Rozdział 1

144 16 0
                                    

Schowałam twarz w dłoniach, nie chcąc już patrzeć na dokument leżący na stole. Jakbym znała jakiś magiczny sposób, aby on zniknął bez śladu, nie pozostawiając po tym żadnych przykrych konsekwencji, to od razu bym takiego użyła.

Szkoda, że zrezygnowałam z bycia wiedźmą. Teraz to by się bardzo mi przydało.

— Van? — Odwróciłam się w stronę drzwi, w których stanął mój asystent. Wysoki i chuderlawy z zawsze przekrzywionymi okularami. Rude loki miał potargane, co znaczyło, że przed chwilą je nerwowo ciągnął, a to dobrze nigdy nie wróżyło. — Przyszedł kolejny rachunek.

Do diabła z tym wszystkim.

Westchnęłam cicho, próbując opanować drżący oddech. Naprawdę brakowało mi cudu, aby to wszystko przeżyć. A myślałam, że tylko rozstanie będzie bolesne.

Jednak nie przewidziałam, że mój były narzeczony okaże się największym dupkiem w historii świata. Nie dość, że zdradzał mnie z poprzednią barmanką, to zadłużył cały klub i jeszcze pozamawiał jakieś zupełnie niepotrzebne rzeczy, z czego części nie dało się zwrócić.

Na mój rachunek. Dlatego tera to ja miałam problem z pieniędzmi i na horyzoncie mogłam zobaczyć dokumenty dotyczące upadłości całego mojego biznesu.

— Podaj mi go — jęknęłam, a William wyszedł szybko z mojego niewielkiego gabinetu. Chyba musiałam się w końcu pogodzić z tym, że będę zmuszona kogoś zwolnić. Nie było mnie stać na porządne zakupy do domu, a co dopiero utrzymać kolejne osoby. — Nie wierzę...

Przełknęłam nerwowo ślinę, wiedząc, że to były tylko moje pobożne życzenia. Tom postarał się doskonale o to, abym zapamiętała go do końca życia, nawet jeśli to nie były miłe wspomnienia.

— Trzymaj. — Młody mężczyzna ponownie wszedł do mojego biura, rzucając mi pocieszający uśmiech. — Jeszcze wszystko się ułoży, Van. Zobaczysz, że policji uda się zebrać na niego dowody.

No jasne. Zwłaszcza, gdy nauczył się doskonale podrabiać mój podpis.

— Dzięki, Frank. — Wymusiłam na swoich ustach uśmiech, na który zaśmiał się nerwowo. Miałam wrażenie, że przy mnie nigdy nie był w pełni rozluźniony, ale może to ze względu na to, że pracował tutaj dopiero dwa miesiące. — Jesteś najlepszy.

— Nie ma sprawy, szefowo — odpowiedział nerwowo, po czym uciekł z mojego gabinetu.

Naprawdę byłam taka straszna?!

Jęknęłam, uderzając czołem o zimny blat niewielkiego biurka. Miałam tak wszystkiego dość. Chciałam po prostu zniknąć i obudzić się w innej czasoprzestrzeni, w której ostatni miesiąc nie istniał. Albo nigdy bym nie spotkała Toma. Albo bym spotkała jakiegoś inwestora, który by mi pomógł z dobroci serca.

Nie mogłam w końcu oddać tego baru nikomu. To było całe moje życie; odkąd skończyłam szkołę to praktycznie mieszkałam w tym miejscu, tworząc je od podstaw. A mój ukochany były to wszystko zepsuł, najzwyczajniej w świecie mnie okradając.

— Bądź niższy niż poprzedni — poprosiłam żałośnie, otwierając białą kopertę, w której miał znajdować się rachunek. Wypadła z niej jedna biała kartka i wizytówka, na widok której zrobiło mi się niedobrze.

To już wolałabym kolejne podsumowanie z sumą dolarów, które komuś byłam winna, niż list od mojego dziadka. Oczywiste było to, że musiał się pojawić w momencie, w którym potrzebowałam jak najmniej kłopotów rodzinnych. Był jak cholerny magnes, tylko że ja przyciągałam ten biegun w nieodpowiednich chwilach.

— Serio? — Zmarszczyłam brwi, patrząc na zgrabne pismo, które zdobiło papier. Kolejne wezwanie do pokazania się w domu rodzinnym. Nie znosiłam tego; jakby nie miał telefonu i nie mógł mnie normalnie zaprosić.

Jak pies z kotem (zawieszone + korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz