Ama
Każdy dzień wydawał się być taki sam. Miałam tylko wrażenie, że jestem coraz bardziej zmęczona. Chociaż nie wiem, czego należałoby oczekiwać po sześćdziesięciolatce, która całe dnie biega i przyjmuje gości. Hotel to dom, ale dom to nie hotel. Praca nigdy się nie kończyła i mimo tego, że pomagał mi mój młodszy syn, czasami miałam ochotę pozbyć się wszystkich ludzi i zamknąć się na zawsze pośród drewnianych ścian.
Cepo był dobrym chłopakiem, chorym na epilepsję, ale za to bardzo ciepłym i wrażliwym. Darzyłam go miłością taką, na jaką było mnie jeszcze stać. Po śmierci starszego syna, Carlosa, moje serce stało się zimne... Wiedziałam, że swoim zachowaniem ranię wiele osób, ale byłam po prostu zgorzkniałą starowinką i zdążyłam się z tym pogodzić.
Dzisiejszego dnia, również dużo myślałam i analizowałam. Aby czymś się zająć, rozwiązywałam sudoku a później wymeldowałam jedną parę. W hotelu tylko dwa pokoje były jeszcze zajęte. Wyszłam na spacer, usiadłam w altance i przyglądałam się budynkowi z zewnątrz. Mogłam szczerze przyznać, że jestem z siebie dumna. Kilkanaście lat temu, gdy wpadłam na pomysł otworzenia hotelu, usłyszałam, że to marzenie ściętej głowy, bo przecież nie będę miała klientów, ze względu na to, że mieszkałam w sercu pustyni. No cóż, widocznie ludzie pomylili się co do mnie, podołałam. Ułożyłam się wiklinowyn fotelu i oparłam głowę o oparcie, spoglądając w niebo. Ta cudowna chwila nie trwała długo, ciszę przerwał krzyk i głośne kroki. Wyprostowałam się.
- Witaj, Ama. - usłyszałam głos kobiety, znałam ją, była tu w poprzednie wakacje, mimo to, jej wizyta mnie zaskoczyła.
- Goya, co cię do mnie sprowadza? - spytałam, podnosząc się i podchodząc do niej. Za nią dostrzegłam jeszcze jedną dziewczynę, Trianę.
- W skrócie? Problemy wróciły.
- Jakie problemy?
- Pamiętasz Ramalę?
- Oczywiście, król handlu narkotykami, będący prawie w moim wieku, takich ludzi się nie zapomina. To ten facet, któremu zabrałyście tiarę ze świecidełkami, tak?
- Otóż to. Połowę diamentów zeżarła Zulema, a część zniknęła bez śladu. - założyła ramiona pod boki.
- A jeszcze kilka z nich, dostał mój syn, który dał mi je abym opłaciła wszystkie szkody jakie zrobiłyście w hotelu...
- Rozumiem, ale nie to jest teraz najważniejsze. Ramala wrócił, a my szukamy Zulemy.
- Przykro mi, nie ma jej tu, nie widziałam jej od kilku miesięcy.
- Nie pieprz, gdzie ona jest?! - Triana zdenerwowała się i próbowała podejść bliżej mnie, ale Goya ją powstrzymała.
- Zamknij się. Tak nic nie załatwisz. Wracaj do samochodu i poczekaj na mnie. - nakazała, a dziewczyna wyszła, stukając butami w rytm muzyki, której słuchała na słuchawkach.
- Opieprzyłaś ją jak małego dzieciaka. - zauważyłam. - Naprawdę jest tak infantylna?
- Nie przyszłam rozmawiać o Trianie. Zulema ma poważny problem, a nawet o tym nie wie.
- Czy to po raz pierwszy? - wzruszyłam ramionami. - Nawet nie setny.
- Ramala chce się zemścić. Puścił nas wolno, ale nie wybaczył. Szuka nas, jej... A właściwie już znalazł. Wie, gdzie się ukrywa.
- A wy skąd o tym wiecie? - przechyliłam głowę.
- Ostrzegła nas Mónica. Brygada Ramali znajdzie i zabiję Zulemę w przeciągu kilku dni. Nie jest niczego świadoma, jeśli przyjedzie po nią pięć samochodów z uzbrojonymi facetami, nie ucieknie. Musisz nam pomóc.
CZYTASZ
Junto con un escorpión 2 - otra vez
Fanfiction"Gdy mi Ciebie brakuje, patrzę w niebo i zawsze mam nadzieję, że ty w tym momencie robisz to samo."