Wbijanie włóczni w bok (raz po raz)

269 16 16
                                    

Najpierw trzymał Tommy'ego w nasłonecznionym pokoju.

Przyszedł wcześniej, niż się spodziewał, to taka drobnostka, o wiele mniejsza niż jego brat. Położne powiedziały im, że jest szansa, że ​​stracą go w ciągu godziny, a jego żona przytuliła noworodka do piersi, szlochając na jego bladej skórze.

„Moje dziecko”, płakała, „mój mały wojownik. Bądź odważny, Tommy, bądź silny ”.

Ale Tommy był tak nieruchomy w ramionach matki.

Philza stała przy jej łóżku, patrząc, jak grucha i płacze na dziecko, które się nie poruszyło. Przeżył milion żyć, a wszystkie jego nieszczęścia łącznie nie dały się porównać z bólem żałobnika w łóżku jego syna. A gdy minuty mijały, nie zważając na rosnącą przepaść w jego piersi, stwierdził, że nie może nawet płakać. Był to smutek zbyt wielki na łzy, smutek zbyt nieskończony, by go zmierzyć.

A kiedy żona zaoferowała mu dziecko, aby dać mu szansę na pożegnanie pomimo własnej rozpaczy, Philza zrobiła coś, czego nigdy sobie nie wybaczy. Zawahał się.

Spojrzał na milczące zawiniątko w jej ramionach, martwe, zanim jeszcze zdążył żyć, i poczuł narastające pęknięcie w jego sercu. Taki był ostatecznie los ludzkości. Nie miało znaczenia, czy Tommy dożył następnego roku, następnej dekady czy następnego oddechu, i tak pewnego dnia umrze. Zgorzkniały, tępy i nienawistny do świata, Philza zastanawiała się, czy nie byłoby lepiej, gdyby Tommy umarł teraz, zanim Phil zdołałby go bardziej pokochać. Ludzie opłakiwali piękno więdnącej róży, ale nie kwitnący pączek przyprawiałby o cichszy ból serca.

Ale Tommy nie był kwiatem. Był Tommy'm. Był synem Phila i kochał go teraz tak bardzo, jak mógł go później kochać, chociaż później może nigdy nie nadejść. Ale jego ramiona były zrobione z kamienia. Nie powstaliby tak bardzo, jak chciał. Wiedział, że gdyby trzymał teraz Tommy'ego, nigdy by nie puścił. Podążyłby za swoim dzieckiem do grobu.

A potem był tam , przemykając obok strażników i położnych, przechodząc pod wezwaniem boga rozpaczającego. Wszedł do łóżka, uśmiechając się do matki, najwyraźniej nieświadomy - lub odporny, jak to często miały dzieci o rozgwieżdżonych oczach - na cierpienie, które wypełniało powietrze w pokoju.

„Czy to mój brat?” - zapytał Wilbur, pochylając się nad dzieckiem w ramionach matki. - Czy mogę go potrzymać, mamo?

W gardle Phila pojawiła się gula. Odwrócił się, zanim Wilbur zdążył dostrzec jego twarz, a kiedy się odwrócił, Wilbur trzymał Tommy'ego w delikatnym zgięciu ramion. Słońce padało skośnie i Phil chciał zapamiętać ich w ten sposób na zawsze: swoich dwóch pięknych synów, unieśmiertelnionych w złocie. Brązowe loki Wilbura ukrywały jego wyraz twarzy, gdy pochylał się nad dzieckiem, mamrocząc coś, czego Phil prawie nie zauważył.

A dziecko zaczęło płakać.

Wilbur odsunął się zdumiony, z twarzą ściągniętą w zachwycie. "Co to jest?" - zapytał gorączkowo. "Czy zrobiłem coś nie tak?"

- Nie - szlochał Phil, padając na kolana przed nimi trzema - jego uroczą, śmiejącą się żoną, jego uprzejmą, oszołomioną Wilburem i jego głośnym, wrzeszczącym Tommy'm. „Zrobiłeś wszystko dobrze, mój chłopcze. Jesteś perfekcyjny."

Teraz Wilbur trzymał brata - już nie niemowlę, ale wciąż takie, takie małe - do piersi, kiedy szli przez cichy, pusty obóz. Wilbur wypowiedział słowa, które po raz pierwszy wypowiedział do swojego brata przez te wszystkie lata wcześniej, w kółko, jak zaklęcie lub modlitwa, aby przywrócić go do życia.

„Będę Cię kochał na zawsze, będę Cię kochał na zawsze, będę Cię kochał na zawsze”.

Ale tym razem Tommy się nie obudził.

Passerine - polskie tłumaczenie ( Zakończone )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz