Rozdział 2

601 46 4
                                    

Filip

Jestem już trochę zmęczony jazdą i, chociaż Sandra próbowała mnie trochę rozruszać porządnym obciąganiem, to niewiele to dało, sam nie wiem, po co ją ze sobą zabrałem, to ma być męski weekend, ale jak to baba uparła się jechać, myśli, że w ten sposób nie posunę niczego na boku. I tak bym nie posunął, ona mi póki co wystarcza, jest ładna, w miarę mądra, w łóżku ogień, więc czego chcieć więcej. Wiadomo, że to nie na stałe, nie jestem idiotą i, dopóki nam się jakoś układa i się dogadujemy, to z nią jestem. Jeszcze nie spotkałem w życiu laski, przy której serce by mi szybciej zabiło, póki co były tylko takie, na widok których pulsował mi kutas, ale to chyba nie miłość.
-Co was tak nagle naszło na spotkanie po latach? - Sandra nagle się odzywa kładzie dłoń na moim udzie.
-Nic, po prostu mam sprawę do załatwienia pod Elblągiem, więc pomyślałem, że, skoro i tak tam będę to czemu nie spotkać się z dawną ekipą. Nie wszystkich udało nam się zgrać, ale najważniejsi będą.
-Weźmiesz mnie? - pyta słodko i zaczyna gładzić moją nogę.
-Nie – burczę trochę nieprzyjemnie, bo omawialiśmy już ten temat, a ja bardzo nie lubię tłumaczyć czegoś dwa razy.
-Fifi – jęczy jakby miała się za chwile rozpłakać.
-Nie mów Fifi! - zabieram jej dłoń ze swojego uda i dociskam gaz.
Wkurwiają mnie takie gadki, nie znaczy nie i koniec. Nie po to umówiliśmy się sami, żebym miał zabierać ją ze sobą. Miasto jest spore, jest trochę sklepów to się czymś zajmie, ma kartę bez limitu to szybko nie skończy.
Do hotelu dojeżdżamy już wieczorem, meldujemy się w swoim apartamencie i od razu idę pod prysznic. Kiedy wychodzę owinięty tylko ręcznikiem, moja panienka już czeka na mnie w łóżku, już dobrze wiem na co liczy, zakręci tyłkiem i myśli, że zostanę, marzenie, ją mam na co dzień, chłopaki są raz na kilka lat. Nie ma opcji, żebym został.
-Nie wysilaj się - mruczę bez emocji i wyjmuje z walizki czarne spodnie i czarną koszulkę.
-Jak się dowiem, że przeruchałeś jakąś sukę, to zabiję i tę kurwę, i ciebie, pamiętaj.
-A od kiedy ty taka wulgarna jesteś co? Nie będzie lasek – uśmiecham się szeroko – będzie whisky, rozmowy o piłce i szybkich samochodach – zawieszam głos i kładę się tak, że zawisam nad jej twarzą – a do przeruchania mam ciebie – całuję ją w nos i wstaję, ale kątem oka widzę jak się wkurza.
-Nie jestem twoją dupa do posuwania!
-Nie? A kim? - pytam obojętnie i zapinam skórzany pasek.
-Uważaj!
-Laska, ty uważaj, bo chyba coś ci się miesza – podchodzę bliżej łóżka i czuję jak gapi się na mój nagi tors – nie jesteś moją narzeczoną, żoną, ani nawet dziewczyną. Pieprzymy się i jest ok, nie będę cię prosił o rękę i nie urodzisz mi bobaska – patrzę jak do oczu napływają jej łzy i dociera do mnie, że chyba mimo jasnych zasad liczyła na coś więcej – a teraz korzystaj z tego co przy mnie masz, bo nie znasz dnia ani godziny kiedy wymienię cię na inną.
Naciągam na siebie koszulkę i zabierając po drodze telefon i portfel wychodzę z pokoju. No jeszcze mi brakuje oburzonej panienki, chyba na zbyt wiele jej ostatnio pozwalałem i to stąd. Nieważne, tym zajmę się po powrocie do domu. Wsiadam do taksówki i jadę do Omegi, cieszę się jak dzieciak, bo serio dawno się nie widzieliśmy, każdy poszedł w swoją stronę, niektórzy pozakładali rodziny inni nie, ale fajnie, że mimo wszystko daliśmy radę się zejść. Rozglądam się po mieście, w którym spędziłem swoją młodość i trochę mi szkoda, że wyjechałem, co prawda nic mnie tu już poza wspomnieniami nie trzyma, ale zawsze to tak trochę jak u siebie. Sporo się zmieniło, jest kilka nowych budynków, sklepy poznikały i zastąpiły je inne, fajnie. Kiedy wysiadam przed zatłoczonym klubem oddycham głęboko i patrzę na spory budynek, home, sweet home, uśmiecham się do siebie i czuję na ramieniu klepnięcie.
Odwracam głowę i bez zastanowienia obejmuję stojącego przede mną faceta.
-No stary! Bój się Boga! - Tomek klepie mnie w plecy, ale zanim się ode mnie oderwie to ktoś się na nas rzuca.
-Baryła! Wróciłeś! - Jacek drze się na całe gardło.
-Tylko nie Baryła co? - uderzam go pięścią w brzuch, a on udaje, że go to boli.
-Przepraszam pana, panie Filipie Barylski.
-Wal się – śmieję się i obejmuje go ramieniem - poza tym nie wróciłem, tylko przyjechałem, jutro, pojutrze wracam do Wrocławia.
-Żartujesz? Myślałem, że wpadniesz z narzeczoną do nas.
-Sandra nie jest moją narzeczoną i raczej nią nie będzie.
-Tak czy siak, Baśka by się ucieszyła.
-Baśka – śmieję się w głos - czyli jednak cię usidliła – pocieram pięścią jasny łeb Jacka.
-Wiele nie musiała się starać – szura butem po betonie jakby się wstydził - od początku wiedziałem, że to ta jedna, z którą chcę mieć trzech synów.
-Nieźle, i masz?
-Taa – wzdycha i przewraca oczami – mam trzy córki i czwartą w drodze.
No tą wiadomością to zbił mnie trochę z tropu, stoję jak słup i gapię mu się w oczy, czekając na słowa, że to żart, ale on wyjmuje telefon i pokazuje mi zdjęcie swojej cudnej rodzinki.
-Gratulacje – wyduszam w końcu, bo chyba wypada, ale szczerze, to wcale mu nie zazdroszczę.
W końcu kiedy jesteśmy już wszyscy idziemy do środka i od razu kelnerka prowadzi nas do zarezerwowanego na dzisiaj vip-roomu. Na stoliku śmieją się już do nas buteleczki i coś czuję, że to będzie długa noc, może i dobrze, jakoś wcale nie mam ochoty wracać do hotelu, straciłem apetyt na Sandrę.
Gadamy o pierdołach, bo żadnego z tematów nie można uznać za poważny i kiedy dochodzimy do pracy jaką obecnie wykonujemy, trochę się spinam. Nie bardzo wiem, czy chcę, żeby chłopaki wiedzieli czym się trudnię. Skończyłem politechnikę, ale mój zawód nie łączy się w żaden sposób z moim wykształceniem.
-A ty co? Panie inżynierze? - Jacek siedzący najbliżej mnie stuka szklanką w moją.
-A ja… - zawieszam się na chwilę i podnoszę szklankę – ścigam dłużników – wyrzucam z siebie i od razu biorę duży łyk rudej.
Głosy w pokoju milkną i chłopaki najpierw spoglądają na siebie, a później cztery pary oczu wbijają się we mnie.
-Pracujesz w windykacji? - Jacek pierwszy się odzywa.
-No coś w tym stylu, tylko bardziej prywatnie, jestem jednym z tych, którzy widzą dłużnika jako ostatni na tym świecie.
Chłopaki nagle wybuchają śmiechem i polewają kolejkę. Kiedy Jacek pochyla się nade mną, żeby mi dolać spoglądam mu prosto w oczy i dopiero po chwili chłopak poważnieje i bezwładnie opada na kanapę obok mnie.
-Bez jaj, stary! - prawie krzyczy.
-Wiem, ale tak wyszło.
-Kurwa! Jesteś mordercą? - patrzę jak odsuwa się ode mnie jakby się bał.
-Nie no z tym to przesadziłem, nie zabijam – rozglądam się po twarzach kolegów – serio, no owszem straszę, czasem mordę obiję, czy rękę złamię, ale nie zabijam tak?
Faceci milczą i opuszczają wzrok kiedy na nich spoglądam.
-Ej, panowie – staram się śmiać – no ok, może nie ma się czym chwalić, ale czasem tak bywa, jako inżynier mechaniki nie zarobiłbym tyle, w tak krótkim czasie. Teraz mam wielki dom, kilka samochodów, dwa razy do roku jeżdżę na wakacje, stać mnie, żeby swoją kobietę obsypywać biżuterią. Serio miałem się zastanawiać na taka posadą? Ciekawe, czy wy byście się zastanawiali mając do wyboru trzy tysiące na państwówce lub trzydzieści od zlecenia.
Odwracam głowę do Jacka, bo z nim zawsze najbardziej się trzymałem i chyba na jego zdaniu najbardziej mi zależy.
-Na mnie nie patrz, ja jestem ojcem dzieciom, pantoflarzem i mi z tym bardzo dobrze, nie zamieniłbym spokoju na kasę, zresztą Baśka by mi nie dała.
Parskam śmiechem i kręcę głową, bo przypominam sobie charakterek tej dziewczyny.
-Dobra, ty się nie liczysz – trącam Jacka łokciem – a wy? Co, tacy święci wszyscy?
Nie odpowiadają, kiwają głowami jakby mnie rozumieli, ale wątpię, no ok, nie ma się czym chwalić, ale tacy ludzie jak ja też są potrzebni.
Po kolejce, nasze humory wracają do normy i znów zaczynamy rozmawiać jak zgrana paczka, o wszystkim i o niczym, Jacek z wiadomych powodów, co chwilę pisze do Baśki, a ja śmieje się z niego, że tak dał się wrobić. Ja nigdy się nie ożenię. Sam z siebie się śmieję i odwracam głowę w stronę drzwi, w których stoi laska o fioletowych włosach. Zamieram na jej widok i nie odwracam od niej wzroku, jest… w życiu nie widziałem takiej dziewczyny. Idzie nieśmiało w naszą stronę, a jej kołyszące się biodra rozpalają mój żołądek. Pierwszy raz czuję coś takiego, nie potrafię oderwać oczu od jej ciała i gapię się jak idiota. Już wiem, że to ta kobieta, na którą czekałem całe swoje życie, ta jedyna, dla której jestem w stanie poświęcić wszystko co mam, i z którą chcę się zestarzeć. Ja pierdolę co się ze mną stało w ciągu tych kilku sekund, myślałem, że takie rzeczy zdarzają się w tanich filmach, a nie w normalnym życiu, ale teraz wiem jedno, ona będzie moja, będę na nią co dzień patrzył i czekał na każde jej spojrzenie. Wdycham jej słodki zapach kiedy wymienia butelki i sam nie wiem dlaczego, łapię jej biodra i pociągam delikatnie do siebie, żeby się odwróciła, tak bardzo bym chciał, żeby od razu poczuła to samo co ja, żebym od pierwszego spojrzenia był jej. To jedyne, o czym teraz marzę. Niestety dziewczyna nie podziela mojego entuzjazmu i z całej siły wali mnie w twarz. Moja głowa obraca się, a ja ledwie powstrzymuję wybuch, dawno nikt mnie tak się trzasnął, ale siłę w łapce to laska ma. Chłopaki raptownie milkną, a ja nawet nie wiem jak mam się zachować, najchętniej to złapałbym ją w talii i wpił się w te śliczne, lśniące usta, ale wiem, że nie zaskarbiłbym sobie tym jej sympatii. Odwracam wzrok i spoglądam w prześliczne szare oczy, błyszczą jakby miała się za chwilę rozpłakać.
-Czekasz, aż nadstawię drugi policzek? - warczę na co dziewczyna drga i w pośpiechu zabiera puste butelki.
Sam nie wiem czemu tak zareagowałem, ale chyba nie umiem inaczej, nigdy nie byłem czułym romantykiem.
Kiedy dziewczyna zamyka za sobą drzwi chłopaki patrzą na mnie jak na kosmitę i wcale im się nie dziwię.
-Co to było? - Jacek pierwszy się odzywa.
-Nie wiem – mruczę i opieram się o poduszkę kanapy.
Nie słucham tego o czym gadają, bo w głowie mam ciągle jej przestraszone oczy, takie szkliste i przenikliwe, jakby chciała przejrzeć mnie na wylot. Jedno jest pewne, nie pozwolę jej zniknąć z mojego życia, nie wiem kim ona jest, ale wiem, że będzie moja, choćbym miał ja na siłę do siebie przykuć to z nią będę.
-Co tak myślisz? - Jacek nagle się odzywa.
-Że zaczynam cię rozumieć, da się stracić głowę dla dziewczyny.
-Uuu, panowie Baryła nam się zakochał! - drze się na całe gardło, a ja zasłaniam twarz dłońmi, nie ma to jak coś komuś w tajemnicy powiedzieć.
Chłopaki stukają szklankami w moją a ja co? Nic, myślę ciągle o niej, o jej zapachu, o szybkich oddechach kiedy na mnie patrzyła, o nerwowych spojrzeniach, już jest moja.
Do końca naszego spotkania prawie się nie odzywam, nie umiem wydusić z siebie niczego ciekawego, zresztą chłopaki widząc mój stan przestają mnie zagadywać, a po dwóch kolejnych godzinach zaczynamy się zbierać. Chłopaki idą prosto do wyjścia, a ja dostrzegam za barem moją przyszłą kobietę, jest idealna, choć teraz jakby zamyślona i zdenerwowana. Przeciskam się przez tłum i zatrzymuję kilka kroków od baru, z uśmiechem przyglądam się jak podaje drinki. W końcu decyduję się podejść bliżej i siadam naprzeciwko niej. Podnosi na mnie zaskoczony wzrok i marszczy słodko brwi.
-Co dla pana? - pyta ze sztucznym uśmiechem.
-Panią poproszę – opieram się łokciami o blat.
-Ja nie nadaję się ani do picia, ani na sprzedaż.
-Może jeszcze nikt pani nie zaproponował odpowiedniej ceny? - mówię dość oschle, na co dziewczyna seksownie przygryza wargę, no zakochałem się i nie umiem tego wyjaśnić.
-Nie ma ceny, za którą bym się sprzedała, przepraszam, ale jestem w pracy.
-Każdy ma swoją cenę i ja ją znajdę, a wtedy będziesz moja – mówię poważnie i czekam na jej reakcję.
-Po moim trupie – opiera się dłońmi o blat i pochyla do przodu, pokazując trochę więcej ponętnego dekoltu, w który bardzo chętnie by się wtulił.
-Nawet jeśli po trupie, to zostaniesz moją żoną – mówię całkowicie szczerze, bo nie będę przebierał w środkach, aby ją zdobyć.
Dziewczyna wybucha głośnym śmiechem, a ja nie czekam na nic więcej i bez pożegnania idę w stronę wyjścia. Biorę głęboki wdech i już za nią tęsknię, nie przeżyję żadnego następnego dnia bez niej, ale najpierw muszę się dowiedzieć o niej czegoś więcej, jak się nazywa, gdzie mieszka, cokolwiek.
Wsiadam do zamówionej taksówki, ale nie odjeżdżamy, chcę na nią poczekać. Facet trochę kręci nosem, że stoimy, ale podaję mu kilka stówek i milknie. Jak na zawołanie, o trzeciej wychodzi z lokalu moja szarooka piękność. Przerzuca przez ramię małą torebkę na długim pasku i rozplątuje włosy, które miała zwinięte w kok, ma śliczne, długie włosy, na bank farbowane, bo nikt nie rodzi się z takim fioletem na głowie, ale jej ten kolor tak pasuje, jakby był jej naturalnym.
-Za tą dziewczyną, tylko tak, żeby nie widziała – mówię do kierowcy.
-Trudno będzie, o tej porze jest mało aut na mieście – burczy, ale rusza z miejsca.
Całe szczęście to hybryda, która bezgłośnie sunie po drodze, do tego gościu pogasił reflektory, mamy szansę, że się nie zorientuje, dziwi mnie tylko, że mieszka tak daleko od klubu, a wraca na piechotę o tej porze, przecież pół nocy stała za barem i na pewno jest zmęczona.
Nagle skręca w małą uliczkę, a kierowca się zatrzymuje.
-Tam nie wjadę. Przejście jest tylko dla pieszych i rowerzystów.
-Kurwa – rzucam facetowi kasę i wyskakuję z auta. Biegnę w stronę uliczki, w której zniknęła i staram się ją namierzyć, dostrzegam ją na końcu drogi i jak najciszej próbuję ją dogonić, zanim jednak to zrobię słyszę jej głos, jakby się z kimś kłóciła.
Teraz nie zwracam już uwagi na hałas i biegnę w jej stronę, podbiegam do niej i odrywam gościa, który stara się wyrwać jej torebkę. Bez zastanowienia walę faceta w głowę i patrzę jak upada na beton, po czym wstaje i lekko chwiejnie ucieka.
-W porządku? Zrobił ci coś? - pytam i unoszę w dłoni jej twarz.
-Skąd się pan tu wziął? - pyta drżącym głosem, a jej malinowe usta wręcz błagają o całowanie.
-Przejeżdżałem, niedaleko… nic ci nie jest?
-Nie dziękuję – odsuwa się jakby się mnie bała – dobranoc.
-Może cię odprowadzę – mówię już za jej plecami.
-Nie trzeba, już mam niedaleko – woła nie odwracając się do mnie.
-Jesteś pewna? I tak będę za tobą szedł – mówię i uśmiecham się kiedy się zatrzymuje i odwraca do mnie twarzą.
-Czego pan chce? - zaplata ręce na piersiach.
-Żebyś bezpiecznie dotarła do domu – oddycham z ulga kiedy się do mnie uśmiecha – w końcu muszę zadbać o swoją przyszłą żonę nie?
-Źle pan trafił. Nie mogę za pana wyjść.
-Masz męża?
-Nie – burczy jakby zła.
-Narzeczonego?
-Nie. Mam chłopaka.
-Musi cię strasznie kochać, skoro pozwala, żebyś wracała po pracy, w środku nocy, sama przez miasto.
-Nic pan nie wie – mruży oczy, ale widzę, że dotknęło ją to, co powiedziałem, nie wiem czy faktycznie z kimś jest, ale jeśli tak to nie jest z nim szczęśliwa.
-Być może – przysuwam się do niej, ale ona się wycofuje – jak masz na imię?
-Eliza – szepcze nie odwracając ode mnie spojrzenia.
-Ładnie – patrzę w jej oczy i marzę, żeby je przymknęła, żeby dała się chociaż pocałować.
-A pan?
-Filip.
-Też ładnie – uśmiecha się lekko.
-Teraz powinienem cię pocałować.
-Obejdzie się – stara się odsunąć, ale obejmuję jej talię ramieniem i zatrzymuję przy sobie.
-Bruderschaft będzie niedokończony.
-W takim razie zostaniemy na pan i pani – strąca moją rękę – dobranoc.
Zanim się obejrzę dziewczyna biegnie przez podwórko i wbiega do klatki.
Stoję jeszcze chwilę dla pewności czy nie wyjdzie ale to na nic. Wracam do hotelu i wspominam jej uśmiech i dotyk, była taka bardzo moja, jakbym znał ją od zawsze.
Otwieram drzwi apartamentu i spoglądam na śpiącą Sandrę, z nią będę musiał się pożegnać, ale to rano. Teraz idę spać na kanapę bo jakoś nie mam ochoty na spanie z nią w jednym łóżku.

Jeszcze będziesz moja... [ZOSTANIE WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz