#22

676 20 227
                                    

"Pochodnie nocy już się wypaliły,

I dzień się wspina raźnie na gór szczyty,

Chcąc żyć, iść muszę lub zostając umrzeć."

William Shakespeare  "Romeo i Julia"

Czas jest zabawnym pojęciem, odbieranym przez każdego inaczej i płynącym różnie w swoim własnym tempie dla każdej żywej istoty. Drzewa od pędów aż do ogromnych i dumnych roślin z majestatycznymi koronami, pokonują barierę ludzkich pokoleń, a my jesteśmy zaledwie niewielką częścią danego im czasu. Pomagamy im się rozwijać, czasami nawet sadzimy w najlepszych dla nich miejscach i w ten sposób wybieramy im ich własny dom. Nie zmienia to faktu, że równie dobrze poradziłyby sobie bez nas. Nie jesteśmy im do niczego potrzebni.

Sama mam czasami wrażenie jakbym żyła w bajce z okrutnym przebiegiem wydarzeń. Czuję się jak towarzysz starej wiśni, do której systematycznie wracam, by opowiedzieć swoją historię. Siadam wtedy na ławce i zastanawiam się ile ta przepiękna roślina już widziała. Właśnie wówczas uświadamiam sobie też, jak nieistotnym pojęciem jest czas, który wspólnie dzielimy.

Spotykamy się na krótką chwilę i rozstajemy równie szybko. Cieszymy kilkoma wspólnymi momentami i doświadczamy wzajemnych przemian, by w końcu i tak zniknąć. Nie zmienia to jednak faktu, że ile podobnych do mnie osób, nie widziałaby kora tej wiśni, to i jej korona kiedyś upadnie. Nic nie trwa wiecznie.

Nawet jeżeli zniknę pierwsza, to będzie to tylko kolejnym małym krokiem do tego, by ona pewnego dnia również znikła. Jest to zarówno smutne jak i piękne. Czy nie każdy chciałby nareszcie dobrnąć do zakończenia swojej historii?

— Jutro urodziny Anastazji? — nagłe pytanie obok ucha wyrwało mnie z zadumy.

Powoli i dość apatycznie odwróciłam się w stronę uwielbianego barytonu, który od prawie czterech lat budził mnie z przerwami niemal co poranka. Krucze włosy kontrastowały z jasną cerą, która raziła mnie w oczy, nawet podczas trwającego zachodu słońca, a wiatr nawiewał w moją stronę słodki zapach kwiatów kwitnącej wiśni. W końcu znów była wiosna. Miesiąc, w którym wszystko od nowa budziło się do życia.

Kobaltowe tęczówki patrzyły na mnie ukosa z zadziornym błyskiem, a na niewzruszonych zwykle ustach pojawił się drobny i prawie niezauważalny uśmiech. Levi jak zwykle wyglądał zbyt dobrze kiedy o niej wspominał. Miałam wrażenie, że wyczekuje na ten dzień w roku tylko po to, by móc się z nią na chwilę zobaczyć.

Oparłam się wygodniej na białej ławce i poprawiłam materiał swojej pudrowej sukienki tylko po to, by głośniej westchnąć. Te kilka lat zleciało zdecydowanie zbyt szybko, a słodki bobas jaki niedawno jeszcze męczył nas swoim płaczem oraz kolkami, zmienił się w żwawą dziewczynkę, która nie potrafiła się od nikogo na dobre odkleić. Można powiedzieć, że charakterem ukradła cechy każdego z nas.

Uczyła się czytać polecane przeze mnie książki, mimo młodego wieku. Momentami wydawała się grać w szachy nawet lepiej od samego Erwina oraz ubóstwiała pijać gorzką herbatę. Wielokrotnie także przyłapywałam ją na domywaniu naczyń, czy wykradaniu jedzenia ze spiżarni tylko w celu podarowania go Braus. Po swoich rodzicach odziedziczyła z pewnością nietuzinkową urodę, a sam Alexander wychowywał ją według swoich przekonań na naprawdę dobre dziecko.

No Emotions vol.2 // LevixOC//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz