Cały posiłek Zuko był zaspany. Coraz ziewał i tarł oczy, za każdym razem jednak przepraszał, na co Hakoda cierpliwie odpowiadał że nie ma za co i że nie musi.
- Jeśli chcesz, możesz się jeszcze zdrzemnąć jak zjesz - Zaproponował Hakoda.
- Ale wszystko ma być zjedzone, jak na ośmiolatka jesteś zdecydowanie za mały - Kanna dołożyła Zuko i Socce więcej potrawki z pingwina. Sokka natychmiast zaczął wcinać. Zuko spojrzał na kobietę.
- Nie potrzebuję więcej, dziękuję.
- Nonsens, jedz póki ciepłe. Nagotowałam tego sporo i nie może się zmarnować - Kanna przybrała inną taktykę. Może wizja że jeśli on nie zje to się zmarnuje, skłoni chłopca do jedzenia. Teraz już nawet nie chodzi o to że chłopak jest za mały. Zbliża się noc polarna i chłopiec może osłabnąć o ile nie umrzeć i zapasy tkanki tłuszczowej są jak najbardziej wskazane. Dzięki temu jest szansa że przetrwa nawet jak nie będzie w stanie jeść.
- Tato? - Zapytał Sokka przeciągle.
- Hm?
- Możemy zabrać Zuko na wycieczkę po wiosce? Weźmiemy go na sanki! Nie będzie musiał chodzić - Książę słysząc propozycję zacisnął zęby. Nie! Jeszcze nie teraz! Wszyscy będą patrzeć!
- To bardzo dobry pomysł, ale nie dzisiaj - Sokka posmutniał a Zuko rozluźnił się - Za kilka dni jak Zuko w pełni odzyska siły, aaa tak się nie stanie jeśli nie będziesz jadł - Hakoda podstawił księciu bliżej miskę. Chłopiec patrzył tępo na jedzenie.
- Naprawdę wyrzucisz jak nie zjem? - Zapytał nieśmiało.
- Naprawdę - Kanna uśmiechnęła się i włożyła Zuko pałeczki do ręki - No raz, raz!
- Może Ci nie smakuje? - Zapytała Katara - Nic się nie stało, zrobimy coś innego następnym razem, też nie lubię niektórych rzeczy.
- N-nie, smakuje - Zuko zgarnął kawałek mięsa.
- To jedz! Idziemy się bawić jak skończysz.
- Mhm! Mhm! - Pokiwał głową Sokka z za dużą ilość jedzenia w ustach.
- SOKKA POWOLI! - Upomniał Hakoda wycierając jego buzię. Kątem oka dostrzegł jak Zuko ponownie zaczął jeść. Sposób w jaki je teraz obiad, czy śniadanie dzisiejszego rana był inny. Zdaje się bardziej dostojny? Trzymał pałeczki wręcz idealnie, a każdy ruch był spokojny i delikatny. Nie jest już cały czas głodny, więc na powrót wróciły przyzwyczajenia z pałacu. Siedział wyprostowany, nie pochylał się nad jedzeniem. Każdy kęs był ostrożny, byle nie skapnęła choćby kropla poza miskę. Hakoda zdecydował się to zignorować. Skoro jest tak nauczony, nie ma sensu wybijać z głowy z wsumie dobrych manier. Miał jedynie nadzieję że przynajmniej dobrych manier nauczył się bez strachu czy bólu. Zauważył też że gdy odmawiał jedzenia robił to z pewnego rodzaju strachem na twarzy. Chciał jeść. Nie chciał by mu zabrano jedzenie. Odmawiał z grzeczności? Wódz odetchnął, z czasem się to zmieni, na pewno.↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣
Po południu chłopcy bawili się w rzucanie kamyczkami do celu w kącie salonu. Katara z kolei czesała swoją lalkę. To był senne i spokojne popołudnie, dokładnie takie jakie wszyscy chcą by było codziennie. Wszyscy byli w wiosce, bezpieczni, bez strachu że zaraz zostaną zaatakowani. Hakoda wyszedł z domu załatwić parę spraw. Między innymi te dzieciaki, które jak tylko skończyła się rada uciekli czym prędzej.
- Za niedługo wrócę - obiecał w progu. Katara z Sokką pokiwali głowami nie odrywając myśli od swoich zajęć. Zuko spojrzał na Hakodę - Wszystko gra - Uśmiechnął się do chłopca i wyszedł.
- Przynieś proszę nici od Dakoty! - Poprosiła Kanna znad materiału, które od południa skrzętnie zszywała, cięła i na oko dopasowywała. Jej syn machnął na znak że usłyszał.↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣
Hakoda rozejrzał się po wiosce. W końcu dostrzegł chłopaków rzucających za jednym z domów bumerangiem do celu. Hardo zaczął do nich podchodzić.
- Musimy porozmawiać - poważnie splatając ręce.
- O co chodzi wodzu? - Zapytał Balto nie odrywając się od swojego zajęcia.
- Po pierwsze, BACZNOŚĆ PRZEDE MNĄ W PROSTEJ LINII! - Balto spojrzał przestraszony na Hakodę, nie łapiąc wracającego bumerangu, który uderzył Foxa.
- Aua, PATRZ CO ROBISZ!
- Nie wyraziłem się jasno? - Zapytał wódz unosząc jedną brew. Po chwili troje chłopaków stało przed mężczyzną - Słyszałem że chcecie popłynąć z nami na następną wyprawę - Chłopcy z mieniącymi się oczami pokiwali głowami - Nie słyszę.
- TAK WODZU - odparli chórem.
- Po drugie. Wojownik, ma być nieustraszony i bezwzględny dla swoich wrogów ale ma mieć też serce, litość by nie stać się takim jak oni i ma pomagać słabszym od siebie. Dwie pierwsze cechy macie jak najbardziej. Serce i litość w jakimś tam stopniu zapewne też, jednak co to ma byc za zachowanie - Chłopcy zrozumieli o co chodzi Wodzowi.
- Wodzu my nie - Hakoda uciął.
- Nie przerywa się przywódcy! - Dzieciaki spuściły głowy.
- Głowy w górę, przyjmijcie to jak mężczyźni! Co to ma być za zachowacie że gnębicie młodszych? Ile wy macie lat? Macie się nimi opiekować! Pomagać, uczyć a nie wyśmiewać i dokuczać! Jeszcze raz usłyszę że dokuczacie komukolwiek, nie tylko mojemu synowi, nie wpuszczę was na statek póki się nie pożenicie. Tymczasem - Hakoda rozejrzał się dostrzegając Rohana - Rohan! - Osiemnastolatek odstawił skrzynię obok igloo i podbiegł do wodza.
- O co chodzi? - Zapytał witając się jak należy z wodzem, zerkając ukradkiem na młodszych kolegów.
- Dopilnujesz by naostrzyli wszystkie włócznie - Chłopcy spojrzeli po sobie - Baczność - warknął Hakoda.
- Tak jest! Dokładnie wszystkie?
- Co do jednej. Chcą walczyć, niech najpierw zobaczą z czym to się wiąże - Hakoda odwrócił się plecami i ruszył dalej załatwiać sprawunki.
- Co przeskrobaliście? - Zapytał śmiejąc się Rohan.
- Nic - uciął Togo.
- A jednak, wódz nie daje takich zadań za nic - Osiemnastolatek wspomniał jak kilka lat temu rozwalił z Amruqiem jedną z wież strażniczych. Oj naostrzyli się wtedy po wsze czasy, ale przynajmniej robią to teraz idealnie - Dobra, to chodźcie. Zaczniecie od starych, to na końcu jak zajmiecie się nowymi będziecie wiedzieć już jak to dobrze robić.
CZYTASZ
HOPE
FanficAgni od zawsze obserwowała Zuko i od zawsze ubolewała nad jego losem. "Ma szczęście że się urodził", nie. To Agni powołała go na ten świat, on urodził się szczęściarzem, ponieważ Agni była zawsze z nim. Gdy zabrano mu matkę, płakała razem z nim. Gdy...