1. Jebie sarkazmem na kilometr.

89 7 0
                                    

- Emily do cholery wstawaj bo się spóźnisz. - były to pierwsze słowa, które usłyszałam i które bezczelnie przerwały mi spokojny sen, a sprawcą tego wszystkiego była Grece Evans zwana również moją matką.

Stała w drzwiach do mojego pokoju ubrana w czarny garnitur i tego samego koloru szpilki gotowa o godzinie siódmej do pracy. Blond włosy do ramion jak większość czasu uwiązane były dziś akurat w idealnego koka, duże miodowe oczy, które po niej odziedziczyłam, mały nos, wąskie usta, średni wzrost. Miała czterdzieści pięć lat, a wyglądała na dziesięć mniej, a to dzięki temu, że co najmniej dwa wieczory tygodniowo spędzała na siłowni. I dostała dobre geny. Prezentowała się idealnie.

W przeciwieństwie do mnie.

Na jej krzyki jęknęłam i już chciałam się obrócić na drugi bok. Niestety było to nie wykonalne.

- Jeśli nie będziesz gotowa za 15 minut odetnę ci Internet. - zagroziła i po prostu wyszła trzaskając drzwiami.

- Jezu już wstaje. - wyszłam ze swojego łóżka w chuj niezadowolona i skierowałem się do łazienki, która znajdowała się w moim pokoju. Szybko umyłem zęby, pomalowałam się i skierowałem do pokoju, a następnie do szafy z której wygrzebałam czarne jeansy biały krop top zawiązywany po bokach z długim rękawem. Zabrałam jeszcze swój plecak i wyszłam z pokoju.

Otwierając drzwi zaraz obok moich, weszłam do pokoju widząc swojego brata, który smacznie sobie spał. Wskoczyłam wprost na niego. Jack jedynie westchnął niezadowolony i chciał mnie z siebie zrzucić. O nie. Zaczęłam go gilgotać co pomogło i zaraz otworzył swoje gały.

- Czego ode mnie chcesz? - zapytał. Bardziej się wydarł ale jebać.

- Masz wstać i być gotowy za 10 minut. - uśmiechnęłam się najsłodziej jak umiałam, wstałam z niego i ruszyłam w stronę kuchni.

- Spierdalaj bachorze. - usłyszałam jeszcze jego krzyk.

Jack Evans, mój o rok starszy brat, dziecko o dobrych genach od naszej matki jak i od ojca. Ciemny blondyn o piwnych oczach i wysokim wzroście. Chodzi do ostatniej klasy naszego kochanego liceum, czyli za rok pewnie już go tu nie będzie tylko na imprezach w jakimś college'u.

W kuchni zobaczyłam mamę, która biegała po całej kuchni jak poparzona. Pomińmy fakt, że robiła to na dziesięciocentymetrowych szpilkach z taką gracją, gdzie ja w trampkach na trzeźwo nigdy bym tego nie dokonała.

Nie chcą jej przeszkadzać szybko zgarnęłam pieniądze z blatu i ruszyłam do holu.

- Śniadanie? - zapytała za mną.

- Nie chce. - odpowiedziałam ubierając swoje ukochane białe nike. Rzadko kiedy jadłam śniadanie przed szkołą, nie przez to, że cały czas się spóźniałam, a nie to jednak przez to. Gdy skończyłam tą czynność pojawił się mój brat. Zrobił to co ja i wyszliśmy z domu krzycząc mamie na pożegnanie.

Skierowaliśmy się do czarnego BMW M4, które stało przed naszym domem. Auto było prezentem dla Jacka i dla mnie na urodziny. Niestety on z tego prezentu korzystał wcześniej i częściej. Wsiedliśmy obydwoje ja na miejscu pasażera, mój brat kierowcy i ruszyliśmy w piętnastominutową podróż.

Wysiadając z zaparkowanego auta ruszyłam do tego burdelownika. Miałam tylko pięć minut do dzwonka na pierwszą lekcje, więc szybko szłam do mojej szafki. Zoe już tam na mnie czekała, a gdy zauważyła, że idę w jej stronę zaczęła machać jak pojebna.

- Hejka. - powiedziała na przywitanie i szybko cmoknęła mój policzek.

Zoe była moją najlepszą przyjaciółką od kiedy w podstawówce przeprowadziła się do Santa Monica. To z nią przeżywałam wszystko zaczynając od pierwszego okresu do złamanego serca. Była zajebiście ładna. Blondynka o niebieskich oczach, ładne usta, średni nosek, który chyba od zawsze był jej kompleksem numer jeden. Metr siedemdziesiąt pięć i figura jak u modelki, której zazdrościła nie jedna dziewczyna, w tym ja.

VELENOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz