Rozdział 6

498 41 8
                                    

Rozdział 6

Eliza

Kiedy dojeżdżam do ojca jest już późna noc, wiem, że się mnie nie spodziewał, a jednak mam gdzieś w sercu nadzieję, że ucieszy się na mój widok, chociaż od dawna nie jesteśmy już sobie bliscy. Wciąż ma do mnie żal o porzucenie studiów. Wjeżdżam autem na podwórko i zamykam od razu bramę. Po wejściu do domu stwierdzam, że nikogo nie ma, niestety w domu nie wygląda zbyt ciekawie, jest bałagan i brud, odkąd mama zmarła, przestał dbać o swoje otoczenie. Wszędzie leżą jakieś słoiki, butelki, niedojedzone resztki i w ogóle wszystko co się da. Od rana czeka mnie sprzątanie, ale teraz potrzebuję odpocząć.
Poranek witam wraz z przyjazdem ojca.
-Lizka to ty? - no nie bardzo słyszę zachwyt w jego głosie.
-Ja! - wołam i po szybkim zamalowaniu siniaków ubieram na siebie szlafrok.
-Na długo przyjechałaś? - pyta, nawet na mnie nie patrząc.
-Do niedzieli.
-Zrób jakieś śniadanie co? - no proszę drugi Marcin się znalazł, ale co prawda, to prawda, jestem głodna.
Wyciągam z lodówki, wędlinę i ser, a z szafki lekko czerstwy chleb. Dziś jest mi wszystko jedno co jem. Po ustawieniu na stole kubków z kawą siadamy, ale żadne z nas się nie odzywa. Miła rodzinna atmosfera.
-Co we wsi słychać? - próbuję zagadać.
-Anka Kowalska za mąż wyszła – burczy i upija łyk kawy.
-No proszę, w końcu.
-A ty kiedy? - dopiero teraz podnosi na mnie wzrok.
-Pewnie nigdy – mówię przez łzy – nie potrzebuję ślubu do szczęścia.
-I co, do końca życia będziesz wódkę w knajpie podawać?
-Przynajmniej robię to, co lubię – zaczynam się spinać, bo nie lubię takich gadek.
-Zawsze wiedziałaś wszystko najlepiej – podnosi na mnie głos, a ja wciskam się w krzesło jak mała dziewczynka – nigdy nie słuchałaś i teraz są takie problemy!
-Jakie problemy?
-Ani męża, ani porządnej pracy!
-Tato, mam pracę i lubię ją, a mąż to nie wszystko!
Uderzam pięścią w stół i wybiegam do swojego pokoju. Wiedziałam, że to nie był dobry pomysł. Kładę się na łóżku i pisze do dawnej koleżanki, która została tutaj i jest żoną jednego z bogatszych gospodarzy, może będzie miała chwilę na plotki. Gośka odpisuje prawie od razu, choć dochodzi dopiero siódma, i umawiamy się za pół godziny u niej. Szybko się ogarniam i nie odzywając się do ojca nawet słowem wybiegam z domu. Mimo połowy września jest piękna pogoda, więc mogłabym pozwolić sobie na odsłonięcie trochę ciała, jednak moje siniaki mi na to nie pozwalają, na szczęście mam długą do ziemi sukienkę z cienkiej dresówki, a na widoczne siniaki nakładam nieco korektora i pudru, i może jakoś przejdzie.
Niestety, dziewczyna od razu domyśla się w czym rzecz i zaczynamy nie od plotek, a od mojego użalania się nad sobą. Mimo wszystko spotkanie jest miłe, ale przy ilości jej obowiązków o tej porze jest też bardzo krótkie, opowiadamy sobie historie z życia, bo nie widziałyśmy się rok, a na pożegnanie dostaję od niej koszyk pełen ogórków i pomidorów, dawno nie jadłam takich warzywek prosto z krzaka.
Prawie w podskokach wracam do domu i ogarniam trochę kuchnię, bo nie mam zamiaru niczego gotować w tym syfie. W trakcie pracy słyszę pukanie do drzwi, spoglądam na zegarek, bo nie ma nawet jedenastej, ale nie bardzo mam ochotę otwierać, to nie mój dom.
-Ktoś puka – wychylam się do pokoju, ale ojciec siedzi z pilotem na kanapie i nie spieszy mu się.
Pukanie zmienia się w bardziej nerwowe i lekko poirytowana idę otworzyć. Zatrzymuję się z otwartymi ustami na widok faceta przede mną i on też jest jakby zaskoczony moim widokiem. Zanim się odezwę cofa się i spogląda na numer domu.
-Co tu robisz? Śledzisz mnie? - pytam prawie krzycząc.
-Przepraszam, nie wiedziałem… Ja do Edwarda Górskiego.
-Do ojca? - marszczę brwi, bo coś mi tu nie pasuje.
-To twój ojciec? - tym razem Filip wybucha.
-Nie kurwa, twój! Co głupio pytasz? Miałeś mnie zostawić w spokoju! Nie potrzebuję cię i nie będę z tobą rozmawiać!
Staram się zamknąć mu drzwi przed nosem, ale je szarpie wystarczająco mocno, żebym odpuściła.
-Powiedziałem, że przyjechałem do Edwarda Górskiego i nie obchodzi mnie kim dla niego jesteś – pierwszy raz patrzy mi w oczy i się nie uśmiecha.
-Tato! - krzyczę, nie odwracając od niego chłodnego spojrzenia – jakiś pan do ciebie!
Słysze za sobą ciężkie kroki ojca i zostawiam ich samych, skoro to nie moja sprawa. Wracam do kuchni i biorę się za obieranie warzyw. Cisza nie trwa zbyt długo, bo dochodzi do mnie coraz głośniejsza rozmowa obu panów, i któryś już raz słyszę jak ojciec stara się uciszyć Filipa. Powstrzymując ciekawość wracam do pracy, ale szybko przerywam, kiedy obaj wchodzą do kuchni.
-Córcia posłuchaj… - ojciec opuszcza głowę, a mnie dziwią jego słowa, bo od osiemnastki nie słyszałam, żeby powiedział o mnie córcia – musisz mi pomóc.
Niepewnie przenoszę wzrok na Filipa i znów spoglądam na ojca, czemu mam wrażenie, że szykują się kłopoty?
-O co chodzi? - mówię spokojnie, nie chcąc już słuchać kłótni.
-O pieniądze skarbie – tym razem Filip się odzywa i patrzy na mnie z szerokim uśmiechem.
-Co? - kręcę głową jakbym nie rozumiała.
-Otóż twój tatuś pożyczył trochę kasy od jednego pana – słucham, coraz wolniej zamykając oczy i chcę się obudzić – ale ze spłatą miał od samego początku kłopoty, więc…
-Co więc? - odzywam się i zaciskam szczęki, bo zaraz się rozpłaczę.
-Kasa na stół, bez tego nie wyjdę – szczerzy się tryumfalnie.
-Ile?
-Z odsetkami? - pyta jakby sam siebie – sto pięćdziesiąt tysięcy.
Z głośnym wydechem opadam na krzesło i chowam twarz w dłonie, nie to musi być żart. Czuję jak ojciec siada obok mnie i stara się na mnie spojrzeć.
-Masz jakieś oszczędności? - pyta mnie, a ja wybucham histerycznym śmiechem.
-Pewnie że mam, mam kasy tyle, że już kurwa nie wiem co mam z nią zrobić!
-Musisz mi pomóc – mówi drżącym głosem, a mi wcale nie jest go żal, nawet pytać nie będę na co poszła ta kasa, skoro niczego nie ma.
-Ile mamy czasu? - spoglądam na wciąż uśmiechniętego Filipa.
-Skarbie nie masz czasu. Kasa na stół. Mogę dać ci godzinę na odwiedzenie banku, bo wiem, że takiej sumy nie trzyma się w domu.
-Człowieku nie wkurwiaj mnie, przecież nie wyjmę z kieszeni półtorej bańki. Nawet półtora tysiąca nie mam – głos mi się łamie i pierwsze krople spływają po moich policzkach.
-Przykro mi kochanie – robi krok w moją stronę, na co ja się odsuwam - ja nie jestem od negocjacji tylko od ściągnięcia długu. Trzeba było wcześniej o tym myśleć – widzę, że jest mu przykro, ale to nie zmienia faktu, że jeszcze bardziej go nienawidzę.
-Nic nie powiesz? - odzywam się do ojca.
-Co mam powiedzieć? - mówi obojętnie i wzrusza ramionami, a ja się rozpadam – płaciliśmy na twoje studia, a ty co? Nigdy nie pomogłaś, zawsze tylko brałaś!
Opuszczam zawstydzony wzrok i nawet patrzeć na niego nie chcę. Do końca życia będzie mi to wypominał.
-Jak mama chorowała, to też nic cię nie obchodziło!
-Nie powiedzieliście mi o jej nowotworze! - wybucham i płaczę już w głos, nie zwracając uwagi na wpatrzonego we mnie Filipa – jak się dowiedziałam, to było za późno na cokolwiek, ledwie zdążyłam się z nią pożegnać!
-A dlaczego? Bo się nami nie interesowałaś!
-Odkąd stanęłam za barem nie pozwalaliście mi tu przyjeżdżać, nie odbieraliście telefonów, nic! - czuję na ramieniu męską dłoń i odwracam wzrok do stojącego obok Filipa – a ty co, teraz będziesz zgrywał przyjaciela?
-Proszę cię uspokój się – szepcze, zbliżając się do mnie trochę za bardzo.
-Ty mi mówisz żebym się uspokoiła? - robię krok w jego stronę i prawie go dotykam – przychodzisz tu, żądasz pieniędzy i mówisz, że mam być spokojna? Wiesz kim jesteś? Wiesz?
-Jest rozwiązanie z tej sytuacji – szepcze, patrząc mi prosto w oczy.
-Co, zapłacisz za nas?
-Poniekąd, dam ci te pieniądze.
Spoglądam na ojca, który na te słowa od razu podnosi się z krzesła i przenoszę wzrok na Filipa.
-Daruj sobie nie potrzebujemy…
-Czekaj córcia – ojciec się odzywa, a mnie podnosi tym ciśnienie – co pan chce przez to powiedzieć?
-To proste, ja spłacę dług w całości – mówi z cwanym uśmieszkiem – w zamian nie chcę niczego, poza Elizą.
Wybucham szczerym śmiechem i z pewnym rodzajem politowania klepię jego ramię.
-Yhy, tak tak – szczerze się – mam się iść już spakować? 
-Nie? - pyta tym razem dość groźnie i wyjmuje zza pleców pistolet, mierząc od razu do ojca.
-Zwariowałeś? - popycham go do tyłu i staję przed lufą – co ty myślisz?
-Wybieraj, jedziesz ze mną albo kulka w łeb.
-Filip nie zrobisz tego – mój głos jest nienaturalnie drżący.
Chłopak cmoka kącikiem ust i strzela w stojący tuż obok ojca wazon. Patrzę jak przenosi broń z powrotem na tatę i boję się, że coś mu zrobi.
-Proszę, daj mi kilka dni skombinuję tę kasę – płaczę już w głos, a on nic, żadnej reakcji.
-Niestety kochanie, dziś mam załatwić sprawę, wybieraj.
Zanim się odezwę ojciec odciąga mnie za łokieć i ukradkiem spogląda na stojącego w kuchni chłopaka.
-Córcia, pomóż mi.
-Chcesz mnie sprzedać? - staram się nad sobą panować, ale żal rozrywa mi serce – za długi?
-Nie mamy wyjścia, nie znajdę pieniędzy w ciągu godziny, on mnie zabije.
-A co zrobi ze mną? Nie zgadzam się!
-Minuty mijają, procenty rosną – Filip się odzywa, a ja mam ochotę mu przypieprzyć.
-Nic z tego – mówię w końcu i staram się brzmieć poważnie – nie zgadzam się na nic. To nie są moje długi.
-Ok, jak sobie życzysz – wzrusza ramionami i przystawia ojcu lufę do skroni.
-Nie strzelisz – mój głos się łamie.
-Zobaczymy – mruczy i odbezpiecza broń.
Nie odwracam wzroku od palca, który trzyma na spuście i kiedy widzę drgnięcie opuszki nie wytrzymuję.
-Zgadzam się – wybucham i zalewam się łzami.
Facet bez słowa chowa pistolet i mocno mnie obejmuje jakby chciał mnie pocieszyć. Wyję w jego klatkę piersiową, ale dociera do mnie w co się władowałam, kim będę i jak będzie wyglądać moje najbliższe życie.
-Cicho, nie płacz – całuje moją głowę i pociera plecy – nie zrobię ci krzywdy.
-Już zrobiłeś, nie wybaczę ci tego do końca swoich dni – szlocham z twarzą wciśnięta w jego mostek – nienawidzę cię i nigdy nie będę twoja.
-Wiem kochanie – odsuwa mnie lekko od siebie i spogląda w oczy – pamiętaj, że ja już zawsze będę twój, to się nie zmieni.
Wyrywam się z jego uścisku i z żalem spoglądam na ojca, wcale nie wygląda na wdzięcznego, że życie mu uratowałam sprzedając siebie, wygląda jakby to mu się należało.
-Żegnam – Filip odzywa się do mojego ojca i pociąga mnie za rękę.
-Zaraz - spoglądam na niego i gdzieś w środku wciąż wierzę, że da mi zostać – błagam…
-Nie musisz brać niczego ze sobą – mówi jakby mnie w ogóle nie rozumiał - kupię ci wszystko nowe, weź telefon jeśli chcesz utrzymywać z kimś kontakt, a jeśli nie, to też kupimy nowy – szczerzy się jakby był najszczęśliwszy na świcie.
Łapię ze stołu telefon i z pretensją spoglądam na ojca, tak bardzo chcę, żeby mnie zatrzymał, żeby powiedział, że coś załatwi, pożyczy, odrobi, cokolwiek byleby nie zgodził się na to co robię.
Niestety patrzy na mnie jakbym była mu to winna i powoli spogląda na mojego właściciela.
-Nie skrzywdź jej, bo…
-Bo? - Filip podnosi głos, na co mój ojciec ze strachem się cofa – bez obaw.
Wyciąga mnie za rękę przed dom, ale się wyrywam, nie chcę, żeby mnie dotykał, nie chcę, boję się go… Otwiera mi drzwi swojego wozu i kiwa głową, żebym wsiadła, podchodzę nieco bliżej i zatrzymuje się przed nim.
-To jest ten twój sposób, ta cena, której miałeś poszukać?
-Cieszę się, że pamiętasz co mówiłem – próbuje dotknąć mojej twarzy, ale się uchylam i wsiadam do samochodu.
Facet stoi jeszcze chwilę, po czym siada obok mnie i spokojnie rusza z miejsca. Nawet nie wiem dokąd jedziemy i nie obchodzi mnie to, w głowie mam wzrok ojca, pełen pogardy i wyrzutu, jakby całe zło, które ich spotkało było moją winą.
-Wiem, że to nie tak powinno wyglądać, ale…
-Zamknij się – warczę i bardziej przysuwam się do drzwi – nie mam zamiaru z tobą dyskutować i jeśli myślisz, że zmusisz mnie do bycia ze sobą to jesteś w błędzie.
-Kochanie nie będę cię do niczego zmuszał – łapie mnie za rękę i mimo starań nie pozwala mi jej wyrwać – zależy mi na tobie, uwierz mi. Przysięgam, że do niczego nie będę cię zmuszał i niczego nie będę oczekiwał. Pozwól mi być przy sobie i dla siebie, może jak mnie bliżej poznasz, to mnie chociaż polubisz.
-Wypchaj się – wyrywam w końcu dłoń i ocieram z policzka zabłąkaną łzę, nie chcę, żeby widział moją rozpacz.
-Kochana posłuchaj, ja serio nie mam wpływu na umorzenie długu twojego ojca i nie wierzę w to, że kiedykolwiek zapłaci. Czy dziś, czy jutro dostałby kulkę – odwracam do niego przestraszony wzrok – gdybym cię tam nie spotkał to już by nie żył. Dałaś mu szansę i sobą spłaciłaś zadłużenie, bo ja zaraz po powrocie do domu robię facetowi przelew i kończymy sprawę. A ty zostaniesz ze mną tak długo, jak będziemy potrzebowali, żeby do siebie dotrzeć, bo dotrzemy, od pierwszego spojrzenia wiem, że…
-Nie kończ – wtrącam się – nie będę tego słuchać. Uprzedzam, że jeśli coś mi zrobisz… - staram się opanować drżenie podbródka – to nic mnie nie powstrzyma przed podcięciem sobie żył.
-Nawet tak nie mów – szepcze poważnie i łapie mnie za nadgarstek, od razu mnie w niego całując – kochanie będę cię strzegł jak oka w głowie, będę spełniał twoje marzenia i będę o ciebie dbał jak nikt do tej pory.
-Ty powinieneś się leczyć – mówię poważnie i znów się odsuwam.
-Z ciebie nie mam zamiaru, a ty jesteś moją jedyną chorobą, moim nałogiem i szczęściem. Całe życie będę czekał na jeden twój uśmiech, bo wierzę, że kiedyś się do mnie uśmiechniesz.
Patrzę na niego jak na wariata, bo facet ewidentnie ma nierówno pod sufitem. Ale ok, zostało mi tylko poczekać, aż mu się ten teatr znudzi i będę mogła wrócić do swojego normalnego życia…

Jeszcze będziesz moja... [ZOSTANIE WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz