Prolog

14 1 1
                                    

Bez jedzenia... Bez picia... Chłopak siedzi skuty pod ścianą. Kajdany obcierają mu kostki i nadgarstki, a smród odchodów współwięźniów, aż zabija węch wszystkich w celi. Nie da się stąd uciec, kratka kanalizacyjna jest za mała i nawet po jej zdjęciu, nikt się nie przeciśnie, w dodatku jak na razie, jest zapchana, tak jak w innych celach. Póki straż ich nie przepłucze.
- Co wy robicie?! - zapytał się gardłowym głosem mężczyzna w głębi głównego korytarza. - Zajeżdża tu jak cholera! Przepłukać to gówno! Raz, dwa!
- Tak jest Panie Naczelniku! - odezwało się trzech strażników i wzięło do pracy.

Chłopak rozpoznał głos, naczelnika. To ten, który kupował ludzi u handlarzy.

Po odgłosach butów z twardą podeszwą, rozciągających się przez lochy po kamiennej podłodze, nastała chwila ciszy, a do sali otworzyły się jakieś ciężkie, metalowe drzwi. Rozległ się dźwięk bosych stóp i chlupotu wody. Do lochów weszło ośmiu drobnej postury mężczyzn. Strasznie wychudzonych. Mieli oni wiadra pełne wody. Wzięli po jednym i zaczęli wylewać chlustem płyn po celach. Proces ten ma za zadanie spłukać odchody niewolników do kanału.

Sanvari, ten chłopak, który rozpoznał głos naczelnika, siedział przy samej kracie. Cherlak chlustający wodą, wylał trochę na niego. Część kurzu spoczywającego na ciele chłopaka, rozmazała się i zaczęła spływać w kanał. Szarość zniknęła z jego włosów, ukazując kruczoczarny kolor, skóra zbladła z braku słońca i bardzo powoli widać zanikające mięśnie. Chudy chłopak nachylił się do niego i wyszeptał.
- Masz większe szczęście niż my - westchnął powoli i rozejrzał się po lochu - bardzo wielkie.

Sanvari nawet nie zdążył zareagować, gdy wylało się na niego kolejne wiadro wody.

Po kilkunastu minutach, odchody zaczęły mięknąć, a większość spłynęła w kanał.

*Pustynna Magia*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz