Rozdział 11

183 18 4
                                    

Praktycznie z samego rana nakazano jej zjeść śniadanie i przygotować się do wyjazdu, zupełnie jakby miała coś do zrobienia. Czwarty dość sceptycznie podszedł do prawie nietkniętego przez nią jedzenia, ale nie skomentował tego ani słowem, zamiast tego zmieniając opatrunki na jej ranach. Była dość mocno zawstydzona pod jego czujnym wzrokiem przelatującym po dość intymnych częściach ciała, ale utrzymywała kamienny wyraz twarzy.

Pierwszy przyszedł dosłownie po chwili, gdy była już gotowa, a Bernard odłączył jeszcze kroplówkę z jej ręki i mruknął parę zaleceń w jej stronę. Szczerze powiedziawszy, wcale jej nie interesowały.

Asher uśmiechnął się w jej stronę delikatnie, a ona wyczuła, że o czymś zawzięcie myślał. I nie były to wcale przyjemne dla niej rzeczy. Z niechęcią przyjęła jego pomoc, bo sama nie byłaby w stanie przejść nawet dwóch kroków, ledwo co mogąc poruszać się na postrzelonej nodze. Nie zamierzała jednak okazywać żadnej słabości, więc przewróciła tylko oczami, kiedy złapał ją za talię i trzymając jednocześnie za ramię, wyprowadził na zewnątrz, prosto do swojego samochodu.

- Pamiętaj, co ci mówiłem, Piąta – mruknął Czwarty na pożegnanie. – Jeśli chcesz szybko wyzdrowieć, nie bądź lekkomyślna.

Prychnęła na jego słowa i tłumiąc w sobie jęk bólu, zajęła miejsce z tyłu samochodu, gdzie zaraz potem dołączył do niej Pierwszy, momentalnie chwytając ją za opuszczoną luźno dłoń. Wyrwała mu się natychmiast, mierząc go wrogim spojrzeniem. Przez całą drogę sztywno patrzyła w okno, nie chcąc utrzymywać z nim żadnego kontaktu.

Nie potrafiła zachowywać się przy nim swobodnie, szczególnie po tym, jak widział ją w okropnym wręcz stanie, a dodatkowo dała ponieść się swojej słabości i pozwalać mu, na co tylko chciał. Nadal nie potrafiła wyrzucić z pamięci zapachu jego perfum oraz łagodnego głosu, jakim ją obdarzał dzień wcześniej. Dlaczego się nie przeciwstawiła? Dlaczego przez moment otępienia było jej przyjemnie? Nie chciała nawet tego wiedzieć i zamierzała trzymać z nim dystans, jak tylko będzie się dało.

A pobyt w jego willi, nawet pod jego nieobecność, wcale jej w tym nie pomoże.

- Jak sytuacja? – spytała w pewnym momencie, kiedy znów chciał się do niej przybliżyć. Jej pytanie na szczęście zatrzymało jego zamiary.

- Tak, jak mówiłem, względnie opanowana – odparł obojętnym tonem, choć był nieco podirytowany jej zachowaniem.

- To znaczy?

- Wiesz, Anabelle. Nie będę się powtarzał, więc nie próbuj się w ten sposób izolować – mruknął, a ona zagryzła wargę w ustach. Przed nim przecież nic się nie ukryło.

Nie odzywała się przez dobrą chwilę, ale nie zdołała powstrzymać cichego syknięcia, kiedy samochód lekko podskoczył na wyboju. Była pewna, że już kiedyś to poczuła, ale nie pamiętała tego za dobrze.

A jakże! Prawie wtedy umarłaś.

- Chcesz morfiny? – spytał luźno Pierwszy, a ona pokręciła głową w odpowiedzi. Przecież nie była aż tak słaba.

Przez dalszą część jazdy już nikt się nie odzywał. Asher wolałby wdać się z nią w jakąś ciekawą dyskusję, ale zadowalał się śmianiem w duchu z jej niezadowolonej miny. Domyślał się, że właśnie tak zareaguje, gdy będzie już w pełni świadoma tego, co działo się dookoła niej. I bardzo mu się to podobało, chociaż tworzony przez nią dystans średnio przypadł mu do gustu.

Mam czas, Anabelle.

Miał nadzieję, że wybrani przez niego strażnicy dla czarnowłosej byli już na miejscu i nie będą musieli na nich czekać. Był pewien, że zaskoczy nieco swoją ulubienicę, ale powinno wyjść to jej na dobre. Oczywistym było przecież, że nie zostawi jej samej nawet, jeśli jego willa była jedną z najbezpieczniejszych miejsc w kraju. Lubił ryzyko, ale tutaj stawka była zbyt wielka, przecież chodziło o nią.

Władczyni: Nowa EraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz