Duży, żółty, podskakujący wesoło na wybojach autobus wypchany był nadpobudliwymi, nader hałaśliwymi dzieciakami tak, że ich wrzaski, śmiechy i rozmowy rozbrzmiewały jeszcze dobre parę metrów wokół niego, dając znać wszystkim mijanym, iż jest autobusem szkolnym.
Właśnie wjeżdżał radośnie do Tanville – wsi pełnej przestrzeni, zbóż, czerwonych stodół i przeróżnych zwierząt, będącej miejscem zamieszkania trójki porozrzucanego po siedzeniach rodzeństwa. Chevy, Jessy i Riley Abel, dzieci bardzo poważanego przez zżytą społeczność rolnika Huntera Abela – tęgiego mężczyzny w typie starego kowboja, o rudawych włosach i stalowobłękitnych oczach – oraz współwłaścicielki (razem z zaprzyjaźnioną sąsiadką z naprzeciwka, Georgią Gretchen) osiedlowego sklepiku, brązowookiej szatynki: Loretty Abel.
Najstarszy – Chevy – był wysokim i mimo chudości dość wyrobionym od codziennej ciężkiej pracy w gospodarce siedemnastolatkiem, posiadającym nie za długie, z lekka kędzierzawe włosy w kolorze siana po deszczu oraz wesołe, szare oczy. Drugi, Jessy, wyróżniał się wściekle marchewkowymi włosami, których górna część związana była zazwyczaj w kitkę, a dolna opadała na całą długość karku, ciemnobrązowymi oczami i już zwyczajnie wątłą sylwetką szesnastolatka. Najmłodsza, piętnastoletnia, piwnooka Riley wiecznie związywała jasnobrązowe włosy w kucyk dla wygody, dla której wiecznie chodziła też w zielonej, ulubionej dresowej bluzie, stawiając cały urok na swój cudowny uśmiech i kilka ciemnych piegów na nosie.
Nie wydawał się jej zawodzić, gdyż właśnie była częścią głośnego plotkowania z masą koleżanek na tylnych siedzeniach autobusu, śmiejąc się z nimi głośno. Podobnie jak Chevy ze swoimi kilkoma kolegami na przedzie. Zaś wciśnięty w jedną ze środkowych szyb gdzieś między rzucającymi nad jego głową różnymi rzeczami, wygłupiającymi się innymi uczniami, Jessy gapił się tylko w tę szybę nieobecnie, z założonymi słuchawkami, ale nic nie słuchając, bo i tak ledwie mógł znieść hałas, w którym był upchnięty niczym sardynka.Na szczęście już niedługo, gdyż wkrótce starszy brat znalazł się nad jego siedzeniem.
– Jessy. Jessy! – Popukał w górną część obudowy słuchawek, na co mimo niesłuchania niczego Jessy dopiero wyrwał się z zamyślenia i zwrócił na niego wiecznie zamglone nim oczy. – Nasz przystanek. Joe, przepuść go. – Wywołany chłopak nawet nie przerwał kontaktu wzrokowego z siedzącym za nim kumplem, z którym rozmawiał przez górę oparcia, wstając jednak i nieco przesuwając się w ciasnej przestrzeni. Flegmatyczny rudzielec ścisnął mocniej plecak i jakoś wygramolił się spod okna, stając pomiędzy rozłożonymi i opartymi o siedzenia ramionami brata, który próbował choć trochę odgrodzić go od napierającego tłumu.
– Riley, wychodzimy! – krzyknął ten do tyłu, po czym zaczął przeciskać się z Jessim do wyjścia.Riley zamaszystym ruchem głowy obejrzała się na niego, machając kucykiem, po czym zwróciła z powrotem przed siebie, by rzucić się i wyściskać prędko swoje koleżanki. Następnie zerwała się z miejsca w próbie jak najszybszego dotarcia z samego tyłu autobusu na sam przód.
– Hej, uważaj, mała! – Krzyknął jakiś starszak, unosząc jedną z nóg, gdy – nie widząc na tym odcinku innej szpary – prześlizgnęła się między nimi.Docierała właśnie do drzwi, gdy pojazd się zatrzymał i te się rozsunęły, więc Chevy po obejrzeniu się na nią już miał wyjść jako drugi, lecz przecisnęła się obok i wręcz wyskoczyła na zewnątrz, z radosnym:
– Łu-huu!
Pokręcił głową z uśmiechem i dopiero zszedł z ostatniego schodka, odwracając się jeszcze, by podziękować Malkolmowi – kierowcy. Ten zatrąbił dwa razy wesoło, odjeżdżając, podczas gdy Chevy i Riley machali odmachującym im z okien przyjaciołom. Kiedy gwar się oddalił, jego źródło skręciło, a ich owiała ostatnia chmura kurzu, zaraz odegnana przez wiatr, odsłoniętym z rozwianych przezeń kosmyków trzech parom oczu ukazała się długa, piaskowa, okraszona gdzieniegdzie drzewami droga, która prowadziła do domu.
CZYTASZ
Zepsute serce |boys love story|
RomanceSylogizm prostacki Za darmo nie dostaniesz nic ładnego Zachód słońca jest za darmo A więc nie jest piękny Ale żeby rzygać w klozecie lokalu prima sorta Trzeba zapłacić za wódkę Ergo Klozet w tancbudzie jest piękny A zachód słońca nie A ja wam powiem...