2

5 1 0
                                    

-Tato mam wszystkie papiery- oznajmiłam wchodząc do gabinetu w biurowcu ojca. Gabinet znajdował się na ostatnim piętrze, i był ogromny z każdej strony znajdowały się okna, przez co wydawał się optycznie większy, no i miał piękne widoki na całe Miami.  W pomieszczeniu były trzy biurka, taty, moje oraz jego asystentki-Zostawiam ci na biurku i kończę już na dziś- mówiłam w międzyczasie odkładając papiery na biurko.

-Jakie plany na wieczór?-Ojciec spojrzał na mnie spod dokumentów, które właśnie przeglądał. Mój tato jest mężczyzną w średnim wieku z gęstymi czarnymi włosami, ubrany zazwyczaj w drogi elegancki garnitur, jak na swój wiek ma wysportowaną sylwetkę.

-Idę z Collinem i Kim na plaże, w końcu ostatni dzień wakacji.

-Baw się dobrze- Obdarzyłam go szczerym uśmiecham i opuściłam pomieszczenie, weszłam do windy i zjechałam na parter, pożegnałam się z recepcjonistką i wyszłam z biurowca. I nie nasza recepcjonistka nie jest jak te w filmach, nie ma skąpego stroju i mocnego makijażu. U ojca w firmie każdy musi się prezentować elegancko, nawet ja. Dlatego mam na sobie czarną dopasowaną spódnicę i biała koszulę oraz buty na obcasie. Wychodząc z biurowca skierowałam się do auta, z bagażnika wyjęłam sportowe buty, jak najszybciej uwolniłam nogi z tych okropnych szpilek. Wsiadłam do samochodu i jechałam w stronę mojego apartamentowca. Wjechałam na podziemny parking, zaparkowałam auto i ruszyłam w stronę windy, wybrałam moje piętro, ale winda miała inne plany bo zatrzymała się na parterze. A moje oczy ujrzała szatyna, wszedł do windy i stanął obok mnie. Od incydentu kilka dni temu, nie widziałam go. Ale pech chciał, że też musi jechać ze mną winą. 

-Ciekawe dobranie stroju- odparł po chwili ciszy. Spojrzałam w dół, no tak eleganckie ciuchy i różowe sportowe buty, ale zignorowałam go i nic nie powiedziałam- och no tak, mamy focha?

Winda zatrzymała się na moim piętrze, wyszłam z niej prawie biegnąc, ku mojemu zdziwieniu szatyn również wyszedł, minął mnie i szedł w kierunku mojego mieszanie, ale zatrzymał się przy drzwiach obok, pewnym siebie krokiem ruszyłam do mieszania, czułam na sobie baczny wzrok szatyna, ale nie spojrzałam w jego kierunku, otworzyłam drzwi i niemal od razu zamknęłam za sobą. Opadłam z ulgą na kanapę. Jest szesnasta, mam jeszcze trzy godziny do wyjścia z przyjaciółmi. Przebrałam się w luźniejszy strój i zabrałam się za sprzątanie apartamentu, Kim i Collin pewnie zostaną u mnie na noc, jak po każdej imprezie. Muszę w końcu przerobić graciarnię na pokój gościnny. Moi przyjaciele mają u mnie kilka najpotrzebniejszych rzeczy, takich jak czyste ubrania, bielizna czy szczoteczka do zębów. Dlatego nigdy się nie martwią, że czegoś im zabraknie. Po ogarnięciu całego mieszkania weszłam do kuchni, zajrzałam do lodówki i uznałam, że trzeba udać się do sklepu w końcu jutro będę mieć dwóch darmozjadów na głowie. Złapałam kluczyki do auta i wyszłam z mieszkania. 

Przemierzając alejki sklepu, wrzucałam najpotrzebniejsze produkty do wózka, udałam się na dział z alkoholem, zgarnęłam kilka butelek  najlepszego wina.

-Alkohol jest niezdrowy- na dźwięk głosu przy uchu zadrżałam

-Znowu Ty

-No proszę, księżniczka jednak umie mówić- szatyn spojrzał na mnie z wysoko uniesionymi brwiami.

-Czego chcesz?

-Od ciebie nic- zaczął niebezpiecznie zbliżać się w moim kierunku, jego ręka szła w moim kierunku, po chwili sięgnął wino za mną.

-Alkohol jest niezdrowy- zacytowałam go

-W takich ilościach na pewno- skinął głową na mój wózek, no tak siedem butelek wina to dużo. Ej ale tak na moją obronę to wino jest dobre i szybko się wyprzedaję, dlatego zawsze biorę na zapas- I zabrałaś najlepsze wino- hm skoro lubi to wino co ja to może się dogadamy.

-To już nie mój problem- zruszyłam ramionami i skierowałam się do kasy. Szatyn szedł za mną, zaczęłam wyjmować produkty na ladę, by po chwili spakować z powrotem zeskanowane do wózka. Zapłaciłam za zakupy i pakowałam je dalej, w tym czasie kasjera zaczęła obsługiwać mojego sąsiada.

-Przykro mi, ale karta odrzucona- na słowa kasjerki obróciłam się w kierunku zmieszanego szatyna.

-Zapłacę- podałam kartę kasjerce. Wiem, wiem nie lubię, ale to dzień dobroci dla zwierząt, a poza tym zrobiło mi się go szkoda. Razem wyszliśmy ze sklepu a ja zaczęłam iść w stronę mojego auta.

-Zaczekaj- szatyn zatrzymał mnie- podaj mi numer konta oddam Ci pieniądze

-Nie trzeba- chciałam odejść, ale mnie zatrzymał

-Powiesz chociaż jak masz na imię?

-Maddie- skłamałam, po co mu było moje imię?

-Jestem Niall- podał mi rękę 

- A więc Niall, przepraszam ale się spieszę- odeszłam nie otrzymując odpowiedzi, spakowałam zakupy do auta i udałam się, żeby odstawić wózek. Szatyna nie było już na parkingu, wsiadłam więc do samochodu i odjechałam w stronę apartamentów. W końcu czeka mnie wyjście na plaże...

~~*~~

Mamy kolejny rozdział!

Mam nadzieję, że wam się podoba!

Następny pewnie jutro!

~~mmetkaa


Niezależna|NH|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz