Rozdział 2

3.5K 279 168
                                    

Po kilku godzinach u Clay'a stwierdziłem, że muszę już wracać do domu, bo było już późno i trochę się zasiedziałem. Po kilku minutach doszedłem do mojego przystanku i spojrzałem na rozkład jazdy, idealnie, autobus przyjedzie za dziesięć minut. Usiadłem na przystanku i rozmyślałem nad dzisiejszym dniem, w sumie ten Clay jest nawet spoko na początku myślałem, że ma trochę nie równo pod kopułą, ale kiedy dłużej z nim porozmawiałem okazał się serio spoko. Nawet dowiedziałem się kilka rzeczy o nim np. Wiem już skąd wiedział, jak pomóc osobie, która dostanie ataku paniki. Okazało się, że jego młodsza siostra kiedyś miała je często. Jest naprawdę świetnym bratem szkoda, że jestem jedynakiem. Fajnie byłoby mieć młodsza siostrę lub brata. Po chwili namysłów mój autobus już przyjechał, wsiadłem i założyłem słuchawki, a następnie włączyłem moją ulubioną playlistę. Od razu włączyła się jedna z moich ulubionych piosenek "How to save a life". Nie mam pojęcia czemu tak uwielbiam tą piosenkę.


Kiedy dotarłem do domu, była już prawie dwudziesta druga. Moja mama już pewnie spała. Pracuje jako sekretarka jakiegoś biznesmena, nawet za bardzo nie wiem. Nie interesuje mnie jej życie, potrafi tylko ciągle pić i dawać dupy przypadkowym osobą. Wyjąłem klucze z kieszeni kurtki i po cicho zacząłem otwierać drzwi. Gdy już je otworzyłem ściągnąłem buty i poszedłem do swojego pokoju. Rzuciłem plecak gdzieś w kąt i położyłem się na łóżku. Ten dzień był okropnie męczący mam nadzieję, że do poniedziałku ludzie zapomną o tej całej plotce, bo nie dadzą mi żyć przez następne lata mojej edukacji, chyba że przepisze się do innej szkoły, ale nie widzi mi się jeździć gdzieś dalej do jakiejś budy.

Weekend minął mi całkiem dobrze. Spotkałem się z Clay'em i razem spędziliśmy czas oglądając anime, grając w minecrafta i rozmawiając. Wiele się o sobie dowiedzieliśmy, okazało się, że lubimy dużo tych samych rzeczy.

***
Chyba pierwszy raz od dawna się wreszcie nie spóźniłem. Wchodząc do szkoły, co prawda jeszcze kilka osób się na mnie patrzyło, ale znaczna część już zdążyła o tym zapomnieć. Szedłem w stronę mojej szafki i po drodze spotkałem Clay'a, przywitałem się i chwilę rozmawialiśmy, ale po chwili zadzwonił dzwonek i musieliśmy iść na lekcje. Miałem teraz matematykę. Nienawidzę tego przedmiotu osoba, która to wymyśliła musiała być nieźle pierdolnięta. Podczas tej lekcji babka zaczęła tłumaczyć jakiś nowy rozdział, ale za bardzo się tym nie interesowałem. Przeważnie siedzę zawsze wtedy na telefonie i przeglądam instagrama, potem moje oceny wyglądają jak wyglądają. Kiedy Pani Steve powiedziała, że zacznie pytać stwierdziłem, że to idealny moment na szybkie wypierdalanie z klasy i spytałem się, czy mogę iść do toalety, na szczęście się zgodziła, więc wziąłem przepustkę i szybko wyszedłem. Do końca lekcji zostało jakoś z piętnaście minut, więc posiedzę z dziesięć w kiblu i wrócę. Może jakimś cudem się nie skapnie, że tak długo mnie nie ma. Gdy już  dotarłem do toalety, wszedłem do kabiny i usiadłem na kiblu, żeby moje nogi się nie przemęczały. Po chwili usłyszałem trzask drzwiami i jakieś głosy. Miałem już wychodzić, ale nagle usłyszałem kawałek rozmowy. Zbytnio nie interesuje się sprawami, które nie dotyczą mnie, ale coś mnie podkusiło, żeby zostać w tej kabinie. Okazało się, że to był jednak nie za dobry pomysł. 

—Co tam pedale, nie dawno się tu przeniosłeś, a już się zaczynasz panoszyć.— Znałem ten głos, był to głos oczywiście nikogo innego, jak Schlatt'a.

—Panosze się? Znasz w ogóle pojęcie tego słowa?— Odpyskował jakiś inny chłopak. Nie kojarzyłem tego głosu, ale z rozmowy wychodzi na to, że jest nowy ktoś, kto niedawno musiał się tutaj przenieść. Widoczne nie wie, że z Schlatt'em i jego bandą się nie zadziera, bo to się może tragicznie skończyć. Debil, jeśli dalej będzie mu tak pyskować skończy z złamanym nosem albo i gorzej. 

The cruel fate of two boys | KarlnapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz