Joke

342 20 5
                                    

Aang rozchylił oczy. Nie pamiętał kiedy ostatnio był aż tak zmęczony. Zupełnie jakby nie spał przez kilka dni, albo Gyatso znów zrobił mu trening. Usiadł porządnie się rozciągając, poczuł też wtedy jak zastałe ma mięśnie. To było zastanawiające, lecz młody mnich nigdy takimi rzeczami się nie przejmował, zawsze skupiając się na nowym ekscytującym dniu. Odkrył natychmiast, że jest w igloo? Nigdy wcześniej nie był w lodowym domu, chociaż zawsze chciał takowy zobaczyć. Mógł od razu stwierdzić że pomimo niskiej temperatury bieguna było tu ciepło a najbardziej niesamowite było to, że obok żarzyło się ognisko a lód się nie topił. Jedyna rzecz, która go zniesmaczyła były liczne futra usłane na podłodze i okrywające go. Były miękkie, puchate i ciepłe, jednak to kiedyś były zwierzęta. Istoty, które żyły, a każde życie jest święte, jak wpajali mu od urodzenia. Wstał po cichu nie wiedząc czy ktoś jeszcze jest w igloo. Nasunął szybko buty i wierzchnie ubranie, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że nie pamiętał kiedy je z siebie zdjął. Natychmiast też złożył ładnie posłanie, na którym spał i usiadł przy ognisku czekając na jakąkolwiek osobę. Pierwszy raz widział tak podejrzliwych wobec niego ludzi. Coś jest nie tak. Jakąś wojnę prowadzą? Mają konflikt z innym plemieniem albo nacją? Mniejsza o to. Plan na dziś poślizgać się na pingwinach i potajemnie wrócić do Gyatso, na pewno się martwi. Nie powinien uciekać tak bez słowa. Aang oplótł ręce wokół nóg. Dlaczego, ze wszystkich magów powietrza akurat on musiał być Avatarem? Nagle do salonu wszedł Sokka przeciągając się leniwie. Za nim podekscytowana wskoczyła Katara.
- Cześć Aang! - Zawołała dziewczyna - Jak się czujesz? Przestraszyłeś nas wczoraj! Może jeszcze odpoczniesz?
- Było mówić że nie dasz rady iść, a nie upadasz na twarz po chwili - Dodał Sokka nalewając sobie do kubka świeżego mleka. Dwunastolatek zaśmiał się głupawo.
- Nie wiedziałem że aż tak jestem zmęczony - odparł lekko przypominając sobie jak wczoraj nagle pociemniało mu przed oczami. Poczerwieniał i lekko podskoczył wstając - Dzięki że mnie nie zostawiliście na mrozie.
- Jak jesteś szpiegiem to bardziej przydasz się żywy.
- Sokka! - Piętnastolatek wzruszył ramionami uśmiechając się lekko. Aang wyszczerzył zęby.
- Jesteś głodny? - Zapytała Katara. Chłopak pokiwał energicznie głową. Wtedy do igloo weszła Kanna i Zuko. Książe gdy tylko dostrzegł, że przybysz nie śpi, pochylił bardziej głowę nie ściągając kaptura.
- Daliśmy twojemu bizonowi świeżego jedzenia, które dajemy koniferom - Kanna odstawiła pakunki obok wejścia - Nie to że cię wyganiamy młody mnichu, ale lepiej będzie jak opuścisz naszą wioskę. Nie jest to dobry czas na zwiedzanie świata - Aang przekszywił głowę i ze zrozumieniem pokłonił się starszej.
- Dziękuję że zajęliście się mną i Appą.
- Najpierw zjedzmy śniadanie - Babcia postawiła kociołek i podłożyła do ogniska by żar zajął drewno. Aang natychmiast lekko dmuchnął by płomień szybciej się rozbujał, na co starsza kobieta kiwnęła lekko głową.
- Idę do Agni i Tui - Odparł szybko Zuko i na pięcie odwrócił się wychodząc z igloo.
- D-dlaczego Zuko mnie unika? Nie lubi mnie? - W igloo nastała nerwowa cisza.
- Nie ufa obcym - Odparła w końcu babcia wskazując miejsce Aangowi.
- No cóż zrobić, nieśmiały chłopak - Odparł lekko Sokka.
- Więc jesteś magiem - Zaczęła dziewczyna na co dwunastolatek kiwnął głową - Pokażesz mi parę sztuczek magii powietrza? - Babcia przewróciła jedynie oczami. Chęć nauczenia się magii była u Katary ogromna a Kanna nie mogła nic z tym zrobić. Czternastolatka wręcz chwytała się brzytwy by nauczyć się czegokolwiek, toteż za ciekawość i lekką naiwność starsza kobieta nie mogła jej winić.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Aang popisywał się przed wioską swoimi umiejętnościami, gdy w tym czasie Zuko stał oparty o lodowy murek. Babcia często opowiadała im o magach powietrza i o Avatarze, jednak wyobrażał to sobie jakoś inaczej. Po pierwsze mnisi wydawali mu się raczej spokojni, wiecznie medytujący i starzy... O tak, gdy ktoś mówił mnich to Zuko na myśl od razu przychodził starzec narzekający na plecy w prześcieradle z twarzą Kuthruka, co było trochę sprzeczne gdyż Kuthruk na mnicha nadawałby się jako ostatni. Po drugie Avatar. Potężny i dumny mag, władający wszystkimi żywiołami i świecącymi oczami. Tymczasem Aang... Zamarzający letni deszcz unieruchomił lotki w latawcu, chłopak zawirował i zleciał 6 metrów w dół, chroniąc się bańką powietrza od przyrżnięcia w śnieg. Latawiec zaszybował i upadł księciu pod nogi. Młody mag zaczął się śmiać i na tej dziwnej bańce podleciał do szesnastolatka, który odwrócił się na pięcie. Nie ma bata że ten bachor to Avatar.
- ZUKO POCZEKAJ! Możemy porozmawiać? - łysy dzieciak zawołał głośno. Wtedy wszystkie dzieci oglądające popisy maga powietrza dostrzegły ulubionego kompana. Chórem zawołały Zuko i zaczęły biec w jego stronę.
- ZUKO, AANG POKAZYWAŁ NAM JAK LATA!
- Śmigał tu, tu i tu
- A potem ziuuum - Dzieciaki przekrzykiwały się wzajemnie.
- Teraz ty mu pokaż iskierki! - Zawołał najgłośniej Kavik.
- Właśnie Zuko! Pokaż mu jak robisz iskierki! - Zawtórowały bliźniaczki.
- Mam robotę łobuzy - Książę zniżając głowę zmierzwił włosy najmłodszym - A z tobą - Spod kaptura spojrzał na Aanga mieniącymi się złotem oczami - nie mamy o czym rozmawiać.
- No weź! Nic Ci nie zrobię - Zajęczał dwunastolatek otrzepując latawiec ze śniegu.
- Zuko nie bądź niemiły! - Kavik oparł ręce o biodra i zrobił minę kropka w kropkę jak jego matka gdy była zła.
- A czy wy przypadkiem nie mieliście ćwiczyć rzucania bumerangami? - Dzieciaki zacisnęły usta i szurnęły nogami po śniegu - Sokka i Katara zaraz będą wracać z portu, jak się nie schowacie to na stówę mój brat zaciągnie was do roboty - Ciepły choć krzywy i cwaniacki uśmiech mignął na twarzy Zuko, który widząc że Aang niebezpiecznie się zbliża począł się wycofywać. Dzieci spojrzały po sobie i czym prędzej uciekły szukać schronienia. Najpewniej znów pójdą do igloo Atki, gdzie było najwięcej zakamarków i fajnych rzeczy do zabawy. Pozostawione tam kosze po ziołach i dużo blatów były świetnym placem zabaw. Atka gdy wróci nie będzie zadowolony z tego co tam zobaczy. Trudno, brakuje rąk by móc utrzymać wszystkie igloo w czystości, przez to większość mizerniała w oczach z miesiąca na miesiąc. Zuko pokręcił głową i czym prędzej ruszył do swojej klaczy. Słyszał ciche truptanie Aanga za sobą i to jak się chowa za każdym razem gdy szesnastolatek odwracał się by go przepędzić. Zagryzł zęby, szybko osiodłał Tui i ruszył w zimowy step. Galopował długo. Pozwolił wiatrowi zdjąć kaptur z głowy i rozwiać jego w sumie już długie włosy. Ciekawe czy są już tak długie jak u Rohana? Zatrzymał się przy pierwszych wnykach. Syknął gdy nic się nie złapało. Jeszcze raz zastawił pułapkę i przysunął bliżej dziury, w której chowały się kotolisy. Tuż obok Tui leniwie żuła świeżo przymarznięte liście, które korzystając z chwili cieplejszych dni wyrosły, ze zdaje się dawno zamarzniętych drzew, by choć trochę się złapać słońca. Zuko pogładził konifera po szyi i złapał wodze wskakując na jej grzbiet.
- Dalej Tui, byle dalej od kłopotów - szepnął i pojechał sprawdzać następne pułapki. Za szybko do wioski nie wróci, byleby tylko ten dzieciak go nie zobaczył. Nastolatek miał tylko nadzieję że bachor nie poleciał za nim, chociaż co on może z tym latawcem.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Zhao złapał się za nasadę nosa stojąc w najdziwniejszej, pływającej górze lodowej jaką widział, a naoglądał się ich ostatnio nazbyt dużo. Owalny kształt, stopiona od środka i na brzegach. Nie oderwała się od lądu. Cała gładka, jakby wydobyła się z wody lub ktoś stopił ją ogniem.
- MÓJ PANIE! - Do mężczyzny podszedł podwładny ze starannie wyszytą sakwą w niebiesko brązowych barwach. Cała była przemoknięta i lekko zamarznięta, cała zawartość zdążyła już uciec ze środka.
- Tubylcy - prychnął Zhao - Musieli tu być. Kurs na biegun, trzeba się dowiedzieć co tu zaszło - Uciął, zmierzając do szalupy, na której dopłynęli do lodowej, dryfującej wysepki.
- Jest sens? Może któryś z naszych okrętów stoczył bitwę w tym miejscu i to dlatego jest stopiona - Napomknął bosman. On jak i cała załoga chcieli opuścić to zapomniane przez Agni miejsce i wrócić na cieplejsze wody. Było tu zdecydowanie za zimno.
- I nas nie poinformowano? - Wysyczał złowrogo kapitan - Był tu ktoś kto potrafi władać ogniem. Bardzo potężny ktoś. Myślcie idioci. To na pewno był Avatar, a skoro są tu rzeczy tych przeklętych eskimosów to musieli go odnaleźć i zabrać do siebie! Jeśli go odnajdziemy przejdziemy do historii - Zhao uniósł głowę i skierował na słońce. Uśmiechnął się szeroko otwierając migoczące w słońcu oczy. Skinął głową w podzięce dla Agni - Na statek i ster na ląd. Nie odpłynę stąd bez Avatara.
- TAK JEST! - Zadudnił donośny głos żołnierzy.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

- Kapitanie Lin Cho - Skłonił się Hakoda w stronę zmierzającego z uśmiechem wielkiego kapitana Królestwa Ziemi.
- Wodzu Hakodo - Lin Cho odwzajemnił pokłon - Cieszę się że tak szybko do nas dotarliście. Mam nadzieję że obyło się bez walk.
- Na horyzoncie jedynie mały statek, nie zbliżył się do nas, więc rejs spokojny.
- Plotki o Bestiach z Południa szybko się roznoszą - Dodał Shang stając obok swojego dowódcy - To zaszczyt Cię w końcu poznać, nazywam się Shang Jin - Wojownicy podali sobie dłonie.
- Dobrze, a teraz do rzeczy - Zaczął donośnym tonem Lin Cho - Chcemy byście wspomogli nas w poszukiwaniach zaginionego księcia z Narodu Ognia. Pewnie o nim słyszeliście - Hakodzie nawet brew nie drgnęła. Jedynie Bato i Sitka stojący za plecami wodza spojrzeli ukradkiem na siebie.
- Z tego co wiem podejrzewacie, że jest gdzieś na waszych ziemiach o ile żyje - Odparł spokojnie Hakoda.
- Dokładnie. Chcemy go w końcu odnaleźć, teraz gdy może już mieć szesnaście lat, w tłumie łatwo wytropić dzieciaka z piwnymi oczami i bladą skórą, niestety nasi ludzie nie odnaleźliby własnej żony, chowającej się za płotem.
- Jest sens? Na co nam zapomniany przez własną nację dziedzic? - Zapytał Bato.
- A po to by go na tronie Narodu Ognia posadzić, oczywiście rządziłby z naszą pomocą. Jak pokazały płomyczki trzeba mieć niewyobrażalnie wielką moc by unicestwić nację, a my takiej nie mamy. Lepiej by nacja była nam podległa. Tyle lat krzywd zostałoby odpokutowanych a i mielibyśmy nad nimi pełną kontrolę poprzez władcę, który jest uzależniony od nas. Fanatycy monarchii nie odmówią swojemu dziedzicowi. Proste, logiczne. Jedynie tego księcia brakuje.
- I my mamy go wytropić? Na lądzie. Na kontynencie, gdzie ⅓ to pustynia? My wychowani w bryle lodu? - Sitka wymownie skrzyżował ręce.
- Piach jest jak śnieg, różnica taka że jest ciepły i się nie lepi - Zaśmiał się kapitan - Będziecie mieć nasze pełne wsparcie, wszelkie przepustki i potrzebną pomoc.
- Muszę odmówić kapitanie. Wybacz mi - Hakoda złożył pełny pokłon - Nie wiemy jak zachowuje się ziemia. Znamy śnieg, lód i wodę. To nasz żywioł. Życzymy jednak pomyślnych poszukiwań. Jak sam wspomniałeś bladego dzieciaka z czarnymi włosami i odznaczającymi się oczami łatwo będzie znaleźć - Lin Cho odetchnął głęboko. Bestie z Południa a bronią się przed najlepszymi planami z księciem rękami i nogami.
- Liczyłem że się zgodzisz, przemyśl to jednak. Gdybyśmy odnaleźli księcia emmm, jak mu było - Zwrócił się do Shanga.
- Zulon... Zukon.. Zu, Zu - Zastanawiał się przez chwilę - ZUKO! - Kapitan pstryknął palcami.
- Księcia Zuko! To sekretne zabicie Ozaia i posadzenie Zuko na tronie to formalność. Wróciłbyś wcześniej do swoich dzieci Hakodo - Wódz uśmiechnął się ciepło.
- Więcej zdziałamy walcząc na znanym nam terenie - Po jego trupie odda Zuko Królestwu Ziemi by następni go sznatarzowali i kontrolowali.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣
Hakoda wszedł na swój statek i od razu zszedł pod pokład trzaskając drzwiami. Wojownicy spojrzeli po sobie.
- A jego co ugryzło? - Zapytał Rohan.
- Rozmowy nie poszły po jego myśli? - Dopytał Ole.
- Chcą znaleźć Zuko i prosili nas o pomoc. Chcą go posadzić na tronie Narodu Ognia i kontrolować - Wyjaśnił Bato. Wojownicy słysząc wieści zacisnęli pięści.
- Dobrze że młody siedzi na biegunie - Rzucił Togo sponad ostrzenia broni.
- Sami chcieliśmy go posadzić na tronie, ale to jeszcze dziecko - Wytknął następny wojownik.
- Tak go Hakoda wychował że nie potrzebuje kontroli by dobrze zapanować nad nacją.
- Jak na razie panował tylko nad dzieciakami w wiosce.
- Jest za młody i niedoświadczony, za kilka lat co najwyżej!
- O ile zechce - uciął ostro Atka - Nie zapominajcie że jeśli posadzimy Zuko na tronie wbrew jego woli to nic z tego nie będzie. Zjedzą go tam. Bez własnej woli ni jak nie zapanuje nad czymkolwiek. A sadzając go na siłę sami go zdradzimy - Sitka wyszczerzył zęby i zgarnął brata ramieniem.
- Dobra, wszyscy wiemy że to twój bachor. Nie musisz go tak bronić. Wiadomo że najpierw jego zdanie. Nie piekl się tak - Atka czekał cierpliwie aż Sitka wypuści go ze zbyt silnego uścisku. Wojownicy uśmiechnęli się półgębkiem.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Azula siedząc na łóżku w spokoju czytała książkę. Obok Mai po raz kolejny dzisiejszego dnia zaplatała Ty Lee warkocze. Przez to że czternastolatka skacze jak poparzona, robi salta i gwiazdy przy każdej możliwej okazji jej włosy są wiecznie w rozsypce. Do ich pokoju zapukała jedna ze służących
- Wejść - Azula odetchnęła i odłożyła książkę na szafkę.
- Księżniczko listy do Ciebie - Służąca pokłoniła się nisko i uniosła tacę w górę, na której znajdowały się dwa zapieczętowane pergaminy. Księżniczka gestem odprawiła młodą dziewczynę, zgarniając uprzednio listy.
- Od kogo tym razem? - Zapytała Ty Lee.
- Wuj i - Azula zmarszczyła brwi. Drugi był od jej ojca. Na palcach jednej ręki mogła policzyć listy przysłane przez Ozaia - Mojego ojca... - Dziewczyna złamała pieczęć i przejrzała treść. Mai i Ty Lee spojrzały na siebie.
- C-co takiego pisze?
- To koniec naszej nauki w tej szkole. Wracam do pałacu, stwierdzili że jestem już wystarczająco silna by bronić się sama - Azula prychnęła lekko przypalając list. Już dawno przestała być dzieckiem. Z łatwością pokonywała wszystkich swoich nauczycieli magii, a chytrością owinęła sobie całą kadrę nauczycielską wokół palca - Wy na resztę nauki wracacie do domu - Ty Lee natychmiast ostro się skrzywiła. Znów będzie jedną z wielu. Tutaj przynajmniej się odznacza. Mai natomiast skrycie odetchnęła głęboko. Znów będzie musiała robić wszystko co ojciec rozkaże, być cicha, spokojna, idealna - Po minach widzę że nie bardzo się cieszycie.
- Chciałybyśmy z tobą zostać - Szepnęła Ty Lee.
- Nah. Nie będę mieć czasu, z tego co czytam będę mieć sporo zajęć, ale gdy zostanę Władcą Ognia sprowadzę was do pałacu skoro sobie tego życzycie. Księżniczka jest dla ludu - chytry uśmiech mignął na jej twarzy.
- A to nie Zuko jest pierwszy w kolejce do tronu? - Napomknęła Mai, Ty Lee natychmiast ją uciszyła.
- Mai chciała powiedzieć że to będzie dla nas zaszczyt.
- Wiem co chciała powiedzieć - Azula prychając spaliła list w dłoniach - Mojego brata nie ma w pałacu, ani w Narodzie Ognia. Wątpię by wrócił, skoro tyle czasu minęło zapewne jest martwy - Dziewczyna wpatrywała się tępo w płonące zgliszcza pergaminu. Jej oczy migotały od ognia. Jej współtowarzyszki pierwszy raz widziały taki wyraz twarzy - To znaczy że to JA będę następnym Władcą Ognia. Pakujcie się, wyjeżdżamy dziś w nocy - Azula bez słowa, za to z lekkim uśmiechem i wysoko uniesioną głową podeszła do swojego biurka, wnet przypomniała sobie o drugim liście. Przewróciła oczami i złamała pieczęć. Dziwne ciepło rozlało się po jej ciele. Iroh wysyłał jej niezliczoną ilość listów, na większość nie odpisywała i z ociąganiem czytała kolejny, który do niej docierał, ale zawsze gdy to robiła uczucie, dawno stłumione, dawało o sobie znać. To ciepło było dziwne i irytujące, ale również niezwykle uzależniające. Każdy z listów był inny. Każdy rządził się innymi emocjami wuja przelanymi na papier. Zawsze była też notka odnośnie Zuko. Kiedyś dało się wyczuć iż była pisana z bólem, czasem zaschnięte ślady łez okalały notkę, od dłuższego czasu jednak były bardziej wesołe, neutralne. Azula niezbyt się tym przejmowała, chociaż czytając, podświadomie nie mogła się doczekać aż przeczyta czy odnaleźli starszego brata, czy nie. Gdy znów czytała iż nic się nie zmieniło kolejne denerwujące uczucie ją ogarniało. Za każdym razem odrzucała list na bok. Tyle emocji na raz, to było wstrętne. Ona jest księżniczką, musi iść za rozumem i zimną kalkulacją. Nikt też nie wiedział że każdy list od wuja zachowywała i ukrywała. To była jej największa tajemnica i zarazem przeogromny wstyd. Nikt nie mógł się o tym dowiedzieć. Nikt.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Zuko siedział na urwisku obok zamarzniętego statku Narodu Ognia. Od kiedy z Sokką go odkryli przyjeżdżał tu by odetchnąć od kolejnych sprzeczek rodzeństwa, czy by się uspokoić. Nie wybaczyłby sobie gdyby dzieciaki zobaczyły jaki ogień potrafi być naprawdę. Teraz myślą że jest fajny, zabawny i niegroźny. Szesnastolatek nie chce ich wyprowadzać z błędu, tym bardziej że to właśnie dzieci od samego początku traktowały jak swojego. Na zawsze zapamięta nieprzychylne spojrzenia pierwszych dni, gdy ludzie zobaczyli go po raz pierwszy. Spojrzenia dzieci były inne, bez skazy strachu, pełne zaufania i radości. Nagle tuż przed nosem pojawił się Aang i dmuchnął mu ciepłym wiatrem prosto w szesnastolatka zdejmując kaptur i odgarniając włosy w tył, ukazując całą twarz młodemu mnichowi. Książę patrzył się przez chwile w szoku na wyszczerzonego bachora.
- To może teraz pogadamy?! - Słowa ocuciły chłopaka, który natychmiast poderwał się i naciągnął kaptur na głowę - To o bliznę chodzi? Czy o co? Dlaczego się przede mną ukrywasz i mnie unikasz? Naprawdę nic Ci nie zrobię! Chcę się zaprzyjaźnić! A blizna wygląda kozacko, sam mam jedną na nodze. Gdy uczyłem się latać na lotni z Gyatso i chłopakami to wywiało mnie na drzewa i... Zuko? - Książę stał plecami do Aanga. Coraz silniej naciągał kaptur. Bachor widział jego twarz. Wyda go jak tylko opuści biegun. Ozai się dowie i, i, i. Książę zakaszlną ostro gdy poczuł trzepnięcie na plecach - Lepiej? Wszystko w porządku? Nie bój się mnie, proszę - Głos Aanga był bliski załamania się. Pierwszy raz w życiu nie potrafił nawiązać z kimś kontaktu. Miał wielu przyjaciół i osób, z którymi się nie lubił, ale nawet kłótnia była dla niego lepsza niż unikanie jakiejkolwiek rozmowy. Młody mag nie potrafił sobie poradzić z tym, że nie mógł nawet spróbować zaprzyjaźnić się z Zuko.
- Cz-czego chcesz - Wysapał ciężko książę.
- Porozmawiać, jeśli mnie nie lubisz to chcę dowiedzieć się dlaczego, po prostu powiedz i Cię zostawię.
- Jesteś zagrożeniem.
- Ukrywasz się? - Pojedyncze, urwane spojrzenie Zuko uświadomiło co nieco Aanga - To dlatego chowasz twarz... Przed kim? Ktoś chce Cię skrzywdzić?
- Przed nikim się nie ukrywam młody - Aangowi opadły ręce. Dlaczego Zuko aż tak mu nie ufa.
- No niee, znowu wracamy do punktu wyjścia - Mnich złapał się za podbródek myśląc głęboko - O! Może poślizgamy się na pingwinach razem z Katarą i Sokką! - Zuko bez słowa ruszył do swojej klaczy - No weeeź! Będzie fajnie! - Gdy Nastolatek dosiadł Tui, Aang jedynie pokręcił głową, kątem oka dostrzegając przymarznięty statek. Odwrócił się natychmiast.
- Co to jest? - Zuko uniósł głowę.
- Utrapienie, nie waż się tam wchodzić - uciął.
- To statek nie? Dlaczego tutaj jest? - Aang rozwinął latawiec z zamiarem przyjrzenia się rzeczy, którą pierwszy raz widzi na oczy, znaczy widział wcześniej statki, ale nie takie! - To wasz? - Książę domyślając się zamiarów bachora zeskoczył czym prędzej z konifera i zgarnął chłopaka za kołnierz idealnie gdy mnich cichał wyskoczyć w górę.
- Nawet o tym nie myśl. Te statki niosą śmierć, nic dobrego tam nie znajdziesz.
- Jak to śmierć - Aang splótł ręce dając się ciągnąć po śniegu w przeciwną stronę. Odkrywając że robi fajne ślady zaczął rozszerzać i łączyć nogi tworząc płaskie fale.
- To statek Narodu Ognia, zaatakował biegun kilkadziesiąt lat temu - Zuko czuł jak coraz bardziej się gotuje w środku. Bachor działał mu na nerwy, tak wścibski i ciekawski nawet Kavik nie był.
- Jak to zaatakował? Przecież jest pokój na świecie...
- W jakich czasach ty żyjesz? - Warknął książę - Od dobrych stu lat trwa wojna. Naród Ognia wybił magów powietrza, zniszczył Biegun Południowy, przejął znaczną ilość terenów Królestwa Ziemi. Dlatego w wiosce nie ma mężczyzn dzieciaku - Aang czym prędzej wyswobodził się z uchwytu Zuko i z lekkim przerażeniem spojrzał na starszego chłopaka.
- Jak to wybił magów powietrza... Przecież kilka dni temu jak wylatywałem ze świątyni było ich pełno i nikt nie walczył...
- Aang - Zuko podniósł głowę i marszcząc brwi spojrzał na maga powietrza, którego wyraz twarzy z każdą sekundą wskazywał coraz większą obawę - Ile czasu byłeś w lodzie?
- Nie wiem, chwilę? Była burza i wpadłem z Appą do wody...
- Sztormu nie było tu od miesiąca... Który mamy rok?
- 9841 po powrocie duchów do ich świata - Odpowiedź dzieciaka była naturalna, szczera. Zuko przetarł twarz dłońmi. Dawno, dawno temu uczył się jak obliczać czas według najstarszego kalendarza.
- Aang jest rok 99 po unicestwieniu Nomadów Powietrza, czyli o ile się nie mylę 9941 w starym kalendarzu - Avatar przełknął ciężko ślinę.
- Żartujesz - odparł słabo Aang. Zuko żartuje, żartuje prawda?

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

HOPEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz