Zatrzymałam samochód przy niewielkiej stacji benzynowej. Wewnątrz była obskurna i brzydka, ale produkty na półkach wyglądały na dużo świeższe niż tynk na ścianie. Wzięłam kilka opakowań kanapek pokrojonych w trójkąciki, kilka puszek napojów energetycznych i trochę słodyczy. Gdy wysypałam wszystko za ladę, Vivi podeszła do mnie i na stercie produktów położyła też zapalniczkę i batoniki, takie, jakie kupiłam w wakacje rok temu.
- Mamy już słodycze. - burknęłam, szukając pieniędzy. Kurwa, nie wzięłam.
- Ale nie takie. Weź szlugi, ja idę zatankować. - powiedziała. - Aha. Sprzedawca jest w klopie, Pani Mądra, rusz tyłek, skoro nie wzięłaś pieniędzy.
- Nie wierzę, moja dziewczynka wyrasta na kryminalistkę.
- Uczę się od najlepszych, tylko myśl trochę, bo dzisiaj w ogóle nie ogarniasz.
- Chcesz zaraz myśleć sama?
- Nie, tylko mówię. - uśmiechnęła się uroczo. Tak, jak moja jeszcze "mała" Vivi rok temu.
Szybko zebrałam z lady jedzenie i poszłam w stronę samochodu, uprzednio zabierając też kilka paczek papierosów. Młoda ponagliła mnie gestem dłoni i przerażonym wzrokiem. Gdy spojrzałam za siebie, zrozumiałam, dlaczego: sprzedawca wrócił z łazienki i pukał w szybę, a gdy to nic nie dało, zaczął iść w naszą stronę. Szybko wsiadłam i rzuciłam jedzenie na tyle siedzenia, po czym odpaliłam samochód i odjechałam z piskiem opon.
- Gdzie teraz?
- Szukamy Ramali. - odparłam. - Ale najpierw coś zjemy, znajdę tylko jakieś spokojne miejsce... O, tutaj. - powiedziałam, zjeżdżając z drogi. Zatrzymałam się przy jakiejś zostawionej, zaniedbanej budowie. - Cudownie. Wjedziemy tu i zaparkujemy za tym budynkiem.
- Jakie zadupie. - skomentowała, rozglądając się.
- No tak, panienka z miasta. Jesz kanapki z jajkiem, szynką, sałatą i majonezem, czy mam ci przygotować homara?
- Daj. - poprosiła krótko, najwidoczniej zirytowana moją sarkastyczną uwagą. Na szczęście szybko jej minęło. - Chcesz? - zapytała, przysuwając mi do ust czekoladę.
- Tak. - ugryzłam kawałek. - Cholera, cukier.
- Może poprawi ci się humor.
- Wolałabym aby nasza sytuacja była mniej beznajdziejna. - westchnęłam. - Vivi, przepraszam. - szepnęłam widząc jak posmutniała. - Będzie dobrze. Z taką ciotką nic ci nie grozi.
- Wiem, Zule. Będąc z kimkolwiek innym pewnie płakałabym już którąś godzinę z rzędu. Ale z tobą, czuję się inaczej...
- Czyli jak?
- Bezpieczniej...
- Kochanie... - szepnęłam, przyciągając ją do siebie. - Obiecuję, że tak będzie, nie zawiodę cię.
- Wiem.
Cholera, to małe coś, z długimi warkoczami, mimo tak długiej przerwy dalej mi ufało...
- Kocham Cię, wiesz? - spytała, patrząc mi w oczy.
- Wiem, Vivi, ja ciebie też. - pocałowałam ją w czubek głowy. - A teraz jedz tą kanapkę bo umrzesz mi z głodu.
- Wolałabym homara...
- Nie wkurwiaj. - zaśmiałam się.
Kiedy skończyłyśmy jeść, wyjechałam z powrotem na drogę.
- To gdzie teraz? - spytała po chwili dziewczynka.
- Sama się zastanawiam, pojechałabym do hotelu, ale narażę Amę i resztę.
CZYTASZ
Junto con un escorpión 2 - otra vez
Fanfiction"Gdy mi Ciebie brakuje, patrzę w niebo i zawsze mam nadzieję, że ty w tym momencie robisz to samo."