- Więc wiadomo już, co to oznacza? – spytała Ana, gdy byli już w drodze do Siódemki.
Asher przytaknął i omiótł ją swoim uważnym spojrzeniem, zanim odpowiedział. Wyglądała o niebo lepiej, co niezmiernie go cieszyło. Nie był zadowolony jednak z faktu, że już dziś wracała na front. Nie miał pojęcia, jak mógł dać się tak podejść i zgodzić się po zaledwie dziesiątym razie.
- Tak, Anabelle. Maxwell ustalił, że to stary hiszpański. Mamy szczęście, że jest to jego ulubiony język, bo dzięki temu uporał się z tym szybciej niż zakładałem.
- Więc o co w tym chodzi?
No todos son iguales.
Nie wszyscy są tacy sami.
- A „R"?
- Najprawdopodobniej inicjał czyjegoś imienia – odparł Asher spokojnie i mimochodem pogładził kciukiem jej zaciśniętą dłoń. Nie sprzeciwiała mu się, bo wiedziała, że nie miało to najmniejszego sensu. A informacje zdobyć musiała. – Być może mamy do czynienia z kolejną organizacją. Możliwe, że Celise albo Dolie chcą powstrzymać mniejszą Beritę.
- A jaki mieliby w tym cel? – spytała czarnowłosa poważnie. – Przecież większe korzyści mieliby z uzyskanych terytoriów.
Mężczyzna spojrzał na nią z uśmiechem. Jak on lubił jej mądre przemyślenia.
Jednak on wiedział już wszystko.
- Owszem. Ale nie zapominaj o tym, że w Bericie nastąpił podział. Nie byłoby go, gdyby wszystkim zależało na wojnie.
Anabelle przytaknęła. Nadal nie wiedziała jednak, w jakim celu ta cała organizacja miałaby im pomagać, o ile w ogóle mieli taki cel. I dlaczego akurat jej przekazali tę wiadomość? Po prostu im się napatoczyła, czy chodziło o coś więcej?
- Oh, Anabelle – westchnął zadowolony Pierwszy. – Twoje spojrzenie jest naprawdę intrygujące.
Zmarszczyła brwi, ani trochę nie rozumiejąc, o co mu chodziło. Nadal skupiał się na kompletnie nieważnych sprawach, zamiast zająć się zakończeniem walk.
- Co znowu? – burknęła, a on roześmiał się cicho.
- Jesteś intrygująca i pociągająca zarazem, ot co – odpowiedział i ku jej niezadowoleniu, przybliżył się jeszcze bardziej, jakby mało dyskomfortu jej sprawiał.
- Zamiast robić sobie ze mnie żarty, powiedz mi więcej o tej wiadomości – burknęła, odpychając jego ręce, gdy chciał pogładzić ją po policzku.
- Żarty? Ja nie żartuję. – Pierwszy pokręcił głową z rozbawieniem, ale odsunął się nieco w swoją stronę. – Niech będzie, mam czas, Anabelle.
Mam czas.
- Organizacja czy też nie, z wiadomości możemy wnioskować, że nie są tacy sami jak Berici, a co za tym idzie, być może nie chcą nas zabić – oznajmił już nieco poważniej.
- I tak po prostu mamy w to uwierzyć? – Ana uniosła brew. – Specjalnie fatygowali się, żeby przekazać nam tę wiadomość tylko po to, by pokazać nam, że nie chcą... - urwała, momentalnie doznając olśnienia.
- No właśnie, moja Anabelle. W szeregach Berity są szpiedzy – dopowiedział zadowolony Asher. – I być może ci szpiedzy nam pomogą.
***
Nie mieli pewności co do swoich przypuszczeń, ale z drugiej strony – po jaką cholerę byłaby cała ta szopka? Czarnowłosa zastanawiała się, ilu ludzi mogło być po ich stronie. Czy wiadomość miał tylko ten chłopak? A może było ich więcej? A może to wszystko wymysł Berity, by uśpić ich czujność? Nie wiedziała.
CZYTASZ
Władczyni: Nowa Era
ActionDruga część "Władczyni" Anabelle coraz mocniej odczuwa skutki szerzącej się wojny. Berita atakuje coraz śmielej, a ona powoli opada na dno. Jednak Asher Carter nie przepuści takiej okazji, by wreszcie zrealizować swój plan. Zabawa dopiero się zacz...