4 - Zamknij łeb, landryna

26 4 4
                                    

Zatrzymałam samochód przy niewielkiej stacji benzynowej. Wewnątrz była obskurna i brzydka, ale produkty na półkach wyglądały na dużo świeższe niż tynk na ścianie. Wzięłam kilka opakowań kanapek pokrojonych w trójkąciki, kilka puszek napojów energetycznych i trochę słodyczy. Gdy wysypałam wszystko za ladę, Vivi podeszła do mnie i na stercie produktów położyła też zapalniczkę i batoniki, takie, jakie kupiłam w wakacje rok temu.

- Mamy już słodycze. - burknęłam, szukając pieniędzy. Kurwa, nie wzięłam.

- Ale nie takie. Weź szlugi, ja idę zatankować. - powiedziała. - Aha. Sprzedawca jest w klopie, Pani Mądra, rusz tyłek, skoro nie wzięłaś pieniędzy.

- Nie wierzę, moja dziewczynka wyrasta na kryminalistkę.

- Uczę się od najlepszych, tylko myśl trochę, bo dzisiaj w ogóle nie ogarniasz.

- Chcesz zaraz myśleć sama?

- Nie, tylko mówię. - uśmiechnęła się uroczo. Tak, jak moja jeszcze "mała" Vivi rok temu.

Szybko zebrałam z lady jedzenie i poszłam w stronę samochodu, uprzednio zabierając też kilka paczek papierosów. Młoda ponagliła mnie gestem dłoni i przerażonym wzrokiem. Gdy spojrzałam za siebie, zrozumiałam, dlaczego: sprzedawca wrócił z łazienki i pukał w szybę, a gdy to nic nie dało, zaczął iść w naszą stronę. Szybko wsiadłam i rzuciłam jedzenie na tyle siedzenia, po czym odpaliłam samochód i odjechałam z piskiem opon.

- Gdzie teraz?

- Szukamy Ramali. - odparłam. - Ale najpierw coś zjemy, znajdę tylko jakieś spokojne miejsce... O, tutaj. - powiedziałam, zjeżdżając z drogi. Zatrzymałam się przy jakiejś zostawionej, zaniedbanej budowie. - Cudownie. Wjedziemy tu i zaparkujemy za tym budynkiem.

- Jakie zadupie. - skomentowała, rozglądając się.

- No tak, panienka z miasta. Jesz kanapki z jajkiem, szynką, sałatą i majonezem, czy mam ci przygotować homara?

- Daj. - poprosiła krótko, najwidoczniej zirytowana moją sarkastyczną uwagą. Na szczęście szybko jej minęło. - Chcesz? - zapytała, przysuwając mi do ust czekoladę.

- Tak. - ugryzłam kawałek. - Cholera, cukier.

- Może poprawi ci się humor.

- Wolałabym aby nasza sytuacja była mniej beznajdziejna. - westchnęłam. - Vivi, przepraszam. - szepnęłam widząc jak posmutniała. - Będzie dobrze. Z taką ciotką nic ci nie grozi.

- Wiem, Zule. Będąc z kimkolwiek innym pewnie płakałabym już którąś godzinę z rzędu. Ale z tobą, czuję się inaczej...

- Czyli jak?

- Bezpieczniej...

- Kochanie... - szepnęłam, przyciągając ją do siebie. - Obiecuję, że tak będzie, nie zawiodę cię.

- Wiem.

Cholera, to małe coś, z długimi warkoczami, mimo tak długiej przerwy dalej mi ufało...

- Kocham Cię, wiesz? - spytała, patrząc mi w oczy.

- Wiem, Vivi, ja ciebie też. - pocałowałam ją w czubek głowy. - A teraz jedz tą kanapkę bo umrzesz mi z głodu.

- Wolałabym homara...

- Nie wkurwiaj. - zaśmiałam się.

Kiedy skończyłyśmy jeść, wyjechałam z powrotem na drogę.

- To gdzie teraz? - spytała po chwili dziewczynka.

- Sama się zastanawiam, pojechałabym do hotelu, ale narażę Amę i resztę.

Junto con un escorpión 2 - otra vezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz