1 2 - dwunasty

467 56 720
                                    

Stali tak jeszcze chwilę, nim latarnia nad ich głowami nie zamrugała kilkukrotnie, przywołując tym samym do niechcianej rzeczywistości, która zdawała się coraz trudniejsza do opisania słowami.

Kenma wiedział, że owa prawda, której miał nie poznać, kryła się za takimi, a nie innymi relacjami Kuroo i jego ojca. Chciał zapytać, ale się bał. Chciał dodać chłopakowi otuchy, ale nie wiedział jak. Chciał coś powiedzieć, ale słowa przestały na chwilę istnieć. Ale tylko na uderzenie serca.

– Nie strasz mnie tak już więcej – usłyszał ciepły, lekko przytłumiony przez pozycję, w jakiej trwali głos czarnowłosego.

– Przepraszam.

– Nie chcesz już o nic zapytać? – rzucił bardziej dla ostatniej próby zamknięcia tego męczącego tematu, niż z faktycznej ochoty zwierzeń, jak to dokładnie było.

– Dlaczego ojciec nie chce cię znać? – szepnął, bojąc się, że będzie to zbyt bezpośrednie i zbyt bolesne, a wypowiedzenie tych słów na głos w istocie sprawiło, że były kapitan Nekomy pożegnał się z nadzieją na zażegnanie tej kwestii.

Wznowił drogę, tym razem nie puszczając dłoni blondyna, ani na chwilę i odetchnął głęboko. Chcąc nie chcąc miał nie mówić mu prawdy. Przypomniał sobie dzisiejszą wymianę wiadomości z Kōtarō, który sam odradził mu otworzenie się przed przyjacielem.

Jednak w tej sytuacji, kiedy w rzeczywistości od dawna wiedział on, jak wyglądała sprawa z jego, pożal się Boże ojcem i zdawał sobie sprawę, że wczorajszego dnia został bezceremonialnie okłamany, zasługiwał na wyjaśnienia bardziej niż ktokolwiek inny.

– Dzień przed moim wyjazdem, dowiedział się czegoś, czego nie powinien – zaczął ostrożnie, mimo że wiedział, że najgorsze miało dopiero nadejść.

– Czego takiego? – zapytał, nie dając chłopakowi chwili do rozmyślenia się.

– Przeczytał moje SMS-y z Bokuto. – Wziął głęboki oddech. – Dowiedział się z nich, że nie jestem do końca taki, jaki byłem w jego idealnym wyobrażeniu.

– Chyba nie rozumiem. – Zawahał się. – Jaki miałbyś być?

– Hetero. – Zaśmiał się, a Kozume słysząc to, nieomal nie zadławił się wstrzymanym w płucach powietrzem (tak się w ogóle da?).

– I tylko dlatego udaje, że nie istniejesz? – zapytał, po części nie dowierzając, po części usiłując zagłuszyć notoryczne pytania w swojej głowie dotyczące orientacji przyjaciela.

– Pewnie wolałby mieć normalnego syna – rzucił, podkreślając znienawidzone przez siebie słowo, jakim była normalność. – Kiedy ostatni raz go widziałem, zarzucał sobie, że popełnił gdzieś błąd i chciał zabrać mnie do lekarza – westchnął. – Spakowałem się, zostawiłem cię samego i wyjechałem, żeby być równie samotny tutaj. Byle jak najdalej od tamtego człowieka.

– Przepraszam – wyszeptał słabo.

– A gdzie w tym wszystkim jest twoja wina, bo chyba nie zrozumiałem? – zapytał, mimo że w głowie zaświtał mu jeden jedyny przykład udziału Kenmy w całej tej sytuacji.

– Pisałeś z Bokuto, bo jemu ufasz bardziej i dlatego twój ojciec znalazł te wiadomości.

– Aś. To nie tak – zaprzeczył, zatrzymując się pod blokiem, w którym znajdował się jego mały azyl.

– To dlaczego powiedziałeś jemu, nie mnie? – Przypatrzył się jego brązowym hipnotyzującym tęczówkom, a serca ich obu zabiły niespokojnym rytmem.

– Miałbym pytać ciebie, czy to normalne, że chyba cię kocham? – Postawił wszystko na jedną kartę.

– Chyba? – wydukał, uchylając lekko usta. Walczył ze sobą, aby nie spaść z krawężnika, dzięki któremu mógł patrzeć prosto w oczy chłopaka, który właśnie „chyba" wyznawał mu miłość.

Smoki w skafandrach ~ KurokenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz