Od balu minął jedynie weekend, a od zaginięcia Lydii kilka godzin, a mimo to, po szkole krążyło już mnóstwo plotek na te tematy. Nie wszyscy wiedzieli, że chodziło dokładnie o Martin, co nie powstrzymywało ich od głoszenia przeróżnych teorii, o tym co się wydarzyło. Trener zmobilizował całą drużynę, do pomocy w poszukiwaniach, obiecując grupie, która ją znajdzie szóstki na semestr. A że chodziło o nagą dziewczynę biegająca po lesie, cała drużyna była bardzo chętna do pomocy.Margo zaczynała mieć wyrzuty sumienia, że nie pomogła wczoraj przyjaciołom jej szukać, jednak gdy tylko zaczynała poświęcać temu więcej czasu, jej myśli i tak schodziły na jej mamę. I tym sposobem ponownie zapadała w zamyślenie, tracąc kontakt z rzeczywistością i przetrwała w szkole chyba tylko dlatego, że jej ciało zaczęło działać na autopilocie. Nadal ciężko było odnaleźć jej się w otoczeniu i najchętniej przeleżałaby to wszystko w łóżku, przez co żałowała, że w ogóle z niego wychodziła. Weszła na stołówkę, ściskając w rękach tacę tak mocno, że cudem było, że plastik jeszcze nie pękł. Rozejrzała się, nerwowo po dużym pomieszczeniu, nie mogąc nigdzie dostrzec Stiles'a lub Scotta, by móc się do nich dosiąść. Chciała już zrezygnować i zawrócić, nie przejmując się straconym posiłkiem, gdy w rogu pomieszczenia dostrzegła samotnie siedzącą Argent. Przygryzła wnętrze policzka, zastanawiając się czy powinna do niej podejść. Nie znały się wyśmienicie, jednak Margo nie mogła odpuścić okazji, wypytania jej o znajomości jej ciotki. Wiedziała, że byłoby to nietaktowne, biorąc pod uwagę, że zbliżał się jej pogrzeb, jednak, zagadka jaka nad nią wisiała zaburzała jej racjonalne myślenie. - Hej – usiadła naprzeciwko Allison, stawiając swoją tacę z jedzeniem. Dziewczyna uniosła głowę, wymuszając w jej stronę uśmiech. – W porządku? – Allison wymusiła kolejny uśmiech kiwając głową, jednak Margo, widziała, że była bliska płaczu i doskonale ją rozumiała, bo sama miała ochotę wybuchnąć płaczem, a na kilku lekcjach musiała powstrzymywać łzy. Siedziały chwilę w ciszy, każda wpatrzona w swoje jedzenie, jednak żadna nawet nie pomyślała by je ruszyć. - Słyszałam, że dzisiaj jest pogrzeb? - Margo przerwała w końcu ciszę, spoglądając niepewnie na dziewczynę obawiając się jej reakcji, jednak inny temat nie wpadł jej do głowy. - Tak - westchnęła.- Współczuję.- Nie wiem nawet jak mam się z tym czuć. - podniosła wzrok na Fletcher. - Była moją ciocią. Ulubioną osobą w rodzinie, a okazało się, że w ogóle jej nie znałam. - urwała gdy jej gardło zacisnęło się, walcząc z potrzebą płaczu. - Doskonale Cię rozumiem - Margo mruknęła, nie spodziewając się, że dziewczyna ją usłyszy marszcząc brwi w zapytaniu. - Myślałam, że znałam moją mamę na wylot i... - urwała sięgając do torby, by wyciągnąć z niej fotografię z którą się nie rozstawała. - I nikogo nie będzie w stanie skrzywdzić, aż znalazłam to - położyła przed nią zdjęcie, wstrzymując oddech, nie będąc pewna jak dziewczyna na to zareaguje. Patrzyła na nią wyczekująco, jak w szoku wpatruję się w postacie na papierze, a następnie delikatnie przybliża go do siebie. - To Kate – wyszeptała, przenosząc szeroko otwarte oczy na Margo. Brunetka pokiwała jedynie lekko głową, licząc na to, że dziewczyna powie jej coś więcej, jednak gdy jej wzrok wrócił na fotografię, sama się odezwała. - Obok jest moja mama – wskazała na drugą postać, obejmującą Argent z szerokim uśmiechem. - Nie miałam pojęcia, że się znały, a biorąc pod uwagę ich radość to podejrzewam, że znały się nawet bardzo dobrze. Widziałaś może moją mamę kiedyś u siebie w domu? – zaczęła wypytywać, bo to połączenie nie dawało jej spokoju. Liczyła, że dziewczyna udzieli jej jakiś odpowiedzi, jakichkolwiek, które mogłyby naprowadzić ją na rozwiązanie tej zagadki, jednak ciemnowłosa pokręciła jedynie przecząco głową. - Niestety - spojrzała współczująco, na Fletcher. - Ale okazuję się, że nie wiedziałam wielu rzeczy o swojej rodzinie - posłała jej smutny uśmiech, oddając jej fotografię. - Mogę podpytać moich rodziców, ale teraz to nie jest dobry czas. - Jasne, przepraszam – odpowiedziała szybko, dopiero teraz orientując się, jakie emocje mogła wywołać w dziewczynie. - Nic się nie stało – wymusiła w jej stronę uśmiech, wstając powoli z ławki, zbierając swoje rzeczy. – Muszę iść na zajęcia, ale wrócimy do tematu – Margo przytaknęła jej skinieniem głowy, obserwując jak znika za drzwiami stołówki. Westchnęła głęboko, chowając zdjęcie i spojrzała na jedzenie na swojej tacy, czując jak żołądek jej się zaciska, nie zachęcając jej tym do jedzenia. Zapakowała do torby, to co było w foli i zgarnęła butelkę wody nim wyrzuciła resztę zawartości tacy.Na kolejnych lekcjach, nie mogła się kompletnie skupić na tym co działo się dookoła. Kilka razy nauczyciele zwrócili jej uwagę i prawie trafiła do kozy, gdy odpłynęła wpatrując się w widok za oknem, że nie zorientowała się nawet jak nauczycielka pojawiła się nad nią, bo nie słyszała jak wcześniej ją wołała. Gdy w końcu zadzwonił dzwonek, szybko zerwała się z krzesła, mało go nie przewracając, co znowu spotkało się z surowym wzrokiem nauczycielki. Przeprosiła ją szybko wybiegając z klasy nim kobieta zmieniła by zdanie i wlepiła jej karę. Nie mając siły na kolejne 2 lekcje, z których i tak nic by nie wyniosła skierowała się do swojej szafki zostawiając w niej zbędne rzeczy. Ostatnio coraz częściej opuszczała szkołę, co wcześniej było dla niej nie do pomyślenia, jednak zbyt dużo działo się dookoła niej, by martwiła się tym teraz. Potrzebowała ucieczki, a o konsekwencje postanowiła martwić się później. Opuściła budynek bocznymi drzwiami, tak by nikt zbytnio nie zauważył jej wyjścia i weszła do małego lasku tuż za szkołą, by po chwili znaleźć się na asfaltowej drodze. Nie miała pojęcia gdzie chciała się udać, na pewno była pewna, że musiała się wyrwać z zatłoczonego budynku. Wyciągnęła z torby słuchawki, podłączając je do telefonu i włączyła swoją pyliste, ruszając brzegiem asfaltu przed siebie. Na całej trasie minęło ją jedynie kilka samochodów, jednak nikt nie zatrzymał się i nie zaczepiał jej. Cieszyła się z tego, tak samo jak z tego, że żadne auto nie należało do policji. Gdyby w jednym z nich znalazł się szeryf na pewno by ją zauważył i domyślił się, że powinna być jeszcze w szkole, przez co wpadła by w kłopoty, a nie chciała dokładać mu kolejnych zmartwień. I dopiero teraz uświadomiła sobie, że nadal trwały poszukiwania Lydii, więc spotkanie policji było bardzo prawdopodobne. Rozejrzała się w popłochu, szukając jakiegoś miejsca, gdzie mogłaby się schować i nie być tak łatwo zauważona. Jej wzrok zatrzymał się na żelaznym łuku, oznaczającym wejście na cmentarz i poczuła jak coś ściska ją od środka, jakby na jej wnętrznościach oplatał się wąż. Przełknęła ciężko ślinę, nie mając odwagi ruszyć w tamtym kierunku. Od pogrzebu nie była tam ani razu i tłumaczyła to sobie tym, że w ostatnim czasie, działo się tyle, że nawet nie miała kiedy o tym pomyśleć, jednak prawda była taka, że najzwyczajniej w świecie bała się. Nie wiedziała czy większy strach odczuwała przed tym, że gdy tam wejdzie cała sytuacja stanie się jeszcze bardziej realna czy tego, że nie będzie w stanie się po tym pozbierać. Zacisnęła pięści wypuszczając powietrze z płuc i czując jak szumi jej w głowie ruszyła w kierunku bramy. Ledwo trzymała się na nogach, gdy zatrzymała się przy małym sklepiku. Szybko przeszukała kieszenie wyciągając w końcu kilka dolarów i kładąc je na ladzie, poprosiła o mały pęczek kwiatów. Starsza kobieta za ladą, podała jej bukiet, uśmiechając się do niej pocieszająco. Chciała oddać ten gest, jednak jej twarz była tak spięta, że nie była w stanie podnieść nawet kącika. Podziękowała cicho i zbierając kwiaty ruszyła w głąb cmentarza, by z ciężko bijącym sercem zatrzymać się obok małego nagrobka. Czuła jak zaczyna kręcić jej się w głowie i kompletnie nie zarejestrowała tego co działo się dookoła niej. Równie dobrze, mogłaby się tu rozpętać strzelanina lub pojawić się jakaś kolejna nadprzyrodzona istota i nie zauważyła by tego nawet gdyby miała to pod nosem. Pociągnęła nosem, a obraz lekko jej się rozmazał i prawie upadła, gdy lekko ugięła kolana, by pochylić się nad nagrobkiem, zostawiając na nim kwiaty. Wyprostowała się, sięgając do kieszeni, wyciągając z niej zdjęcie, które nie dawało jej spokoju. Westchnęła ciężko, przenosząc wzrok ze zdjęcia, na wygrawerowane litery i z powrotem. Nie miała pojęcia co o tym myśleć, a z każdą chwilą pojawiało jej się w głowie więcej niewiadomych, na które nie mogła znaleźć odpowiedzi. Zaczęła się nawet zastanawiać czy powinna drążyć ten temat, bo mogło jej to przynieść więcej bólu niż zżerająca ją ciekawość. Zaczynała żałować, że Peter Hale zasiał w jej głowie ziarno niepewności co do własnej rodzicielki, a jeszcze bardziej żałowała, że dała się w to wciągnąć i szukała zaprzeczenia jego słów. Wyrwała się ze swojego letargu, gdy ktoś wpadł na nią z taką siłą, że upadła na ziemię, a zdjęcie wypadło z jej rąk. - O mój boże, przepraszam - chłopak szybko podał jej rękę by pomóc jej wstać. Westchnęła ciężko, poirytowana całą sytuacją i podniosła głowę, chcąc już rzucić w jego stronę kąśliwy komentarz. Jednak gdy tylko zobaczyła skuloną postawę chłopaka i przerażenie w oczach, jakby dziewczyna miała go zaraz zabić za całe wydarzenie, jej złość od razu odeszła. Złapała jego dłoń, przyjmując jego pomoc.- Nic się nie stało - uśmiechnęła się w jego stronę, gdy tylko stanęła na równe nogi, otrzepując spodnie z ziemi. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu fotografii, która poleciała razem z nią, jednak pierwszy dostrzegł ją chłopak. Schylił się po kartkę, otrzepując je z ziemi i zerknął na postacie na niej nim oddał jej zgubę. - To twoja mama? - przeniósł na nią wzrok od razu znajdując podobieństwa z jedną z kobiet. Przejęła od niego zdjęcie, wypuszczając ciężko powietrze, bo rozmawianie o jej mamie nadal wyzwalało w niej smutek, nad którym nie potrafiła zapanować. - Przepraszam, nie powinienem się wtrącać - momentalnie skulił się jeszcze bardziej, jakby czekał na cios. Margo zmarszczyła lekko brwi, zdziwiona jego reakcją, bo nie wydawało jej się, by nastawiała się do niego wrogo. Chłopak spojrzał na nią spod kręconych włosów, które opadały mu na czoło i chociaż był od niej wyższy, miała wrażenie, jakby patrzył na nią od dołu. - W porządku - posłała mu kolejny uśmiech, licząc na to, że w końcu trochę się rozluźni. - Tak, to moja mama - uniosła lekko zdjęcie, zaraz chowając je do kieszeni, nie odrywając wzroku od chłopaka. Miała wrażenie, że skądś go kojarzyła, jednak patrząc po jego wieku, bardzo prawdopodobne było, że chodzili razem do szkoły i kilka razy minęła go na korytarzu. - Niestety już nie żyje - mruknęła, wskazując głową, na nagrobek obok, którego stali. Chłopak obrócił lekko głową, robiąc szerokie oczy gdy dotarła do niego powaga sytuacji. - Przepraszam - odpowiedział szybko, znowu kuląc lekko ramiona. - Przygotowywałem to, ale nie miałem pojęcia, że to chodziło o twoją mamę...- Hej, nic się nie stało - uśmiechnęła się lekko, wyciągając w jego stronę dłoń, chcąc złapać jego ramię w ramach potwierdzenia swoich słów, jednak chłopak wzdrygnął się, cofając lekko, gdy tylko zobaczył jej gwałtowny ruch. Od razu zatrzymała swoją rękę, powoli przenosząc ją w swoje włosy by je odgarnąć, starając się udawać, że nie zobaczyła reakcji chłopaka. Nie wiedziała dlaczego tak reagował, jednak pytanie go nie było na miejscu, a i tak raczej by jej nie odpowiedział. Chłopak spuścił swoje szare oczy, wbijając je w swoje buty i przekręcił lekko głowę i dopiero teraz Margo dostrzegła lekkiego siniaka, znajdującego się pod jego okiem. Zmrużyła lekko oczy, dopatrując się, czy chłopak rzeczywiście coś miał, czy była to jedynie jej wyobraźnia. Jednak Isaac nie dał jej się długo przypatrzeć, gdy ponownie obrócił się w jej stronę. - W sumie to jestem tu pierwszy raz - westchnęła lekko, spoglądając na imię wyryte na płycie. - Nie przychodziłaś tu wcześniej z rodziną? - zmarszczył brwi, jakby był pewny, że już ją tutaj z kimś widział. - Nie, była moją jedyną rodziną – wróciła na niego wzrokiem, od razu zauważając jak chłopak znowu przygasa po jej odpowiedzi. - Przepraszam – poczuł się głupio, za brak taktu w takiej sytuacji i sam już nie wiedział dlaczego dalej zagaduję dziewczynę. Może potrzebował kontaktu z rówieśnikiem, a że kojarzył ją z lekcji francuskiego, to było mu łatwiej się odezwać. - Po prostu często bywała tu jeszcze jakaś kobieta, myślałem, że to twoja rodzina.- Jest jakaś szansa, że to była ona? - wyciągnęła ponownie zdjęcie pokazując na Argent.- Tak – spojrzała na niego gwałtownie, marszcząc brwi. Cała ta sprawa, coraz bardziej ją męczyła, a jedyne co dostawała to coraz więcej niewiadomych. Otwierała już usta by dopytać go o szczegóły, gdy przerwał im donośny głos.- Isaac! - obydwoje obrócili się w kierunku głosu i dopiero teraz do Fletcher dotarło skąd kojarzyła chłopaka. Jego ojciec, trener Lehay, stał po drugiej stronie placu, patrząc groźnie na chłopaka. Dziewczyna przeniosła wzrok na Isaaca, który miała wrażenie, że zaczął drżeć na samo wywołanie przez jego ojca. - Jesteś Isaac Lehay? - chłopak spojrzał na nią, jednak zaczął już przebierać nogami, powoli kierując się w stronę swojego ojca. Skinął jedynie lekko głową, obracając się, by sprawdzić ile ma czasu nim jego ojciec wpadnie w furię. - Margo - wyciągnęła w jego stronę dłoń, którą bardzo szybko i delikatnie uścisnął. - Mamy razem francuski, prawda? - ponownie pokiwał głową.- Wybacz, ale muszę iść - i nie czekając na jej odpowiedź, obrócił się na pięcie ruszając w kierunku ojca, z każdym krokiem kuląc się coraz bardziej. Dziewczyna obserwowała jak podchodzi do mężczyzny, który od razu widocznie zdenerwowany naskoczył na niego, prawiąc mu kazanie. Nie raz słyszała od swojej mamy, że były trener Lehay jest tyranem, ale nigdy nie rozumiała o co jej chodziło. Jednak gdy widziała skuloną postawę i przerażenie Isaaca, nie pozostawiało wątpliwości, że ojciec miał specyficzne metody wychowawcze. I dopiero teraz gdy widziała postawę mężczyzny i jego podejście do chłopaka zrozumiała, że większość siniaków musiał zdobyć od swojego ojca. Gdy Lehay przeniósł wzrok ze swojego syna na nią, od razu odwróciła się gwałtownie, wbijając swój wzrok w nagrobek. Odczekała chwilę, by nie nabrali podejrzeń, że ucieka, ponieważ została przyłapana na obserwacji i gdy chwila minęła, ruszyła do wyjścia z cmentarza. Wychodząc ze szkoły nie miała żadnego celu swojej wędrówki, jednak po spotkaniu z Issac'iem jej ciekawość co do tajemnicy jej mamy jeszcze bardziej narosła. Bez zastanowienia ruszyła w kierunku swojego rodzinnego domu, przyspieszając gdy zaczynało się ściemniać. O dziwo trasa minęła jej nadzwyczajnie szybko i bez zastanowienia wpadła do domu, a następnie do sypialni jej mamy przeszukując każdy zakamarek w poszukiwaniu jakichkolwiek poszlak jednak nic nie znalazła. Gdy opróżniła kolejną szufladę, w której nic nie znalazła, podniosła się sfrustrowana z ziemi, rozsypując tym część jeszcze bardziej. Warknęła sfrustrowana, zgarniając z łóżka swoją kurtkę i nie przejmując się bałaganem jaki zrobiła, zatrzasnęła drzwi od sypialni. Zbiegła po schodach, jak najszybciej opuszczając dom i zamykając za sobą drzwi, ruszyła szybkim krokiem do domu szeryfa. Przeszło jej przez myśl by zadzwonić po Stilesa lub szeryfa, z prośbą o zawiezienie jej do domu, jednak frustracja i brak odpowiedzi tak zawładnęły jej ciałem, że szybko odrzuciła tę myśl, potrzebując rozładować jakoś ciśnienie. Cały weekend prawie nie spała, nie mogąc przestać doszukiwać się jakiś powiązań jej rodziny z łowcami lub wilkołakami, jednak na próżno. Gdy zeszła rano na śniadanie, przez podkrążone oczy i bladą skórę wyglądała jak trup i w sumie podobnie się czuła. Szeryf nie skomentował jej wyglądu, jednak widocznie zmartwił się, bo w ostatnim czasie dziewczyna bardzo zmarniała i widać to było nawet po ubraniach, które zaczynały na niej wisieć. Stiles również nie skomentował jej wyglądu, posyłając jej jedynie pocieszający uśmiech, gdy ich spojrzenia się zderzyły. Dziewczyna oddała gest, sięgając po jabłko leżące na blacie.- Będę czekać w aucie - mruknęła w stronę chłopaka, zgarniając swoją torbę i ruszyła w kierunku wyjścia. Szeryf westchnął na jej zachowanie, coraz bardziej martwiąc się o nią.- Stiles - zwrócił się do chłopaka, który z pełnymi ustami spojrzał na niego w szoku. - Wiesz co się z nią dzieje? - chłopak pokręcił przecząco głową, z pełną świadomością okłamując swojego ojca. Nie miał stuprocentowej pewności na temat tego co działo się w głowie dziewczyny, jednak domyślał się co wprowadzało ją w taki stan. Ostatnie wydarzenia nie należały do najłatwiejszych do przetworzenia, bo sam do końca tego nie ogarniał, a dziewczyna straciła przy tym matkę i sam dobrze wiedział jak trudno jest wtedy wrócić do normalności. Chłopak pożegnał się z ojcem, zgarniając swój plecak i wybiegł z domu jak torpeda. Podszedł do auta, przy którym stała dziewczyna, kończąc jabłko, które wcześniej wzięła. Gdy tylko dostrzegła chłopaka, wyrzuciła ogryzek, zajmując miejsce w aucie, od razu opierając głowę o szybę, czując jak jej powieki same zaczynają się zamykać. Stiles dostrzegł jej zmęczenie, dlatego nie zamierzał jej zagadywać, dając jej odespać zarwane noce. Dziewczyna podniosła gwałtownie głowę, gdy poczuła jak ktoś szturcha ją w ramię. Rozejrzała się zdezorientowana, orientując się, że jest w klasie. Odkąd zasnęła w aucie w drodze do szkoły, snuła się od klasy do klasy, mało co rejestrując, aż w końcu zasnęła na lekcji francuskiego. Przeniosła wzrok na osobę, która ją budziła, orientując się, że wszyscy pakowali już swoje rzeczy, opuszczając klasę.- Hej - chłopak posłał jej lekki uśmiech, na co od razu się wyprostowała. - Zauważyłem, że zasnęłaś, więc kryłem cię przed nauczycielem. Nic nie zauważył. - podniósł się z miejsca, zbierając swój plecak. - Dzięki Isaac - uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, zbierając swoje rzeczy. Chłopak jedynie skinął głową i puszczając jej oczko, ruszył w kierunku drzwi. Zmarszczyła lekko brwi, bo postawa chłopaka nie przypominała, tej której do tej pory kojarzyła. Był dużo bardziej pewny siebie i mogła przysiąc, że wczoraj pod jego okiem widniał siniak, po którym dzisiaj nie było już śladu. Nie było możliwość, by cos takiego zniknęło przez dwa dni, a tym bardziej nie wyjaśniało to skąd chłopak nagle się tak zmienił. Zawiesiła torbę na ramię, próbując połączyć kropki, jednak jej przemęczony umysł, znacznie gorzej pracował. Zatrzymała się nagle na środku korytarza, przez co kilka osób prawie na nią wpadło, gdy dotarło do niej, co mogło być przyczyną przemiany chłopaka.- Scott – szepnęła pod nosem, ruszając gwałtownie w kierunku boiska, na którym powinni mieć teraz trening lacrosse. - Scott – wydyszała, zatrzymując się przy trybunach, na co chłopak przeniósł na nią zdziwiony wzrok, tak samo jak Stiles. Otwierała usta, chcąc zacząć mówić, gdy przerwał jej gwizdek trenera. Chłopacy od razu wbiegli na boisko, rzucając jedynie, że pogadają później. Jęknęła zirytowana opadając na ławkę, nie przejmując się nawet, że powinna być teraz na lekcji. Obserwowała jak Scott zostaje ustawiony na bramce, a reszta drużyny ustawia się w kolejce przed nim. Pierwszy chłopak ruszył by oddać strzał. Scott wybiegł z bramki powalając chłopaka na ziemię i jak tylko jemu się wydawało, dyskretnie go obwąchują. Margo otworzyła szeroko oczy, a szczęka jej opadła, patrząc na zachowanie kolegi. Przeniosła wzrok na Stilesa, zadając mu nieme pytanie. Chłopak będąc podobnie załamany zachowaniem wilkołaka, zaczął na migi pokazywać dziewczynie o co chodzi. Dopiero po chwili odczytała jego nieudolne znaki, że Scott wyczuł drugiego wilkołaka i próbuje dowiedzieć się o kogo chodzi. Zerwała się z ławki, chcąc wejść na boisko i przekazać Scottowi, swoje przypuszczenia dotyczące Isaaca, bo McCall, powtarzał swoje zachowanie, na każdym kolejnym chłopaku. Jednak, gdy jej noga przekroczyła linie boiska, zatrzymał ją trener.- Hej! Trwa trening, tylko drużyna może być na boisku!- Przepraszam, muszę tylko przekazać coś ważnego Scottowi...- To zrobisz to po treningu – dziewczyna otwierała już usta by mu odpowiedzieć, jednak widząc jego postawę nie wniosła sprzeciwu, szybko je zamknęła. Warknęła sfrustrowana, obserwując jak Scott wącha kolejnego zawodnika. Spojrzała na Stilesa, chcąc mu jakoś przekazać swoje informacje, jednak pomimo tego, że wiedziała, iż Lehay jest w drużynie, nie znała jego numeru, a ta wiedza, bardzo by się jej teraz przydała. Obserwowała powtarzające się zachowanie chłopaka, będąc coraz bardziej tym zażenowana. Scott chciał powalić kolejnego zawodnika, gdy ten niespodziewanie zrobił unik, lądując na czworaka. Margo zrobiła krok do przodu domyślając się, że był to Isaac. Obydwaj wpatrywali się w siebie, jakby zaraz mieli się nawzajem zaatakować, jednak przerwało im pojawienie się szeryfa, w towarzystwie dwóch policjantów. W asyście trenera, Isaac został zabrany na bok. Margo, wykorzystała ich przerwę i od razu podbiegła do przyjaciół.- Isaac, jest wilkołakiem, tak myślę – dodała szybko, marszcząc brwi, bo na potwierdzenie swojej tezy miała jedynie przypuszczenie, że chłopak posiada szybką regenerację.- Wiem, wyczułem t...zaraz skąd ty wiesz? - obydwaj spojrzeli na nią z opóźnionym refleksem, marszcząc brwi w zdziwieniu. - W piątek miał podbite oko – wytłumaczyła, jednak ich miny się nie zmieniły, na co jedynie przewróciła oczami, tłumacząc im dalej – Masz przyspieszoną regenerację, prawda? - spojrzała na wilkołaka, na co przytaknął, dopiero teraz rozumiejąc do czego zmierza.- Nie ważne. - przerwał im Stiles. - Co mówią? - wskazał na oddaloną od nich grupkę.- Jego ojciec nie żyje – zaczął Scott, wytężając słuch. - Podejrzewają morderstwo.- Myślą, że on to zrobił?- Nie wiem, a co? - wraz ze słowami, Scotta, szeryf złapał Isaaca za ramię, prowadząc go do wyjścia.- Bo mogą go zamknąć na noc w areszcie – wyjaśnił Stilinski.- Podczas pełni – wyszeptała zaczynając rozumieć do czego zmierzają. Nigdy nie doświadczyła tego na własnej skórze, ale słyszała od nich, że na początku wilkołakom podczas pełni, ciężko jest utrzymać przemianę, przez co stają się śmiertelnie groźne. - Ale kraty na posterunku są mocne, nie? - spytała, mając nadzieję, na potwierdzenie jej słów, jednak gdzieś w głębi czuła, że otrzyma zupełnie przeciwną odpowiedź.- Dla człowieka – tak. Dla wilkołaka... - nie musiał kończyć, by zrozumieli.- Pamiętasz jak mówiłem, że nie mam ochoty cię zabić? - Scott spojrzał na przyjaciela, na co ten przytaknął. - On ma. - Margo zmarszczyła brwi, patrząc za odprowadzanym chłopakiem.- Chciałeś go zabić? - spojrzała zaniepokojona, na każdego po kolei.- I to nie raz – wyszczerzył się Stiles, kierując do szatni, gdy trener ogłosił koniec treningu. - Ale zawsze udawało mi się obronić.- To mi udawało się opanować – Scott uśmiechnął się przebiegle.- W to jestem w stanie bardziej uwierzyć – rzuciła, opierając o ścianę, przed męską szatnią, czekając aż chłopcy się przebiorą.- Musimy coś wymyślić, jak go wydostać – zaczął Stiles, gdy całą trójką kierowali się na chemię.- Dlaczego Derek go wybrał? - Scott zajął miejsce w ławce obok Stilesa.- Peter mi mówił, że ugryzienie zmienia w wilkołaka albo zabija. Może nastolatkowie mają silniejszy organizm – dziewczyna odwróciła się na słowa Stilesa, gdy już rozpoczęła się lekcja.- Twój tata może go zatrzymać?- Musiałby mieć dowód albo świadka – Stiles odwrócił się do Danny'ego, który zawsze siedział z Jacksonem, jednak teraz miejsce było puste. - Gdzie Jackson?- U dyrektora, gada z twoim tatą – odpowiedział zdezorientowany chłopak.- Dlaczego?- Pyta o Isaaca – odpowiedział jakby była to najoczywistsza, rzecz na świecie.- Musimy tam iść – Stiles zwrócił się do Scotta.- Ale jak? - Scott ledwie dokończył pytanie, a Margo była już odwrócona do tablicy, zgniatając szybko kartkę i rzucając nią w stronę nauczyciela. Kulka odbiła się od głowy Harrisona, który odwrócił się z mordem w oczach.- Kto to zrobił? - cała klasa spojrzała na siedzących na końcu chłopaków, którzy lekko zdezorientowani, wskazywali na siebie nawzajem palcem. - Do dyrektora – warknął nauczyciel. Stiles ledwie powstrzymywał triumfalny uśmiech wypływający na jego twarzy. Obaj zebrali swoje rzeczy kierując się do wyjścia z sali.
CZYTASZ
BUT YOU ARE MY MONSTER
WerewolfBeacon Hills to małe miasto w Kalifornii. Niby zwykłe miasteczko, ale dzieje się tam wiele rzeczy, o których większość nie ma pojęcia, wiodąc spokojne życie. Takie życie wiodła również grupa nastolatków, dopóki jeden z nich nie został wciągnięty w ś...