– ...ten jej pieprzony bohater od siedmiu boleści... – mamrotał wściekle pod nosem Xavier, wychodząc po jedzeniu z kuchni, gdzie jego ojciec i dzisiejszy autor ich posiłku wciąż jeszcze zachwycał się jakością składników, z których ten posiłek przygotował. Xav postanowił mu nie mówić, że przecież wie, że składniki kupione z sieciówki w tej "eko" dziurze, to były dokładnie takie same składniki, co kupowane z tej samej sieciówki w ich "zasmodżonym" mieście.
– Paranoja – wyrzucił do samego siebie ostatnie marudne, skwitowane przewróceniem oczami słowo, nim przekroczył próg i z hukiem zatrzasnął drzwi swojego pokoju na górze.Chociaż w nim mógł odetchnąć od tej wszechogarniającej aury starej wiochy, zbyt bliskiej natury i zdającego się tu jeszcze bardziej gorącym i nie do wytrzymania lata, która wkradała się nawet do nowoczesnego wnętrza domu. Wielkie okna składającego się z modernistycznych prostokątów i kwadratów budynku, ciągnące się od sufitu do podłogi, wpuszczały mnóstwo światła, i za każdym dało się zobaczyć mieszaninę zarobaczonych dzikich krzaczorów, niezadbaną w odróżnieniu od ich schludnych trawników ziemię, czy założyłby się nawet, że przechodzące czasami tu i ówdzie brudne, dzikie zwierzęta. Nawet jak się wyjrzało na stronę z basenem, można było dostrzec kręcące się nad wodą czy wokół niej owady, czego nigdy nie uświadczył w związku z ich cudownym, miejskim jacuzzi!
W dodatku wystarczyło któreś z licznych okien bądź drzwi uchylić, by do klimatyzowanego wnętrza wdarło się zdające tutaj aż obrzydliwie ciepłym parne, śmierdzące powietrze, wraz z tymi okropnymi, niepozwalającymi mu zapomnieć w jak wieśniackim otoczeniu się znalazł dźwiękami. Krowy muczące tępo i długo bądź w pewnych momentach tak zajadle, jakby je zarzynali. Irytujące dziamganie drących ryje na wszystko co się rusza i nie tylko głupich kundli. Albo te walone, też urządzające długie i zdecydowanie za głośne jak na coś tak małego koncerty świerszcze, dodające wrażenia, jakby wszystko w tym miejscu aż skwierczało, a z niebrukowanej ziemi niczym popiół, wręcz parował smród; tak jak z zostawionych gdzieniegdzie na polach nieopodal wsi kup gnoju.Jego pokój, w przeciwieństwie do reszty domu, był jednak dobrze od tego wszystkiego odcięty, przynajmniej dopóki nie otwierał ani nie odkrywał okna. Ciemny, tylko z milionem sztucznych światełek różnych urządzeń oświetlających otoczenie w potrzebnym do widzenia stopniu, chłodny, z temperaturą kontrolowaną kliknięciami pilota – stanowił idealną, nowoczesną jaskinię. Ojciec przyniósł tu jego rzeczy, a mama wypakowała je i poustawiała już pierwszego dnia, więc było jak w domu. Mimo że większość z nich była nowo kupiona, na podobieństwo tych z domu, żeby nie musiał wozić ich wszystkich tam i wewte.
Zasiadł na nowym game'erskim krześle obrotowym przed nowymi trzema wielkimi monitorami, ustawionymi w okrążający jego głowę łuk. Założył świecące słuchawki z kocimi uszami i włączył komputer, który dołączył do cichego, uspokajającego szumu klimatyzacji i rzucił na niego łunę jego ulubionego rodzaju światła. Wszystko włączyło się w sekundę.– Chevy... – wypluł z siebie w tej sekundzie tak jakby kogoś przedrzeźniał, znów formułując myśli na głos – Co to w ogóle za imię?
Poruszył game'erską myszką – która od razu podświetliła się mocno, podobnie jak tęczowa klawiatura – by jednym jej kliknięciem i przesunięciem w dół przejść do ekranu głównego z tego, który witał go tylko przyjemnym dźwiękiem i fancy napisem: Xavier.– Wszystkich ich ponazywali, jakby chcieli, żeby oprócz gnojenia każdego z osobna, byli gnojeni jeszcze jako całość – mamrotał do siebie, ze zmarszczonymi brwiami tak jakby właśnie nie zasiadał do czegoś przyjemnego, wchodząc na swojego Steama.
– I jeszcze te włosy. Jak siano. Albo marchew. Jedna te takie letnie piegi ma nawet. Jakby sam rdzeń ich tworzywa był zaprogramowany, żeby nawet jeśli uda im się wyjść ze wsi, wieś nigdy nie wyszła z nich. – Łatwo znalazł w swojej bibliotece ulubioną grę online, w której chciał odebrać dzienne nagrody, nim włączyłby coś z jakąś pozwalającą na zapomnienie o rzeczywistości fabułą. Kliknął w przycisk uruchamiający.
CZYTASZ
Zepsute serce |boys love story|
Storie d'amoreSylogizm prostacki Za darmo nie dostaniesz nic ładnego Zachód słońca jest za darmo A więc nie jest piękny Ale żeby rzygać w klozecie lokalu prima sorta Trzeba zapłacić za wódkę Ergo Klozet w tancbudzie jest piękny A zachód słońca nie A ja wam powiem...