Naciskając hamulec, gwałtownie zatrzymałam się przed hotelem. Dźwięk opon przedzierających się przez kamienie, wywołał wszystkich na zewnątrz. Ama machnęła ręką, prosząc gości aby wrócili do środka. Druga wyszła Goya i od razu zaczęła biec w naszym kierunku.
- Tak, mam twoją pieprzoną zgubę. - warknęłam, wysiadając i otwierając drzwi od strony Triany.
- A gdzie moje auto?
- Było i nie ma. - Landryna rozłożyła ramiona i zaśmiała się. - Ramala przeciął wszystkie opony.
- Kurwa mać, naprawdę? Zulema musiała ratować twoją chudą dupę z rąk tego skurwiela? - Grubaska złapała nastolatkę za ramię i przyciągnęła bliżej siebie. - Na cholerę tyś tam jechała?!
- Chciałam go zabić.
- Trzymajcie mnie. - Goya wybuchnęła głośnym śmiechem, momentami nawet trochę przerażającym. - Ty go chciałaś zabić?
- A co? Myślisz, że jak jestem młodsza to nic nie potrafię? W hakowaniu jestem najlepsza!
- Jasne! To było zhakować mózg Ramali żeby przestał na nas polować, mądralo!
- Dobra skończcie już. - mruknęłam. - Nie mam ochoty słuchać waszego pierdolenia. Trzeba się zwijać, przypominam, że staruszek nadal żyje.
- Za to ty chyba ledwo co. - pokręciła głową Ama i podeszła bliżej. - Chodź, opatrzę cię. Ty też, mała. - wskazała na Vivi.
Weszłyśmy za kobietą do hotelu i zajęłyśmy jeden pokój. Ama przyszła kilka minut później, z apteczką zabraną z recepcji.
- Kurwa. - zaklęłam gdy staruszka polała moją ranę wodą utlenioną.
- Czyżby ciocię Zule zabolało?
- Spadaj, mała.
Gdy Ama skończyła, poszłam wziąć prysznic, a później położyłam się na łóżku.
- Ama, wyproś wszystkich gości i pakuj manatki.
- Co?
- To co słyszałaś, zbieraj się.
- Nie ruszę się stąd. - skrzyżowała ramiona.
- Nie masz wyjścia.
- Mam, Zulema, to mój dom, nie zostawię go.
- Chcesz dać się zabić? Za max kilka godzin Ramala wpadnie tu z brygadą. Zakład, że będzie strzelał do wszystkiego co tylko drgnie?
- Zulema...
- Ama, wiem, co czujesz. Ja też musiałam zostawić swój dom, babcię. Ale nie raz życie układa się tak, że nie mamy wyjścia. Mówię poważnie, zacznij się pakować.
- Gdzie pojedziemy...?
- Polecimy. - poprawiłam. - Zobaczysz później, muszę wszystko ustalić. - jęknęłam i wyszłam z pokoju aby wykonać telefon. - Aha! A jak Ramala będzie mniej żywy, to wrócisz tutaj. Spokojnie, masz moje słowo.
- Tak jest... - mruknęła smutno, zastanawiając się pewnie jakie szanse przetrwania ma jej hotel.
- Im szybciej się stąd wykręcimy tym lepiej.
Ama wyszła, zostawiając mnie i Vivi samą.
- Gdzie polecimy? - spytała.
- Zastanawiam się nad Algierią albo w dalszym ciągu - Maroko.
- Rozumiem...
- Przykro mi, Vivi, że to wszystko się tak ułożyło, najchętniej odwiozłabym cię do matki ale jak widzisz...
CZYTASZ
Junto con un escorpión 2 - otra vez
Fanfiction"Gdy mi Ciebie brakuje, patrzę w niebo i zawsze mam nadzieję, że ty w tym momencie robisz to samo."