{3} Good luck, Amy.

1K 65 15
                                    

Następnego dnia w niedzielę postanowiłam wstąpić na obiad do Rachel i mojego ojca. Kiedy weszłam do domu, tata wraz z Juliet stali przed dużym, balkonowym oknem i wspólnie chowali się za firanką.

- Niech zgadnę – zwróciłam się w ich stronę - Próbujecie wyczaić osobę, która być może kupi ten dom koło was?

Ojciec obrócił się w moją stronę z zaskoczoną miną, a Juliet podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno na przywitanie.

- Skąd wiedziałaś? - zapytała uśmiechnięta od ucha do ucha dziewczyna. Wzruszyłam swoimi ramionami. 

- To bardzo piękna i spokojna okolica - zwrócił się do nas obu mój tata - Mam nadzieję, że nasz nowy sąsiad będzie z grupy tych „bezproblemowych”. 

Po krótkiej pogawędce z Juliettą udałam się do kuchni, gdzie Rachel przygotowywała dla nas dzisiejszy obiad. Gdy mnie zobaczyła, wrzuciła całą paczkę długiego makaronu do garnka z gorącą wodą i podbiegła mnie przywitać. 

- Dzień dobry, kochanie - pocałowała mnie w policzek i przyjrzała mi się z dokładnością – Coś się stało? Wyglądasz na bardzo niewyspaną. 

Dopóki tego nie oznajmiła, nawet o tym nie pomyślałam. Nie mogłam jej powiedzieć, że przez praktycznie całą noc zastanawiałam się, czy istnieje jakikolwiek sposób, aby wyciągnąć Jamesa z rąk policji. 

- Rzeczywiście, nie spałam za dobrze – przyznałam jej rację. 

- To na pewno przez tą temperaturę w nocy. Jest końcówka czerwca, a już można się udusić. Zastanawiam się tylko, jak te biedne zwierzęta wytrzymują w takim upale - powiedziała, kręcąc lekko swoją głową – A propos, jedziesz za tydzień do Birmingham na pokazy koni z Jack'iem?

- Nie, nie jadę - oświadczyłam, otwierając szafkę i wyjmując z niej pojedynczą szklankę.

- Och, kochanie - Rachel westchnęła cicho - Musisz tam jechać. Powinnaś wspierać swojego ukochanego w tym, co robi. 

- No cóż, raczej nie powinnam tego robić - stwierdziłam, nalewając sobie schłodzonego soku jabłkowego do szklanki - On nie lubi, kiedy maluję. Nie toleruje moich przyjaciół. Nienawidzi Jamesa i Brada i… 

- To dlaczego od ponad roku nadal z nim jesteś? – zapytała poważnie.

- Ponieważ go kocham. 

- Och, Claudience – westchnęła Rachel - Nigdy nie wiesz, kiedy miłość jest prawdziwa. 

Przewróciłam oczami. Jakbym tego nie wiedziała. Chociaż muszę powiedzieć, że słowa Rachel dały mi dużo do myślenia, chociaż Jack był ważną osobą w moim życiu i z pewnością nie dałby się zepchnąć w cień przez moją pracę, zainteresowania, chłopaków ani przez nic innego. Nie dość, że pociągał mnie fizycznie to był dla mnie dobry i czuły. Byłoby mi smutno, gdyby tak nagle znikł z mojego życia. To na pewno było coś więcej, niż tylko głupie zauroczenie. 

Rachel uśmiechnęła się do mnie słabo i pogłaskała mnie pocieszająco po ramieniu. Nagle z salonu dobiegł głos Juliet: 

- Mamo, Lucy właśnie podjechała pod dom! 

- Zaprosiliście na dzisiejszy obiad rodziców Jack'a? - zapytałam zdziwiona, o mało nie wylewając na nią napoju, który trzymałam w dłoni - Przecież mieliśmy być tylko w czwórkę. 

- Myślałam, że tata ci o wszystkim powiedział. Będzie z nami dzisiaj tylko Lucy, ponieważ Alexander przedwczoraj wziął w szpitalu parę dni wolnego i pojechał do Birmingham, zobaczyć, czy wszystko jest zapięte na ostatni guzik przed tymi całymi pokazami. Jack miał jechać za niego, ale podobno wyskoczyło mu coś ważnego i został w Londynie. 

GOLDEN: OVEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz