnie go dosłownie zgniotła w dłoniach. Jak można być aż tak zamkniętym na ludzi? Fred nie mógł tego pojąć. Jej urok, jej słodki uśmiech... Potrząsnął głową i zdenerwował się jeszcze bardziej. Był nawet gotowy iść do niej, gdyby nie George, który złapał go za ramię.

— Uspokój się — szepnął — dopiero pierwszy dzień szkoły, mamy jeszcze cały rok.

Fred spojrzał na niego i westchnął cicho, opadając na krzesło i odchylając się. Założył ręce. Wzrok i uwagę skupił na Nadine. O ironio, dalej ledwo pamiętał jej imię.

Alicja Spinnet uniosła brwi, widząc zainteresowanie przyjaciela Puchonką.

— Zakochałeś się, Freddie? — szepnęła, lekko szturchając go w ramię.

— Nie.

— Tak — powiedział w tym samym czasie George.

Wszyscy troje popatrzyli na siebie i zachichotali.

— Powodzenia — dodała Alicja z uśmiechem.

Fred nagle odwrócił się do niej i pokiwał palcem, by się zbliżyła, co od razu uczyniła.

— Co... hmm... co by ci zaimponowało, gdyby chłopak zrobił? — szepnął. — Albo, nie wiem... Jak chciałabyś spędzić z nim czas? Wolisz romantyków czy może śmieszków?

— Freddie, kocham cię i chciałabym ci pomóc, ale każda dziewczyna jest inna — odparła cicho Alicja i spojrzała mu w oczy. — I wiedz, że każda dziewczyna woli, jak chłopak jest po prostu sobą.

— Czyli pajacem z odrobiną romantycznością?

Zaśmiała się cicho.

— Coś takiego — skinęła głową. — Ja, jeśli mam być szczera, cieszyłabym się z każdego, który dałby mi choć odrobinę uwagi. Reszta to już jest do wypracowania. I kwiaty. I Quidditcha. Cieszyłabym się zarówno z kwiatów jak i sprzętu.

Fred pokiwał głową w zamyśleniu. Po chwili zmarszczył brwi, zdając sobie z czegoś sprawę.

— Boże, ona przecież nie lata. O czym ja mam z nią rozmawiać? — jęknął zrezygnowany i przetarł twarz dłońmi. — Wszystko nie tak, jak powinno być...

— Ale zawsze kibicuje Puchonom i zawzięcie ogląda — wtrącił się szeptem Lee — widziałem to na każdych rozgrywkach!

Fred pokręcił głową i spojrzał w kierunku Nadine. Natarczywie szeptała o czymś z Cedrikiem. Aż go krew zalała. Jemu się udało, a on nie może sobie z nią poradzić? Chyba że...

— Georgie — szepnął gorączkowo.

— Tak, szefie?

— Jakie są szanse, że ona z nim jest?

Zapadło dłuższe milczenie. Nawet Angelina Johnson zaczęła się w ich kierunku pochylać.

— Nie wiem, szefie, może pięćdziesiąt na pięćdziesiąt? Diggory ugania się za Cho Chang.

Fred westchnął ciężko. Musi mu się w końcu udać. Pajac z odrobiną romantyczności? Da się zrobić.

Niedługo później skończyła się lekcja. Nadine i Cedrik niemal wyparowali z klasy, zmierzając do Wielkiej Sali na kolację. Nawet nie zauważyli, że Weasleyowie z Lee Jordanem szli niedaleko za nimi. W sali wejściowej było już pełno uczniów i usłyszeli głosy...

— Weasley! Hej, Weasley!

Draco Malfoy, Crabbe i Goyle wyraźnie byli z czegoś uradowani. Niektórzy przystanęli, w tym dwójka Puchonów, żeby posłuchać.

— Co? — zapytał Ron Weasley.

— Piszą o twoim tacie, Weasley! — rzekł Malfoy, wymachując Prorokiem Codziennym. Mówił na tyle głośno, żeby każdy go słyszał. I zaczął czytać artykuł. — Jest i zdjęcie, Weasley! — dodał na koniec, podnosząc wysoko gazetę. — Zdjęcie twoich rodziców przed ich domem... jeśli można to nazwać domem! Twoja matka mogłaby zrzucić parę kilo, nie uważasz?

Ron zaczął dygotać z wściekłości. Nadine zauważyła w tłumie równie rozjuszonych bliźniaków, którzy już zmierzali do Malfoya. Zerwała się i podbiegła do nich, kiedy Ślizgon znowu obraził panią Weasley.

— Hej, hej, hej — zaczęła z szybko bijącym sercem, znajdując się przed chłopakami. Spojrzeli na nią, czerwoni ze złości i na pewno pragnący nakopać Malfoyowi. — Spokojnie, proszę, Harry sobie świetnie radzi...

— Znasz swoją matkę, prawda, Malfoy? — powiedział Potter. — Ma minę, jakby ktoś jej podłożył łajno pod nos. Czy ona zawsze ma taki wyraz twarzy czy tylko wtedy, jak ty jesteś w pobliżu?

— Widzicie? — szepnęła, kładąc dłonie na ich klatkach piersiowych. Kto, jak nie ona, mógłby ich uspokoić? Brakowało tylko bójki w pierwszy dzień zajęć... — Spokojnie, Fred, George...

Coś huknęło i wielu krzyknęło z przerażenia. Nadine odwróciła się gwałtownie, a w miejscu, w którym stał Malfoy, znajdowała się teraz śnieżnobiała fretka. To Moody przemienił go w łasicę i teraz podrzucał go do góry i krzyczał na cały korytarz. Nadine aż skręciło ze strachu. Nad sobą usłyszała śmiech Weasleyów. Uniosła głowę i uśmiechnęła się lekko, a po chwili szybkim krokiem ruszyła do Cedrika.

Dopóki ktoś nie złapał ją za rękę.

Odwróciła się gwałtownie i spojrzała z dołu na jednego z bliźniaków.

— Proszę — powiedział, patrząc na nią z nadzieją. Gdzieś z tylu głowy jakieś głupie rzeczy zaczęły mu się nasuwać... To czary, czy naprawdę został przez nią onieśmielony? Potrząsnął głową i zamrugał. — Nadine...

— Jestem tak piękna, że nie wiesz, co powiedzieć?

— Tak... to znaczy!

— Super — zabrała rękę, a w jej oczach błysnął gniew. — Nie umówię się z tobą, Weasley — rzekła stanowczo i odwróciła się, odchodząc do Cedrika.

Przez czary... tak, to na pewno przez czary... Fredowi na chwilę oczy się zaszkliły.

— Znowu zrobiłem z siebie idiotę — syknął zły.

Gdyby stokrotka była odważniejsza | Fred Weasley Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz