Beacon Hills to małe miasto w Kalifornii. Niby zwykłe miasteczko, ale dzieje się tam wiele rzeczy, o których większość nie ma pojęcia, wiodąc spokojne życie. Takie życie wiodła również grupa nastolatków, dopóki jeden z nich nie został wciągnięty w świat zjawisk nadprzyrodzonych.
Na miejscowym komisariacie panował spokój. Przez późną godzinę, większość policjantów udała się do domu zostawiając jedynie kilka osób, które odbywały nocy patrol.
Pod biurem szeryfa na ławce, ze spuszczoną głową skuliła się brunetka, wbijając puste spojrzenie w niezidentyfikowany punkt na podłodze. Siedziała nieruchomo, nawet nie mrugając i gdyby nie lekki ruch ramion gdy oddychała, można by pomyśleć, że była to figura woskowa. I bardzo się od niej nie różniła, jej skóra była tak, blada, że jedynie ciemny brąz jej włosów i mocno zielone oczy wyróżniały ją na tle ściany .
Kolejna osoba skierowała się do drzwi, uśmiechając się na pożegnanie swoim współpracownikom, jednak mijając dziewczynę, uśmiech zszedł policjantowi z twarzy i posłał jej współczujące spojrzenie. Margo przetarła zmęczoną twarz, gdzie pod oczami zaczęły jej się pojawiać już sińce, które były następstwem po kilkunastu godzinach spędzonych na posterunku.
Podniosła gwałtownie głowę, gdy drzwi od biura otworzyły się i wyszedł z niego szeryf razem z nieznanym jej mężczyzną. Stilinski podziękował mu i odprowadził go wzrokiem do drzwi. Gdy te tylko się zamknęły spojrzał na dziewczynę wzdychając ciężko, na samą myśl o rozmowie, którą zaraz będzie musiał przeprowadzić.
- Zapraszam – wskazał ręką na wnętrze gabinetu, uśmiechając się do niej, by dodać jej trochę otuchy. Dziewczyna wstała powoli, dopiero teraz odczuwając jak niewygodna była ta ławka, a jej mięśnie zastały się, sprawiając się, że na jej twarz wpłynął grymas, gdy tylko się wyprostowała. Weszła do wskazanego przez mężczyznę pomieszczenia i zajęła miejsce na krześle przy biurku, a po chwili naprzeciwko niej usiadł szeryf. Przejechał dłonią po krótkich jasnych włosach, a zmęczenie zaczęło odznaczać się na jego twarzy. Nie wiedział od czego ma zacząć. Znał matkę dziewczyny jeszcze za szkoły, jednak z jej córką rozmawiał po raz pierwszy, a do tego musiał przeprowadzić z nią nie łatwą rozmowę.
- Jak się czujesz? – spytał opierając brodę na dłoni i przyglądając jej się badawczo. Przełknęła ślinę, wzruszając ramionami, ze wzrokiem wbitym w podłogę. Jeszcze godzinę temu szalało w niej tyle emocji, że długo by mogła to opisywać, jednak teraz w środku, czuła po prostu pustkę. Stilinski westchnął, zgarniając z biurka teczkę i otwierając ją na pierwszej stronie.
- Malgo... Marg...- zmarszczył brwi nie mogąc wczytać się w jej imię.
- Wystarczy Margo – szepnęła unosząc lekko wzrok. Pokiwał głową uśmiechając się lekko.
- Więc Margo, jak się zapewne domyślasz nie mam dobrych informacji – westchnął, na co pokiwała twierdząco głową, czując jak w oczach ponownie zbierają jej się łzy, chociaż myślała, że dzisiejszy limit płaczu już wyczerpała. – Twoja mama zmarła w drodze do szpitala – zacisnęła oczy, próbując powstrzymać się przed wybuchnięciem głośnym płaczem. – Na razie nie wiemy dokładnie co się stało, ale obrażenia wskazują na dzikie zwierzę jak w przypadku Laury Hale. – ponownie pokiwała głową, nie mając siły na żadną inną reakcję. – Masz się gdzie zatrzymać? – spytał po krótkiej ciszy. – Dziadkowie? Ojciec? Może ktoś z dalszej rodziny? – pokręciła przecząco głową. Od zawsze była tylko z mamą, swojego ojca nawet nie znała, a dziadkowie mieszkali na drugim końcu kontynentu. Widywali się tylko od święta, przez co jej kontakt z dziadkami nie był wspaniały. – W takim razie możesz zostać u mnie - Młoda Fletcher podniosła powoli głowę, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. - Mam syna w twoim wieku, przyda mu się towarzystwo – uśmiechnął się do niej lekko.
CZYTASZ
BUT YOU ARE MY MONSTER
WerewolfBeacon Hills to małe miasto w Kalifornii. Niby zwykłe miasteczko, ale dzieje się tam wiele rzeczy, o których większość nie ma pojęcia, wiodąc spokojne życie. Takie życie wiodła również grupa nastolatków, dopóki jeden z nich nie został wciągnięty w ś...