Rozdział 8. Zły Sportacus?

44 7 0
                                    

(Perspektywa Sportacusa)

Przeciągnąłem się widząc, że robi się jasną. Przetarłem oczy ziewając cicho. Powoli wstałem z krzesła na którym siedziałem. Mimo, że trochę plecy bolały mnie od niewygodnej pozycji spania spojrzałem na Stephanie. Dziewczyna spała spokojnie przytulona do poduszki. Odkryłem ją kołdrą ostrożne. Następnie po cichu opuściłem jej pokój i poszedłem do kuchni w której już siedział burmistrz.

-Widzę, że już się obudziłeś Sportacusie.- Powiedział spoglądający na mnie burmistrz.

-Tak burmistrzu. Jak widać.- Powiedziałem siadając na jednym z krzeseł przy kuchennym stole.

-Nie wiem jak mogę ci dziękować Sportacusie. Stephanie rzadko ma koszmary.- Powiedział burmistrz.

-Zauważyłem. Mam nadzieję, że ten koszmar się nie powtórzy. Ten ton głosu... Ehh... Burmistrzu gdyby Stephanie pytała o mnie powiedz, że musiałem uzupełnić sobie zapasy wody w sterowcu oraz, że niebawem wrócę.- Powiedziałem gdy burmistrz podał mi pudełko z jedzeniem.

-Przekaże jej. Ale przynajmniej weź kanapki na drogę.- Powiedział burmistrz gdy wziąłem pudełko. Pożegnałem się z burmistrzem i poszedłem. Po dotarciu na sterowiec wsiadłem za stery i poleciałem.

(Perspektywa Stephanie)

Obudziłam się nie wiem o której. Powoli usiadłam przecierając oczy. Wzięłam z szafki nocnej mój pamiętnik i zapisałam w nim mój sen. Na same wspomnienie miałam łzy w oczach. Jednak po napisaniu wszystkiego przebrałam się, uczesałam włosy i poszłam do kuchni. Właśnie tam czekał na mnie wujek Milford. Nie rozmawialiśmy o tym co wydarzyło się w nocy. Wiedziałam, że jak tylko zacznę to co było dla mnie jak jakiś horror to zacznę płakać. Po śniadaniu wyszłam na dwór. Spacerowałam długo. Starałam się zapomnieć o tym koszmarze ale... Z jakiegoś powodu nie dawało mi to spokoju. Byłam tak zajęta swoimi myślami, że nagle potknęłam się o coś. Upadek sprawił, że pokaleczyłam się w ręce i rozbiłam nos. Skrzywiłam się. Z trudem usiadłam. Spojrzałam na rzecz o którą się potknęłam. Okazało się, że była to czyjaś noga. Uniosłam głowę i zauważyłam... Sportacusa. Miał dziwne ubrania. Były one w kolorach czerni, bieli, szarości i fioletu. Uśmiechał się szyderczo. Zaśmiał się po czym niby przypadkiem kopnął mnie w kostkę i pobiegł. Z trudem wstałam i poszłam do domu wujka. Na szczęście go nie było więc sama sobie opatrzyłam rany. Ale... Jak to możliwe by Sportacus się zmienił na takiego człowieka.

Tropem przeszłości.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz