Rozdział 1

6.7K 325 284
                                    

Obudził mnie nie przyjemny dźwięk budzika. Otworzyłem powoli oczy i zaspany sięgnąłem po telefon, który leżał na mojej szafce nocnej. Wyłączyłem budzik i zerknąłem na godzinę, siódma dziesięć. Mam trochę czasu więc stwierdziłem, że poleżę sobie jeszcze parę minut. Mało co się obejrzałem, a już była ósma. Kurwa spóźnię się, jęknąłem z desperacją i szybko pobiegłem do łazienki biorąc z krzesła byle jakie ubrania w biegu tylko szybko je powąchałem czy śmierdzą. Fakt trochę śmierdziały, ale nie miałem czasu szukać  nie wiadomo jakich ubrań. Wziąłem szybki prysznic i się ubrałem, a następnie szybko zszedłem na dół biorąc po drodze mój plecak.

Zamknąłem drzwi i zacząłem biec na przystanek. Oczywiście jak to ja wpadłem po drodze na jakiegoś przygłupa, który zamiast patrzeć na drogę siedział z głową w telefonie. Jeszcze ma czelność coś krzyczeć, że mam uważać. Gdy dotarłem na przystanek i okazało się że mój autobus odjechał dwie minuty temu myślałem, że rozwalę tą szybę głową.

Znowu się spóźnię, to już któryś raz w tym miesiącu. Byłem przez to kilka razy u detektora, czemu tak często opuszczam pierwsze lekcje. Wcisnąłem mu jakiś kit, że muszę odwiedzać rano moją babcie, która zresztą już dawno nie żyje. Ale on nie musi o tym wiedzieć. Powiedziałem mu, że jest chora, ale za nie długo wymówka na babcie  może się spalić więc będę musiał wymyśleć coś lepszego. Popatrzyłem na rozkład jazdy i następny autobus miałem dokładnie za pół godziny, świetnie. W sumie i tak nie śpieszy mi się za bardzo do tej budy, więc może wrócę do mojego ciepłego łóżeczka i dzisiaj sobie odpuszczę... I tak jest piątek. Po krótkich przemyśleniach stwierdziłem, że w sumie muszę tam iść bo mogę mieć większe kłopoty.

Jeśli będę ciągle opuszczać lekcje, to mnie wywalą, niby mi nie przeszkadzało, ale jeśli moja matka dowiedziałby się, że wyjebali mnie ze szkoły, to nie było by za ciekawie. Czekałem na ten cholerny autobus który się spóźniał już z 10 minut. Nie wiem jaki debil dał temu człowiekowi pracę. Jeździ se jak chce i kiedy chce. Halo! Ludzie tutaj do kurwy chodzą do szkoły i pracy. Po chwili autobus w końcu przyjechał, usiadłem gdzieś na końcu i po kilku minutach jazdy wysiadłem na właściwym przystanku i zaczęłam biec do szkoły. Przed wejściem zastanawiałem się co ja tu do kurwy robię.

Wchodząc do szkoły była już przerwa, dalej ludzie ze szkoły się na mnie patrzyli i szeptali coś do siebie myśląc, że ich nie słyszę. Patrzyli na mnie jak na jakiegoś idiote. Cholerny Schlatt, i ta jego zjebana banda po raz kolejny rozgadali o mnie jakąś plotkę. Jakim trzeba być jebiętym żeby w to uwierzyć? Nie zwracałem zbytnio na nich uwagi, zdążyłem się przyzwyczaić. Dziwi mnie fakt, że dalej o tym pamiętali przecież to było jakieś 3 dni temu, normalnie takie plotki ucichały po niecałych 2 dniach. Zazwyczaj w tym czasie rodziły się następne, i tak w kółko  jak karuzela.

Kiedy podeszłem do szafki, zobaczyłem co jest na niej napisane i namalowane. Z początku myślałem, że mi się wydaje. Ale gdy przetarłem oczy i szerzej je otworzyłem dotarło do mnie, że wcale mi się nie wydaje.
Był na niej wielki napisany napis czerwoną farbą "Geny po tacie ćpanie". Wszędzie była rozlana farba i parę żyletek. Gdy tak stałem i gapiałem się w to, wszyscy zebrali się patrzyli, to na mnie, to na szafkę.

Słyszałem tylko głośne śmianie się i wytykanie palcami, wszystkie wspomnienia wróciły. Wspomnienia z dzieciństwa, co się  działo w moim domu, co ojciec robił, ile problemów wtedy było. Zacząłem czuć ciężar i mój oddech robił się coraz bardziej płytki, czułem jak moje nogi odmawiają posłuszeństwa. Zacząłem szybko przeciskać się przez ten tłum. Wszystko działo się jakby zwolniony tępie,  gdy udało mi się przecisnąć między ludźmi zacząłem iść do łazienki. Po chwili do niej dotarłem i szybko podszedłem do umywalki z lustrem. Próbowałem złapać oddech, ale kurwa się nie dało, zacisnąłem jedną rękę na umywalce, a drugą o sznurki z bluzy. Było mi tak strasznie duszno. Nie wiedziałem co mam do robić. Panikowałem.

Poczułem, jak ktoś łapie mnie za ramię. Ta osoba spytała się czy coś się stało. Obróciłem się i zobaczyłem wysokiego blondyna w zielonej bluzie. Mówił coś do mnie, ale nie rozumiałem co. Nawet dokładnie go nie widziałem.

Zaprowadził mnie do ostatniej kabiny i posadził przy ścianie. Zaczął powoli liczyć i powiedział żebym robił to razem z nim. Zrobiłem tak i po chwili się trochę uspokoiłem. Zacząłem się bardziej kontaktować.
Po kilku minutach powoli się uspokoiłem, a blondyn patrzył na mnie współczującym wzrokiem. Pamiętam jak moja mama tak na mnie patrzyła, gdy mój tata po raz kolejny, podniósł na mnie rękę. Nienawidziłem tego wzorku.

— Clay. — Powiedział blondyn, drapiąc się po karku.
— Nick, ale to już chyba wiesz. — Odpowiedziałem zmęczonym głosem, dalej siedząc na zimnej podłodze.
— Ta, nieźle ci tą szafkę urządzili. — Poowiedział z lekko złośliwym uśmieszkiem. Zdenerwowało mnie to.
— Oho, bardzo śmieszne. Ja tu kurwa prawie umarłem. — Stwierdziłem desperackim głosem, co prawda, miałem tylko lekki atak paniki więc wyolbrzymiałem, ale cicho.
— To debile. Lepiej chodź już, bo wyglądasz dosłownie jak 7 nieszczęść. — Odrzekł chłopak i wstał z ziemi podając mi rękę, żeby mi pomóc.
— Nie jestem kaleką, bez przesady. — Mówiąc to, powoli wstałem i podszedłem do umywalki patrząc na lustro, które nad nim wisiało. Kurwa, faktycznie tragicznie wyglądałem. Jakby pociąg mnie co najmniej 10 razy potrącił. Umyłem twarz zimna wodą i wytarłem się w ręczniki papierowe, które leżały obok.

W ciągu tych kilku godzin, nie obeszło się bez złośliwych komentarzy, śmiechów i wytykania palcami. Mam już dość tego pierdolonego dnia. Kiedy zacząłem iść w stronę biblioteki, żeby się schować, ktoś mnie zawołał z drugiego końca korytarza co oczywiście inni słyszeli i zaczęli się na mnie patrzeć. Myślałem że zaraz wyskoczę przez okno.
— O! wreszcie Cię znalazłem. — Powiedział zdyszanym głosem, jakby co najmniej jakiś maraton przebiegł, a robił to tylko tylko kilka sekund. A mówią, że to ja mam taką słaba kondycję.
— Następnym razem, nie drzyj się tak. Chodź, bo teraz wszyscy mnie zauważyli. — Odpowiedziałem zdenerwowany i pociągnąłem chłopaka za ramię.
— Zapomniałam sory. — Stwierdził, drapiąc się nerwowo po karku — Mam pytanie, skoro już i tak masz zjebany dzień i zapewne nie masz nic do roboty, to co ty na to żeby się spotkać po szkole? —  Spytał niepewnym głosem blondyn. W sumie miał rację, nie mam jakiegoś wyjątkowego życia. Ale też nie miałem zbytnio ochoty na jakieś spotkania. Dzisiejszy dzień był naprawdę męczący i straszny, ale i tak nie mam zbytnio co robić bo pewnie poszedłbym spać albo oglądałbym jakieś anime, więc się zgodziłem. Co mi szkodzi? Może w końcu zdobędę jakiś znajomych.

Kiedy oboje skończyliśmy swoje lekcje postawiliśmy, że pójdziemy do domu Clay'a i może w coś pogramy. Bo okazało się że oboje lubimy pograć sobie w różne gry.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć kochani! To jest mój pierwszy w życiu ff więc trochę się stresuje... Mam nadzieję że dobrze się przyjmie.
Będzie mi miło jeśli zagłosujecie i zostaniecie ze mną na dłużej bo mam ciekawe pomysły co do tej książki 🤠

The cruel fate of two boys | KarlnapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz