- Włączymy muzykę? - zapytałam, odpalając silnik. Vivi nie odpowiedziała mi ani jednym słowem. - Młoda.
- Naprawdę...? - szepnęła po chwili. - Musimy?
- A chcesz mieć po raz drugi przejebane? I zsyłać mi na kark policję? Jesteś warta nawet poszukiwań przez jebany Interpol, ale nie wtedy, kiedy obawiam się o własne życie. Jesteś za młoda na to całe gówno z pistoletami i kulami.
- Na dużo rzeczy byłam za młoda.
- Vivi, nie zaczynaj...
- Na fajki, na podgl...
- Cicho bądź, do cholery! - krzyknęłam, ale natychmiast tego pożałowałam. To nie było potrzebne. - Mała, ja wiem... Ale to, że masz teraz chujnię, nie znaczy, że możesz się pakować w niebezpieczeństwo. Jeśli nie chcesz myśleć o sobie, to pomyśl o starej ciotce. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby stała ci się krzywda.
- Zachowuję się teraz jak egoistka... - powiedziała z poczuciem winy.
- Trochę tak. Ale to zrozumiałe... I jednak nie do końca, bo chodzi ci o przyjaźń. Po prostu nie będę cię... O, nie, kurwa...
W samochodzie, który akurat mijałam, siedziało dwóch mężczyzn. Z przodu kierowca, a z tyłu... Mężczyzna, którego twarz znałam zbyt dobrze. Ktoś, kto był ostatnią osobą, którą miałam ochotę widzieć.
Ramala.
Samochód zatrzymał się, a następnie zawrócił. Przyspieszyłam. Usłyszałam dzwonek w telefonie, odebrałam.
- Zulema...
- Ramala.
Czekałam na jakąś jego przemowę, ale rozłączył się.
- Jesteśmy w dupie...
- Ciociu... Dlaczego to powiedziałaś i dlaczego przyspieszasz? - zapytała wystraszona Vivi.
- Zmiana planów. - powiedziałam wściekła. Z każdą chwilą jechałyśmy coraz szybciej. - Złap się czegoś! - krzyknęłam. Skręciłam gwałtownie, aby zjechać z drogi, sunęłyśmy w dół po stromym zboczu. Nagle straciłam kontrolę, a samochód dachował. Poczułam uciążliwe, bolesne wstrząsy a kiedy pojazd w końcu się, zatrzymał, zastanawiałam się, jakim cudem jeszcze żyję. Spojrzałam w bok i krzyknęłam z przerażenia.
- Vivi!
- Jestem cała... - jęknęła. - A ty?
- Chyba też... - powiedziałam, chociaż strasznie kręciło mi się w głowie, a w uszach słyszałam przeraźliwy pisk. Gdy udało nam się wydostać z samochodu, poszłyśmy za jego tył. Upadłyśmy na ziemię, głęboko oddychając. - Szybko, wypierdalaj stąd. - szepnęłam.
- Co?!
- Biegnij z tej górki, tam są ruiny, jesteśmy na jebanych obrzeżach! Kurwa, Po prostu się schowaj, przecież cię znajdę.
- Zule...
- Jazda! - wrzasnęłam, ale nie posłuchała. - Idź.
- Nie. Co zamierzasz zrobić?
- A jak myślisz? - spytałam, unosząc bluzę i wyciągając pistolet zza paska. - Cicho teraz. - warknęłam. - Podchodzą. Myślą, że jesteśmy w samochodzie.
- Z kim ona była? - usłyszałyśmy.
- Nie mam pojęcia.
- Z moim dzieckiem, skurwysyny. - powiedziałam, wstając i wychodząc naprzeciw im. Strzeliłam do nich. Nie celowałam w głowy ani w ciała, raczej w nogi, żeby ich unieszkodliwić. Pierwsza kula spudłowała, ale kolejna utkwiła w łydce Ramali, a kolejne dwie - w nodze jego prawej ręki, Juana.
CZYTASZ
Junto con un escorpión 2 - otra vez
Fanfiction"Gdy mi Ciebie brakuje, patrzę w niebo i zawsze mam nadzieję, że ty w tym momencie robisz to samo."