9🦁

166 17 4
                                    

⚠️TW: molestowanie seksualne nieletniej
~

Cedrik o mało nie wyszedł z siebie, słysząc opowieść Nadine. Długo zapewniał ją i prosił, by z tego nie zrezygnowała i dała... któremukolwiek bliźniakowi szansę. Diggory nie rozróżniał ich, zresztą jak większość uczniów. Nawet średnio pamiętał imiona Weasleyów. Wiedział jedynie, że dziewczyna to Ginny.

Nadine bardzo to bawiło, ale sama całkowicie szczerze miała problem z ich imionami. Pamiętała, że Fred i George to bliźniacy. A który to który? Chyba nie było to jej potrzebne do szczęścia. Nie przekonała się za bardzo do żadnego z nich.

To stawało się coraz bardziej skomplikowane. Nadine była świadoma swojej drzemiącej magii i umiejętności. Cholerna krew wil. Przecież nie będzie zadawać się z kimś tylko dlatego, że mu się podoba. To niesamowicie obrzydliwe. Ale jeżeli Fred i George mówili szczerze... Na Merlina, w życiu nie byłaby szczęśliwsza! Z kolejnej jednak strony bardzo bała się zaryzykować. Nie chciała się zawieźć i znowu przepłakiwać tygodni, bo miała dość. Wolała też nie wiedzieć, co taki przeciętny uczeń mógł mieć w głowie na jej temat. Czasami od tego robiło jej się niedobrze.

Ach, ileż to razy ktoś ją dotykał bez jej zgody...

Tego bała się równie mocno. A sytuacje takie kiedyś miały miejsce. Kiedy jeszcze nie rozumiała wielu rzeczy i chciała spotykać się z miłym, przystojnym Krukonem, starszym o rok... Pamiętała to strasznie wyraźnie, mimo że minęło już sporo czasu.

Zaprosił ją na spacer po błoniach. Nadine nie miała żadnych przeciwwskazań. Ubrała się ciepło, gdyż wiał chłodny wiatr i założyła czapkę. Wyszli z Krukonem z zamku. Przechadzali się po błoniach, rozmawiali na przeróżne tematy, a Nadine czuła się cudownie. Słuchał jej uważnie, odpowiadał, był nią bardzo zainteresowany. Aż za bardzo.

— Tak się cieszę, że tu razem jesteśmy — powiedziała przeszczęśliwa, obracając się wokół własnej osi, gdy zawiał mocniejszy wiatr i piękne bordowe liście spadły z drzewa.

— Ja też — przytaknął, kiwając głową i uśmiechając się od ucha do ucha. — Chodź, usiądziemy tu.

Pociągnął ją do najbliższego, ogromnego drzewa, rosnącego niedaleko wzburzonego jeziora. Usiadł pod nim i oparł się plecami o konar. Poklepał miejsce obok siebie, a Nadine szybko się tam znalazła. Wyciągnęła przed siebie nogi z szerokim uśmiechem. Krukon mówił coś do niej, a pewnym momencie pocałował ją w policzek. Cała się zarumieniła. Poczuła nawet motylki w brzuchu, ale zaraz to minęło.

Nawet nie zauważyła, kiedy objął ją w pasie, kładąc dłoń na jej udzie. A potem powoli i delikatnie zaczął ją zsuwać niżej, głębiej... Oblała się zimnym potem i znieruchomiała, nie wiedząc, co zrobić. Nadine miała wrażenie, że strach sparaliżował wszystkie jej mięśnie. Z trudem dała radę przełknąć ślinę. To był jakiś koszmar... ma jakieś zwidy... Dotyk jednak był prawdziwy. Czuła rękę Krukona między nogami bardzo wyraźnie i na pewno nie mógł to być koszmar. Gdy odzyskała władzę w nogach i całym ciele, zerwała się spod drzewa.

Nadine cała zbladła. Ledwo przełknęła ślinę, patrząc z przerażeniem na Krukona. Nogi się pod nią ugięły i o mało się nie przewróciła. Nie potrafiła wydusić z siebie nawet słowa, czegokolwiek. Było jej tak ogromnie ciężko. Świat jakby jej zawirował, serce zamarzło ze strachu. To naprawdę się stało.

— Co? — zapytał Krukon wyzywająco. — Nie podobało ci się? — wstał nagle i podszedł do niej.

Nadine odsunęła się od razu, cała drżała.

— Zostaw mnie — wydusiła ciężko i nim zdążył coś powiedzieć, zmusiła nogi do pracy i pobiegła do zamku.

Nie wiedziała, czy szedł za nią, czy stał osłupiały. Biegła ile sił, byle jak najdalej się od niego znaleźć. Płakała każdej nocy przez następny tydzień, a Cedrik był przy niej i ją uspokajał. Tak bardzo była mu za to wszystko wdzięczna... 

Podobna sytuacja powtórzyła się niecały rok później, tym razem z jakimś Gryfonem. On natomiast był na tyle bezczelny, że mimo odmowy potrafił dalej ją dotykać.

To ją zabiło.

I zaczęła spychać wszystkich chłopaków, jacy tylko do niej podeszli.

Jedynym, którego nigdy nie odtrąciła, był Cedrik Diggory. Nawet razu nie śmiał jej dotknąć w czułych miejscach, więc utwierdziła się w przekonaniu, że zależy to od osoby, a nie tego, ile magii ma w sobie i do czego jest zdolna. Skoro on potrafił się powstrzymywać i nigdy jej nie skrzywdził, to każdy tak może. I tak Nadine była bardzo ostrożna i wolała odtrącić niż potem płakać przez tydzień.

Znała Weasleyów z lekcji, z opowieści, z samego korytarza i była pewna, że nie byliby zdolni do niczego takiego, ale jednak... pozory mogą mylić. I to ją bardzo przerażało.

Cedrik wspierał ją całe życie i był przy niej w każdym jego momencie. Znał sytuację, ale i tak stawał po stronie bliźniaków i prosił ją, by chociaż spróbowała. Najwyżej skopie im tyłki. Tak przynajmniej obiecał. Nadine starała się obmyśleć zarówno za, jak i przeciw. Ale nie mogła ciągle myśleć i stawiać ich w sytuacji głębokiego napięcia.

— Freddie, nie pękaj, myślę, że będzie dobrze — pocieszał brata George na każdym kroku, gdy tylko ten wyrażał niezadowolenie, że tyle musi czekać.

— Skąd ta pewność? — zapytał żałośnie rudzielec. — Zachowuję dystansik, nie żartuję sobie z jej przyjaciółeczki, a i tak czekam już kolejny dzień. Chociaż wyzdrowiała, chwała Merlinowi — pokręcił głową i założył ręce.

Fred, George, Lee, Angelina, Alicja i Katie siedzieli wokół stolika w Pokoju Wspólnym i słuchali lamentów pierwszego. Oczywiście, że wiedzieli o całej sytuacji od razu. Fred wręcz wychodził z siebie, ale prosił przyjaciół, by nie wyszło to poza ich krąg, bo do końca życia będzie im robił psikusy i to wyższej wagi.

— Fred, jesteś cudowny, na pewno nie będzie odmawiać — pocieszała go Angelina, ale tylko George i Alicja widzieli, że robiła to ze smutkiem. Rudzielec chciał z nią o tym później porozmawiać. — Byłaby głupia, gdyby cię odrzuciła.

— Ech — westchnął chłopak i przetarł twarz dłońmi. — Droga do serca dziewczyny to droga od żołądka, nie? Czy od książek? Prezentów? Co ja mam robić...

— Po prostu z nią rozmawiać — wtrąciła spokojnie Alicja. — Pytaj o zainteresowania, opowiadaj swoje żarty, na pewno będzie zadowolona. Bądź sobą. I pamiętaj, żeby się nie narzucać.

— Narzucać? Czyli? — Fred spojrzał na nią żałośnie i rozwalił bardziej na fotelu, który dzielił z Angeliną.

— Nie pchać się po prostu — odpowiedziała Katie. — Bądź sobą, Alicja ci dobrze mówi. Porozmawiajmy może o czymś innym, bo to bardzo depresyjny temat...

— Zgadzam się — rzekła od razu Angelina. — Zrobiliście tę pracę na eliksiry? Snape znowu się rzuca na te tematy...

Zaczęli zawzięcie dyskutować, obrażając profesora i wymieniać się odpowiedziami na temat swoich pracy. Johnson była nieco przygnębiona i dopiero gdy została sama z Georgem, chłopak od razu przeszedł do rzeczy.

— Angelina — powiedział poważnie, a ona spojrzała na niego pytająco. — Wiem, że podoba ci się Freddie, to widać. Przykro mi, że wyszło to tak, jak wyszło, ale no... sama widzisz, że ugania się za kimś innym.

Słowa George'a były dla niej bolesne, ale wiedziała, że miał rację, więc się nawet nie kłóciła.

— Wiem — odparła, starając się brzmiąc spokojnie i by głos jej się nie załamał. — Nie będę się wtrącać, jeśli o to ci chodzi.

Angelina wstała gwałtownie i od razu ruszyła na schody do sypialni dziewcząt.

— Czekaj! — zawołał George i poszedł szybko za nią.

Była już na górze, gdy schody w połowie drogi zmieniły się w pochyłą podłogę i Weasley potoczył się po niej i spadł. Jego usta opuściła wiązanka przekleństw, a Pokój Wspólny wypełniły śmiechy.

— Och, Georgie, nie wiedziałem, że gustujesz w Gryfonkach!

Gdyby stokrotka była odważniejsza | Fred Weasley Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz