1 7 - siedemnasty

321 55 268
                                    

Tydzień minął zdecydowanie zbyt szybko, a czas nie zapytał nikogo o pozwolenie na zakończenie ich opowieści. A ona w istocie bezwzględnie chyliła się ku końcowi.

Kenma nie przypuszczałby, że te wspólnie spędzone dni, jedynie bardziej przytłoczą go i nie pozwolą patrzeć bez obaw w przyszłość. Tak to niestety bywa, że nie zawsze idzie po naszej myśli.

Sporadyczne dźwięki pociągów w oddali przyprawiały go o nieproszony dreszcz, bo przypominały, że pora już wracać do domu i odłożonej na bok rzeczywistości. Tyle że Kuroo już do niej nie należał, odkąd wykreował swój własny świat potocznie zwany dorosłością. 

Siedzieli na ławce pomazanej nieudolne długopisem i mazakami i Bóg wie czym jeszcze (chyba nawet woleli się nad tym nie zastanawiać). 

Niezaprzeczalny był jednak fakt, że gdyby przedmioty potrafiły mówić, ta ławka z pewnością odpowiadałaby historię swojego życia każdemu napotkanemu przechodniowi, niczym starsi ludzie w autobusie, których Kozume nigdy nie miał serca spławiać.

Jednak beznadziejnie pomazana ławka milczała, cierpiąc w samotności za ludzką głupotę i niepohamowaną wyobraźnię niedoszłych artystów, a nieznośny brak słów wypełniał czekanie na spóźniający się pociąg.

Ich złączone splecionymi palcami dłonie istniały spokojnie w kieszeni kurtki czarnowłosego zupełnie jak wtedy, gdy stali pod małym daszkiem, a świat wokół ogarnęła ulewa. I choć świat wokół nich był wówczas niespokojny, to w ich sercach panował niezaprzeczalnie mniejszy chaos niż w tej chwili.

Blondyn po raz kolejny podsumował w głowie wszystkie lata znajomości z Tetsurō, następnie wszystkie miesiące bez niego i tydzień, na powrót spędzony w jego towarzystwie. Te siedem dni, które miały wszystko naprawić, a jedynie wszystko skomplikowały.

Może wina nie leżała zupełnie w kalendarzu, a w pewnym małym niedomówieniu ze strony Kenmy?

Coś w jego głowie kazało mu wyznać prawdę i choć bezskutecznie zduszał ten głos, to jednak sumienie wyszło z tego starcia obronną ręką. Jeden głęboki oddech dzielił go od decyzji i ten jeden głęboki oddech dał mu ostatnią sekundę namysłu. 

Odetchnął.

Spojrzał na przyglądającego mu się chłopaka, który cały czas czekał na odpowiedź na swoje uczucia. Jednak słowa, które usłyszał, nie były tym, czego oczekiwał. I sam nie wiedział, czy była to lepsza, czy gorsza alternatywa.

– Wszystkie te obietnice były kłamstwem – zaczął powoli, ławka milczała, krwawiąc nieudanym ulicznym artyzmem.

– Co? – Zamrugał dwukrotnie, patrząc na blondyna bez zrozumienia. Chyba nawet nie chciał rozumieć.

– To naprawdę była gra, Kuroo – szepnął, odwracając wzrok, nie chcąc widzieć wyrzutu we wpatrzonych w siebie oczach.

– Czyli tak naprawdę nic ci nie obiecałem? – zapytał z lekkim niedowierzaniem, nie do końca rozumiejąc, jaki chłopak miał cel w ciągnięciu i rozwijaniu tej, można by rzec intrygi.

– Obiecałeś – sprostował. – Ale tylko jedną rzecz, z którą wolałem zwlekać, jak najdłużej.

– Więc? – Zmarszczył brwi w konsternacji. – Co to takiego?

– Dałeś mi słowo, że już nigdy mnie nie zostawisz – szepnął niemalże bezgłośnie. – Nie chcę, żeby osoba, którą kocham znów wyjechała bez słowa, Kuroo.

Czarnowłosy słysząc to, lekko zamrugał w niedowierzaniu i zacisnął delikatnie palce na trzymanej w kieszeni dłoni Kozume. 

Wiedział, że tydzień temu w barze zgodził się na coś, całkiem nieświadomie, ale w najśmielszych snach nie przypuszczał, że mogłoby chodzić właśnie o tę jedną rzecz. Nie był tym faktem ani zaskoczony, ani rozczarowany, ani też nad wyraz szczęśliwy. 

Smoki w skafandrach ~ KurokenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz