Rozdział 9

424 41 2
                                    

Rozdział 9

Filip

Niechętnie odsuwam się od Elizy i umieram, wiedząc, że muszę wrócić do samochodu i ją tu zostawić. Niby obiecała, że nie uciekanie, ale nie wierzę, z drugiej strony muszę pogadać z Sandrą, a Elizka nie powinna tego słyszeć. Patrzą na mnie te najpiękniejsze oczy i pierwszy raz dostrzegam w nich coś więcej, niż złość, jakby żal jej było, że odchodzę. Chcę jeszcze raz się do niej przybliżyć, ale opuszcza głowę i lekko się cofa. Nie odwracając się za siebie robię kilka kroków w tył i wracam do auta i wściekłej Sandry.
Jeszcze w lusterku spoglądam na wciąż stojącą w tym samym miejscu Elizę, aż w końcu znika mi z oczu.
-Szybko się uwinąłeś – Sandra burczy z boku, bo zdążyła się już przesiąść.
-Nie twoja sprawa – odpowiadam trochę wrogo – a tobie skąd przyszła do głowy ta ciąża?
-Nie cieszysz się, że będziemy rodzicami?
-Nie będziemy.
Spoglądam na nią dość groźnie i od razu odwraca wzrok do szyby. Wiem, jestem świadomy, że cuda się zdarzają, ale nie dopuszczam do siebie tej myśli, poza tym Sandra nie wiedziała o moim problemie i brała antykoncepcję. Potrząsam lekko głową, chcąc odpędzić od siebie złe myśli i zatrzymuję samochód przed budynkiem, na którego parterze znajdują się prywatne gabinety lekarskie. Z cwanym uśmiechem odwracam się do swojej byłej i kiwam głową w stronę szyby.
-To nie jest gabinet mojego lekarza – burczy niezadowolona.
-Wiem, nie jestem idiotą – uśmiecham się szeroko – zapraszam serdecznie.
Bez czekania wysiadam z samochodu i czekam, aż łaskawie panna wyjdzie na zewnątrz. Robi to dopiero po chwili i wciąż naburmuszona idzie za mną w stronę drzwi.  W poczekalni poza nami są jeszcze dwie kobiety i wszystkie z łagodnym uśmiechem na mnie spoglądają jak na szczęśliwego tatusia, a ja wściekam się, bo tracę czas na to, żeby dowiedzieć się tego co i tak wiem. W końcu przychodzi nasza kolej na wizytę i lekarz jest trochę zaskoczony, że jesteśmy bez wcześniejszego umówienia się, ale po pokazaniu gotówki, szybko zmienia front i staje się bardzo miły. Zaprasza nas do gabinetu, a ja w duchu śmieję się z Sandry, bo już widzę, że kłamała.
-Państwo razem czyli spodziewamy się dzidziusia? - facet szczerzy się w uśmiechu.
-Nie całkiem – odzywam się zanim Sandra to zrobi – ta oto pani twierdzi, że jest w ze mną w ciąży, a ja uważam, że kłamie.
-Yy… - facet patrzy raz na mnie, raz na nią i chyba takiej odpowiedzi się nie spodziewał – czyli, że…
-Proszę zrobić usg, czy co tam potrzeba, przy mnie, chcę widzieć to dziecko albo jego brak, to wszystko.
-Filip jak możesz? - Sandra nagle się odzywa i doskonale wiem, że chce wzbudzić współczucie faceta.
-Ja? A kto próbuje mnie wrobić w dziecko? Jak jesteś w ciąży to zrobimy testy na ojcostwo, bo ono nie jest moje!
-Dobrze – lekarz się wtrąca i unosi dłoń – od początku, proszę podać datę ostatniej miesiączki.
-dziewiąty sierpnia – odzywa się niepewnie i wciąż patrzy facetowi w oczy.
-Czyli wychodzi, że to siódmy tydzień.
-Mówiłam – podnosi głos i na mnie spogląda.
-Słuchaj, ja też mogę powiedzieć, że miałem okres dziewiątego sierpnia, a to jeszcze nie znaczy, że jestem w ciąży!
-Przepraszam państwa – lekarz znów się wtrąca - mogę ja? Proszę się rozebrać od pasa w dół, zrobimy USG transwaginalne, to wczesna ciąża, a tym sposobem wynik będzie dokładniejszy.
Uśmiecham się, kiedy Sandra mruży mściwie oczy i idzie za parawan. Opieram się wygodnie o krzesło i krzyżuję ręce na klatce, niby wiem, że nie mam się czego obawiać, ale z drugiej strony obawiam się, to dziecko może zniszczyć wszystko. Patrzę na wiszący na ścianie ekran i nie odrywam od niego wzroku, wciąż widzę tylko ciemną plamę.
-No i co? - lekarz pyta jakby sam siebie – przykro mi, ale pani nie jest w ciąży i nie była pani.
-Niemożliwe! - laska krzyczy, a ja oddycham z ulgą – musiał się pan pomylić.
-Proszę pani, jest pani teraz w trakcie owulacji, proszę spojrzeć – słyszę jak wciska guziki na konsoli i na ekranie zaznacza kolorowymi liniami coś, jakieś takie mało kształtne kółko – to jest jajeczko gotowe do zapłodnienia, więc jeśli chcą państwo mieć dziecko, to proszę dziś się o to postarać, może się uda.
-O nie, dziękuję bardzo – wstaję z krzesła i wyjmuję z kieszeni portfel- ile się należy?
-Dwieście – facet z uśmiechem kręci głową, a ja rzucam na biurko pieniądze razem z dziękczynną premią.
-Czekam w samochodzie – burczę na do widzenia i wychodzę na zewnątrz.
Dopiero teraz ze spokojem spoglądam w niebo i oddycham z ulgą, mogę wrócić do Elizy, mogę bez żadnych przeszkód starać się o jej uwagę i nie dzielić czasu między nią a dziecko. Jedyne dziecko jakie mógłbym zaakceptować to jej i moje, ale takiego nigdy nie będzie, żałuję, pierwszy raz żałuję, że nie będę mógł patrzeć jak rośnie mój syn. Dopiero teraz dociera do mnie, że jeśli ona zaakceptuje mnie jako partnera, to możliwe, że będzie chciała mieć dzieci i co wtedy? Zostanie nam adopcja, takie dzieci też potrzebują miłości i my im tę miłość damy.
Zamykam oczy i głęboko wdycham zapach kwiatów z pobliskiego klombu, w powrotnej drodze zahaczę o kwiaciarnię, Elizce należy się bukiet za to, że nie uciekła, bo wierzę, że ni uciekła. Kiedy otwieram oczy widzę idącą w moją stronę Sandrunię, o jak mi przykro, że pokrzyżowałem jej plany. Panna zatrzymuje się krok ode mnie i zrezygnowana zaplata ręce na piersiach.
-Już, ponabijałeś się? - mruży oczy przed słońcem.
-Widzisz – wstrzymuję się jakbym myślał co odpowiedzieć – źle to sobie wykombinowałaś, ale wiesz co? Nie mam żalu, za tego kutasa na masce też nie, po prostu zostaw nas w spokoju, zniknij i znajdź sobie kogoś, kto cię pokocha na dłużej, niż ja.
-Nie spodziewałam się, że po takim czasie, po tylu fajnych chwilach jakie…
-Jakie zostaną nam w pamięci i będziemy je miło wspominać – przerywam jej i spoglądam na zegarek – nie wrócę do ciebie.
-Co ona ma czego ja nie ma co? - podchodzi bliżej i prawie mnie dotyka.
-Nie w tym rzecz – wzdycham, bo nie wiem jak jej to powiedzieć, żeby nie urazić bardziej, niż do tej pory – ją kocham, a z tobą było mi tylko dobrze.
Dziewczyna patrzy mi z żalem w oczy,  ale nie mam zamiaru kręcić i wymyślać niestworzonych historii.
-Dziś zabiorę swoje rzeczy – mówi w końcu i bez oglądania się na mnie wsiada na tył auta.
Bez namysłu siadam za kółko i jadę najpierw do kwiaciarni po nieduży, ale bogaty bukiet i teraz w stronę pasażu, przed którym ją zostawiłem, wiem że dwie godziny na zakup wszystkiego to niewiele, ale mam nadzieję że kupiła to co niezbędne, po resztę pojedziemy jutro. Nerwowo spoglądam na zegarek, bo wydaje mi się, że nie zdążę dojechać punktualnie, a z tego wszystkiego nawet nie mam jej numeru, żeby uprzedzić. W końcu zatrzymuję samochód i biegnę z kwiatami w ręce w miejsce, gdzie widziałem ją ostatni raz, rozglądam się wokoło, ale nigdzie jej nie ma, a godzina jest już taka, że nie ma tu tłumów, czyli jednak uciekła, ostatni raz rozglądam się na boki, ale niestety jej nie widzę. Opuszczam bukiet i odwracam się w stronę zaparkowanego auta, dopiero teraz dostrzegam wbite we mnie szare oczy i bez zastanowienia podchodzę do mojej kobiety, patrzy na mnie jakoś dziwnie, ale mi jest wszystko jedno, obejmuję jej ciało i mocno do siebie przyciskam, jest taka moja.
-Stało się coś? - pyta, a jej głos jest tłumiony przez moją klatkę piersiową – udusisz mnie.
-Bałem się, że uciekłaś – całuję czubek jej głowy i powoli odsuwam od siebie.
-Teraz już nawet nie mam za co, wydałam wszystko co miałam. Poza tym, przecież obiecałam, że zostanę, ja dotrzymuję słowa, mam nadzieję, że ty również.
-Dla ciebie nawet uczciwym człowiekiem mogę zostać – uśmiecham się i podaję jej bukiet.
-Z jakiej to okazji?
-Bez okazji, na dobry początek, powinienem chyba od tego zacząć naszą znajomość.
-Nie gniewaj się, ale chyba wcale nie powinieneś jej zaczynać.
-Nie mów tak – kręcę głową i rozglądam się za jej zakupami, dopiero po chwili dostrzegam niewielką torbę na ławce pod drzewem – gdzie reszta?
-Jak reszta?
-Zakupów, no chyba nie chcesz powiedzieć, że to wszystko co kupiłaś do cholery?
Jej wzrok nagle zmienia się w poważny i trochę żałuję ,że tak warknąłem, z uśmiechem bardziej jej do twarzy.
-Posłuchaj… - zawiesza głos i szybko mruga.
-Nie wzięłaś pieniędzy z karty, którą ci zostawiłem prawda?
-Nie potrzebuję twoich pieniędzy.
-Jedziemy do domu, nie będziemy tutaj o tym rozmawiać.
Nie zwracając uwagi na jej protesty łapię jedną ręką za torbę, a drugą za jej dłoń i pociągam w stronę auta.

Eliza

Do domu Filipa jedziemy w absolutnej ciszy, za moimi plecami siedzi jego eks, ale jak do tej pory nie dowiedziałam się niczego na temat ich dziecka, nie wiem może myślą, że mnie to w jakiś sposób dotknie, a mi jest wszystko jedno czy mają dzieci, czy nie. Może gdyby się okazało, że jest z nim w ciąży, to zostawiłby mnie w spokoju. Obracam w dłoniach bukiet, który od niego dostałam i uśmiecham się sama do siebie, jest piękny, kolorowy i pachnący, dokładnie taki jakie najbardziej lubię.
-Nie jesteś głodna? - Filip nagle się odzywa – nie jadłaś cały dzień.
-Kupiłam sobie pączka - odzywam się cicho.
-Pączka? Zwariowałaś?
-O co ci chodzi? - burczę trochę nerwowo.
-Pączka to można sobie do kawy zjeść, a nie jako posiłek.
-Nie… - zawieszam głos, bo wstyd mi przed jego panną, że mnie nie stać na obiady w knajpach, i tak wydałam wszystko do ostatniej złotówki.
Kątem oka widzę jak kręci głową, a po chwili zatrzymujemy się na podjeździe do garażu. Kiedy wysiadam Filip bez żadnego skrępowania łapie moją dłoń i ciągnie do domu, a za nami idzie jego panna. Dziewczyna od razu wchodzi na piętro, a ja nawet nie wiem jak mam się zachować, stoję z kwiatami w ręku i rozglądam się za wazonem, po chili przyjemne ciepło rozchodzi się po moim ciele, kiedy Filip dotyka delikatnie moich lędźwi.
-Nie usiądziesz? Chyba powinniśmy pogadać – mówi cicho i wpatruje się bez mrugnięcia w moje oczy.
-Prawda – wzdycham i siadam na fotelu, teraz mam przynajmniej pewność, że nie usiądzie obok i nie będzie mnie dotykał.
Przyglądam mu się, kiedy odstawia kwiaty na stolik pod oknem i nawet jest przystojny, wysoki i dobrze zbudowany, ale co z tego? Kołysząc ciałem podchodzi do mnie i siada na kanapie po drugiej stronie stolika. Sama nie wiem o czym mamy rozmawiać, bo przecież to nie umowa notarialna, żeby w punktach wypisać zasady, prawa i obowiązki, ale może w końcu na spokojnie dowiem się czego on oczekuje i jak to sobie wyobraża, bo ja póki co wcale sobie tego nie wyobrażam.
Niestety on chyba nie bardzo chce ze mną gadać, bo tylko siedzi i patrzy, co po chwili robi się trochę krępujące.
-Odezwiesz się? - pytam nagle, ale on nie reaguje.
-Nie mogę się na ciebie napatrzeć – odzywa się w końcu, ale nie opuszcza wzroku – wiem, że wszystko poszło nie tak jak powinno, że masz do mnie żal i słuszny, bo zachowałem się jak ostatni kutas, szantażując cię, ale nie znalazłem innego sposobu. Nie będę cie traktował jak swojej własności, tu jesteś panią i rządź jak chcesz – rozgląda się po salonie, a ja za nim – wiem, że nie masz funduszy, że to może być dla ciebie krępujące, ale niepotrzebnie. Zabierając cię z domu wiedziałem jak jest i dla mnie to nie problem. Zaspokoję wszystkie twoje potrzeby, materialne, duchowe, emocjonalne i wszystkie inne. Gwarantuję ci spokój i bezpieczeństwo.
-A co w zamian? - odzywam się chłodno.
-Nic. Ty masz po prostu być tutaj, masz się dobrze czuć, masz cieszyć się życiem i odpoczywać, a ja będę dbał o to, żebyś już nigdy nie była smutna.
-Gdzie jest haczyk?
-Ty nim jesteś – uśmiecha się szeroko, pokazując białe, równe zęby – złowiłaś mnie pierwszym spojrzeniem i do końca moich dni będziesz mnie wodzić na żyłce. Wiem, że możesz czuć się przytłoczona tym co się stało, ale nigdy nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda.
-To brzmi jak kiepski scenariusz jakiegoś romansidła.
-Przykro mi, ale chyba nie umiem inaczej nazwać tego co czuję, może dlatego, że nigdy tego nie czułem. Życie cię nie rozpieszczało i przyszedł czas, żeby to zmienić. Ja wiem jak to brzmi, myślę, że na początek po prostu czuj się jak w domu, oglądaj telewizję, czytaj książki, maluj paznokcie.
-A z obowiązków co? - pytam chłodno i trochę nerwowo.
-Kochanie ty nie masz obowiązków – wstaje i klęka przed moimi nogami – Raz w tygodniu przychodzi pani Zosia, robi zakupy, sprząta i tak dalej. Jeść możemy w restauracjach, ty masz się bawić życiem, a ja zrobię wszystko, żeby ta zabawa nigdy ci się nie znudziła.
-Aha, to super wakacje się szykują, tylko…
-Tylko co? - opiera podbródek o moje kolano i wygląda teraz jak smutny psiak.
-Boję się Filip, nie gniewaj się, ale to wszystko zbyt dobrze brzmi, żeby było prawdziwe i z doświadczenia wiem, że długo będę tego żałować… i ty pewnie też.

Jeszcze będziesz moja... [ZOSTANIE WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz