1

7 2 0
                                    

TONY
Dzień jak co dzień, wstałem rano zrobiłem se kawę i ruszyłem do warsztatu. Kompletnie nie wiedziałem co że sobą zrobić, nie miałem pomysłów na nowe ulepszenia do zbroi ani nawet chęci i by je robić. Postanowiłem że może w końcu coś zjem, bo szczerzę mówiąc dieta kawowa chyba nie za bardzo mi sprzyja. Ruszyłem w stronę kuchni gdzie spotkałem Clinta z Natashą. Przywitałem się i ruszyłem w stronę lodówki, wyjąłem z lorówki jogurt truskawkowy i zaczołem go jeść. Usiadłem na kanapie i włączyłem telewizje.
-Ten pajączek to nawet niezły jest, a ty co sądzisz o nim Stark - powiedziała Natasha.
-Ta no nawet niezły, wiecie co spróbuje go znaleźć, by chociaż z nim porozmawiać, od jakiegoś czasu zastanawiałem się nad tym  czy by go nie zaprosić do Avengersów.
-Dobry pomysł, mogłaby nam się nawet przydać - dodał Clint.
Wolnym krokiem wróciłem do swojej pracowni, podeszłem do znajdującego się w rogu baru i nalałem se trochę wódki. Siedziałem tak z pół godziny i rozmyślałem o pajączku. Przyzam że już od jakiegoś czasu próbuje go namierzyć, lecz chłopak jest niezły zakrywa po sobie wszystkie ślady. Widać że nie chce by ktoś poznał jego tożsamość. Nagle z moich rozmyśleń wyrwał mnie Steve.
-Tony.. , Tony? Tonyyy żyjesz?! - krzyną Steve
-A tak tak żyje, no co tam
chciałeś? -powiedziałem
-Bo wiesz stary wydaje mi się że powinieneś o czymś widzieć inni mówili że będzie lepiej jak się o tym nie dowiesz jednak ja sądzę że musisz
wiedzieć. -powedział chicho
-Steve mów oco chodzi - krzyknąłem
-Bo ostatnio ja biegałem w parku widziałem Peper z jakimś facetem i oni no ten no.. całowali się.
W tym momencie ręce mi opadły. Pomimo że podejrzewałem że mnie zdradza to itak starałem się odsuwać te myśli jak najdalej. Nagle po moim policzku zaczeła spływać pierwsza łza. Ponownie podeszłem do barku odworzyłem kolejną butelke wódki i zaczełem wlewać ją w siebie.
-Tony przykro mi ale.. -nie było dane mu dokończyć
-Daj sopokuj Steve, ale dobrze że mi powiedziałeś - powedziałem lekko podpitym głosem.
Po godzinie byłem już tak narąbany że zasonłem na stolę.

PETER
Obudziłem się dość wczesnie, czułem się tragicznie. Byłem cały obolały, mieszkałem w małej obskurnej kawalerce. Po śmierci cioci nie stać mnie na nic innego w dodatku legalnego. Zawsze mogłem zamieszkać w domu dziecka lecz szczerze mówiąc to wolę tą kawalerkę. Nie lubię robić tego co mi karzą ani wracać o wyznaczonych godzinach wtedy bym musiał zrezygnować z być spider-manem. Na co dzień chodzę do szkoły w które niestety nie jestem zbyt lubiany. Nocami wykonuje zlecenia i nie chodzi mi tu o zabijanie. Po prostu albo nastraszam ludzi lub dostarczam narkotyki. Nie lubię tego robić ale za coś muszę żyć. Natomiast w dzień staram się wszystko odpokutować ratując ludzi. Zawsze chciałem być jak ironman dołączyć do Avengersów i razem z nimi ratować Świat. Lecz ja na nic nie zasługuję jestem beznadziejnym nic nie wartym dzieciakiem.

TONY
Obudziłem się rano z mocnym bulem głowy. No pięknie snów mam kaca. Podniosłem się ze stołu i ruszyłem w stronę kuchni. Podeszłem do Expressu i zrobiłem se kawe.
-Święta matko koffeino jak ja cię kocham - powiedziałem do siebie
Usiadłem uśmiechnięty na kanapie obok reszty Avengersów.
-Co ty taki wesoły Tony? -powedziała Natasha
-A wiecie co cieszę się że mam takich przyjaciół którzy nawet nie chcieli mi powiedzieć że dziewczyna mnie zdradza.
-Przepraszamy to ale to miało być dla twojego dobra- dodał Clint
- Tak tak rozumiem że to niby dla mojego dobra ale to już nie ważne nie chcę o tym myśleć. A teraz idę szukać pajączka.
-Ej wy to widzicie Tony się na zepsół.
-No to do niego nie podobne chyba coś brał -powiedział po cichu thor.
-Ej ja to słysze! - krzyknołem a oni ucichli.
Ruszyłem żwawym krokiem do pracowni i ubrałem się w strój iron mana. Wyleciałem z budynku i wyruszyłem w poszukiwanie pajączka.

PETER
Stwierdziłem że dziś nie pójdę do szkoły. Kompletnie nic mi się nie chiało, lecz postanowiłem wyruszyć na patrol. Ostatnie zlecenie naprawdę mnie wykończyło fizyczni i psychicznie. Osoba którą miałem na straszyć leży w szpitalu w stanie krytycznym. Nie chcę mieć kolejnego człowieka na sumieniu. No właśnie kolejnego, nie raz już zdarzyło mi się kogoś zabić. Z każdym kolejnym człowiekiem którego zabijam czuję się coraz gorzej. Czuje się że już niedługo nie wytrzymam. Moja ciało jest pokryte bliznami moja nadgarstki są całe poszarpanę od żyletki nawet moja regeneracja nie jest w stanie do końca ich wyleczyć.

*20 minut puźniej*
Skakałem po dachach i patrzyłem czy czasem nie dzieję się komuś krzywda. Wiem że to dziwne że raz zabijam a raz ratuje ludzi.  Ale zawsze chciałem być bohaterem i staram się wyjść na prostą drogę lecz to nie takie łatwe. Po paru minutach zauważyłam że w jednej z uliczek queens kilku mężczyzn podkłada coś co wygląda ja bąba. Szybko pobiegłem w ich stronę i za pomocą pajęczyny wyrwałem mu materiał wybuchowy. Powaliłem jedynego z nich po czym wyrwałem reszcie broń. Niestety nie zauważyłem że za śmietnikiem czajj się jeszcze jeden i oberwałem kulką w ramię, a potem dostałem jeszcze nożem w plecy. O ostatnich siłach przyklejiłem ich pajęczyną  do ściany i uciekłem. Przysiadłem na jednym z dachów obok Stark Tower. Czułem że się zaraz wymrwawię, wyrwałem już z pleców, a następnie starałem się wyciągnąć kulę co trochę średnio mi wychodziło.

TONY
Latałem i latałem, a pajączku ani śladu. Gdy już miałem wracać do wierzy zobaczyłem że ktoś siedzi na jednym z dachów. Podlaciałem tam i nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście, spider-man we własnej osobie. Wyszedłem że zbroi i podeszłem do niego. Chłopak leżał zakrwawiony i ledwo przytomny.
-Ej młody co się stało? Żyjesz?
-Em co ,ironman? -powiedział cicho
-Co ci się stało, mam ci pomuc?
-Poradzę sobię nie zawracaj sobię mną głowy.
-Nie mogę cie tu zostawić jesteś ranny, pozatym to szukałem ciebie.
-Mnie? ale poco. A i pomóż mi wstać
Przeraziło mnie to w jakim stanie był chłopak. Zastanawiam się czy by go nie zabrać do wierzy. W zasadzie to ile on ma lat pogłosie mogę stwierdzić że ma max 18.
-Nie dasz rady teraz wstać lepiej zabiorę cię do wierzy i tam bruce się tobą zajmuje.
-Nie trzeba dam sobie radę.
-Oj nie dasz
-niech ci będzie ale pod warunkiem że nie zdejmiesz mi maski
-zgoda
W ziołem chłopaka jak księżniczkę i ruszyłem z nim do wierzy. Był strasznie lekki i wychudzony. Strasznie kusiło mnie by zdjąć mu maskę ale stwierdziłem że jeśli to zrobię to stracę jego zaufanie i tak małe zaufanie. Szybko weszłam z nieprzytomnym już chłopakiem na rękach.
-Jervis, gdzie jest Banner?
-W głównym salonie sir.
Szybko wjechałem windą na piętro gdzie zastałem wszystkich Avengersów.
-Banner pomurz mi
-Co się... o mój boże co# stało i czy to spiderman.
-tak tak to on i pomóż bo się tu zaraz wykrwawi.
-tak tak już, połóż go tu a ja przygotuje wszystko co potrzebne.
-Tony coś się stało skąd ty go wziołeś - powiedziała Natasha
-No szukałem go i znalazłem go na jednym z dachów w tym stanie i.. - nie dzązyłem skończyć po odezwał się chłopak
-Co, co gdzie ja jestem- powiedział cicho
I podniósł się do sądu.
-Spokojnie młody nic ci nie zrobimy- powiedział Bruce
-Em okej powiedzmy że wam na ten moment zaufam.
-No dobra muszę wyciągnąć tą kule I zaszyć rane. Najpierw dam ci coś przeciw bulowego - dodał Bruce
-Niee! - krzykną chłopak
Wszyscy odwrócili się w jego stronę nie wiedząc o co chodzi.
-Znaczy, poprostu nie dawaj mi żadnego znieczulenia bo potem będę chodził najebany przez najbliższe cztery dni.
-Ale wiesz że będzie boleć?
-Taa wiem
Gdy Bruce zaszywał mu ranę ja postanowiłem że zadam mu kilka podstawowych pytań.
-A więc powiesz chociaż jak się nazywasz?
-Ehh wiedziałem że tak będzie, ale no nazywam się Peter.
-Okej Peter to spytam tak z ciekawości czemu leżałeś cały zakrwawiony na dachu?
-Bo jak ratowałem miasto to ktoś minie postrzelił czyli żadna nowość.
-yhym, a wogóle to nie boisz się że możesz zginąć i czy rodzice wiedzą.
-nie nie boję itak nie mam nic do stracenia a rodziców nie mam
-oł przepraszam
-nie przepraszaj, a poza tym mówiłeś że chiałeś mnie widzieć a więc co ode mnie chcesz.
-Mam propozycję współpracy bardzo mnie zainteresowałeś sowimi umiejętnościami i wszystkim. Ciekawi mnie też jak zrobiłeś kostium.
-Jeśli chodzi o kostium to jest on ze śmieci bo nie stać mnie na  części. A co do wspópracy to uwierzcie niechce mieć ze mną nic wspólnego więc albo mnie zabijcie alebo wypuście.
-eh przemyśl tą propzycję
-taaa, to może do kiedyś.

............................................................................
No i mamy pierwsze 1400 słów. Narazie jest dużo błędów lecz z czasem je poprawie.

Napisz komentarz i zostaw gwiazdę jeśli ci się choć trochę spodobało.




The dark side of spider man [STARKER] ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz