Peter biegł przed siebie nie zatrzymując się nawet na moment. Jego serce biło tak szybko jak nigdy dotąd, nawet gdy zobaczył ciotkę na podłodze nie był tak przerażony. Albo był? Może po prostu wtedy dopadła go adrenalina i tego nie czuł? Tak czy inaczej chłopak biegł sam poprzez ciemne uliczki z zamazanym przez łzy widokiem na świat. Było już bardzo późno w on ani razu nie zwrócił na to uwagi. Jego emocje zlały się w jedno wielkie zamieszanie jakby każda chciała dominować jednak każdą zakrywała inna.
Biegł tak od godziny chociaż już dawno stracił poczucie czasu. Nie czuł zmęczenia chociaż krople potu co chwilę spadały mu po czole a oddech był niebezpiecznie przyspieszony. Nie wiedział gdzie biegnie po prostu biegł przed siebie gdy nagle dobiegł do jednej ze ścian jakiegoś budynku. Nie myśląc w ogóle oparł się o nią i delikatnie zjechał swoimi rozgrzanymi plecami na sam dół. Zimno które muskało jego skórę przyniosło mu niewielki ból ale także ulgę. Oparł głowę o swoje kolana i zamykając oczy zaczął cicho szlochać. Miał dosyć tego że każdy uważał go za dziecko, miał dosyć poniżania przez innych, miał dosyć tego że każdy się nad nim lituje, miał dosyć tego że każdy patrzy się na niego jak na osobę która nie przyswaja żadnych informacji... Miał dosyć tego życia.
Tego cholernego życia które znowu pokazuje mu że jest nikim i że nigdy nie będzie szczęśliwy. Tyle osób na świecie ma wszystko i nie potrafi tego zauważyć a on prosi tylko o jeden normalny dzień pośród całej swojej rodziny- by mógł się z nimi pożegnać... Bo niestety ale z nikim nie zdążył.Koło niego przechodzili ciągle ludzie zataczający się pod wpływem za dużej dawki alkoholu. Obijali się o mury budynku lub rzucali na ulicę pustyni butelkami. Peter przez chwilę czuł się jakby też chciał spróbować po prostu wyłączyć myślenie przez za dużą liczbę procentów i obudzić się nad ranem uświadamiając sobie że wszystkie nieszczęścia które go spotkały były tylko wytworem jego koszmarów.
Nagle jedna z butelek zamiast trafić na ulicę trafiła prosto nad jego głowę. Szkło rozbili się na wszystkie strony raniąc przy okazji także chłopaka. Z jego czoła leciały krople krwi ciągnąć się przez usta by potem spać na koszulkę chłopaka. Czuł metaliczny posmak w ślinie która mieszkała się właśnie z tą krwią. Obok niego walało się szkło a muzyka z okna na przeciwko nie pomagała w niczym. Nie wiedział gdzie jest, która sjest godzina, co robić.... Nie widział nic! To podtrzymywało jego strach jeszcze bardziej. Gdyby wtedy nie uciekł wszystko mogłoby się skończyć kolejnym kłamstwem i kolejnym i kolejnym ... Ale w końcu może odnalazłby się w tych kłamstwach i po prostu żył jakby były prawdą? Niestety było już za późno a podjęte decyzje już nigdy nie zostaną zamienione.
Otworzył zamknięte do tej pory oczy i niepewnie wyciągnął dłoń w stronę resztki która została z butelki. Wziął zielone szkło do palców i zaczął obracać je dookoła. Przygryzł dolną część wargi tak mocno że w pewnym momencie można było na niej zauważyć malutkie kropelki krwi. Chłopak nie przejął się jednak żadną z jego ran. Wpatrywał się w szkoło jakby miał w nim ujrzeć odpowiedź na wszystkie pytania oraz cierpienie. Zamiast tego ujrzał siebie w delikatnie zielonej poświacie wytworzonej przez kolor przedmiotu. Miał opuchnięte oczy od płaczu, z jego skroni aż po podbródek spływała szkarłatna ciecz, a sam był blady jak ściana obok niego która była wyjątkowo zadbana jak na tą część miasta.
Był tak zmęczony że nawet nie zauważył w którym momencie szkło zjechało na jego nadgarstki z których aktualnie skapywały coraz to większe krople krwi. Peter nawet na chwilę nie pomyślał o tym że mógłby zatamować krwawienie albo chociaż poprosić o pomoc. On nie pamiętał kiedy i jak to zrobił... Wiedział jedno-
... on tego chciał.
~~~tony~~~
Szukał młodszego już od dobrej godziny , w sumie to nie tylko on a cała wieża. Steve starał się wypatrzeć młodszego w uliczkach gdzie mógł wjechać jego motor. Bruce szukał w wieży jakiegokolwiek powiadomienia o znalezieniu chłopca. Natasha jeździła samochodem po głównych ulicach miasta razem z Clintem. Za to Tony latał nad miastem tak szybko jak tylko potrafił. Nawet Jarvis uznał że może się na coś przydać i spróbować namierzyć telefon chłopaka, który był jak można było się domyślić rozwalony na części pierwsze. Każdy starał się jak mógł jednak znalezienie osoby w tak wielkim mieście jak nowy Jork było wręcz niemożliwe do wykonania. Ludzie ciągle robili zdjęcia miliarderowi gorączkowo zastanawiając się czy ten testuje nową zbroje czy może to kolejny atak kosmitów.
CZYTASZ
koszmar życia || IronDad ( Zawieszone )
FanfictionNever fear shadows, for shadows only mean there is a light shining somewhere near by." - Nie bój się cieni. One świadczą o tym, że gdzieś znajduje się światło. Jeden dzień Jedna godzina Jedna minuta Jedna sekunda Tyle czasu wystarczyło by zrujno...