Vivi
Kiedy zegar pokazał dwudziestą pierwszą pięćdziesiąt, otworzyłam drzwi od mieszkania. Na szczęście mama pracowała na nocną zmianę, więc nie było jej tutaj. Szybko poszłam w stronę parku. Na samym jego środku, przy ogromnym pomniku, stała tyłem do mnie wysoka, chuda kobieta w za dużej, czarnej bluzie. Moje serce zabiło milion razy szybciej.
- Zule... - szepnęłam, przytulając ją.
- Czego chcesz?! - zapytała jakaś dziewczyna. Kurwa, to nie była Zulema...
A co, jeśli nie przyszła?- Tu jestem, cymbale. - usłyszałam głos za sobą. Ciotka siedziała na ławce, śmiejąc się ze mnie. Po moich oczach popłynęły łzy, a serce dla odmiany wydawało się, jakby w ogóle przestało bić, jakby zatrzymał się czas. Rzuciłam się w jej objęcia, a Zule pogłaskała mnie po głowie. - Urosłaś. - mruknęła.
- Czy ja wiem, chcesz szluga?
- Co?
- Chcesz?
- Nie powinnaś. - warknęła.
- Ile miałaś lat, jak zaczęłaś palić?
- Szesnaście. - odparła.
- Tak jak ja.
- Nie jestem z tego specjalnie dumna.
- Ja też nie.
- To po cholerę palisz?
- A ty?
- Nie mam na ciebie siły. Rób, co chcesz.
- Właśnie to robię. - powiedziałam, wyciągając dwa papierosy.
- Daj... - westchnęła. - Dzięki.
- Gdzie idziemy? - spytałam, zaciągając się.
- Cholera, Jak ty mnie dobrze znasz... Wiesz, że nie potrafię długo usiedzieć na dupie w jednym miejscu? - spojrzała na mnie spode łba.
- Otóż to. Czyli gdzie?
- Zabiorę cię na obrzeża. Spędzimy tam razem czas a później obejrzymy wschód słońca.
- Wschód...?
- Tak, Viviana, nie wiem kiedy nadarzy się najbliższa okazja na wspólny zachód... - przechyliła głowę.
- No tak... - szepnęła smutno. Dotarło do mnie, że za te kilka godzin, znowu będziemy musiały się rozstać. Na samą myśl, chciało mi się płakać, przecież dopiero co się zobaczyłyśmy...
- Nie martw się, musimy pogodzić się z tym, że życie jest niesprawiedliwe. - objęła mnie ramieniem.
- Ale Tobie to idzie jakoś lepiej...
- Bo jestem stara. Stara Ciotka Zulema, pamiętaj. - zaśmiała się. - Co nas nie zabije, to nas wzmocni.
- Spierdalaj... - spojrzałam na nią krzywo. - Mnie rozłąka osłabia...
- Ej... Zrobiłaś się jakaś bardziej wulgarna pod moją nieobecność. - mruknęła. - Mama sobie nie radzi z twoim wychowaniem?
- No wiesz... Co matka to nie ciotka, nie?
- No tak, racja. Wybacz, ale masz jeszcze? - spytała, pokazując spalony prawie do końca papieros.
- Nie... Już nie, a ty nie masz? Nie wierzę. - zdziwiłam się.
- Mam, ale chciałam cię przetestować. - szturchnęła mnie w bok. - Zdałaś.
- Dzięki.
Zulema
CZYTASZ
Junto con un escorpión 2 - otra vez
Fanfiction"Gdy mi Ciebie brakuje, patrzę w niebo i zawsze mam nadzieję, że ty w tym momencie robisz to samo."