początek końca

24 1 6
                                    

Z niecierpliwością czekałam na wyniki badań w szpitalu do którego zostałam zaciągnięta po wykonaniu rutynowych badań lekarskich. Okazało się, że wyniki były fatalne i trzeba było mnie poddać dalszej diagnostyce.

Szczerze? Bałam się jak diabli.

Kto by się nie bał, gdyby się dowiedział o czymś takim?

Sterylna biel pomieszczenia w którym czekałam na wyrok wcale nie pomagała. Śmiałabym nawet zaryzykować stwierdzenie, że dobijała mnie coraz bardziej. Czułam strach. Strach wielu ludzi, którzy siedzieli tutaj jak ja. Wiedziałam, że są dwa wyjścia.

Albo wyjdę zalana łzami szczęścia.
Albo wyjdę zalana łzami smutku.

Jednak mimo wszystko wiedziałam, że z gabinetu tego lekarza nie wychodzi się szczęśliwym.

–„Lekarz onkologii" – spojrzałam na tabliczkę wiszącą na drzwiach, niedowierzając w to, gdzie właściwie się znajduję.

Zaczęłam po cichu stukać opuszkami palców po moim udzie. Mama siedziała obok mnie trzymając moją rękę, będąc równie przerażona całą sytuacją jak ja. Miała tylko mnie, wiedziałam, że nie mogę jej zostawić.

Już nawet takie myśli przychodziły do głowy.
Zaczęłam myśleć o śmierci.
A miałam tylko osiemnaście lat.

Zaczęłam przywoływać wszystkie wspomnienia z mojego dotychczasowego życia aż dotarłam do feralnego dnia w którym zburzył się cały mój świat.

Wydawał się to być zwykły dzień w szkole, nic bardziej ciekawego. Wymienianie plotek z przyjaciółkami, kłótnie z nauczycielami czy zrywanie się z ostatnich lekcji. Akurat wtedy padło na lekcję wychowania fizycznego na której wykonywałam rozgrzewkę. Nie pamiętam dużo z tamtej chwili. Poczułam tylko jak miękną mi nogi, a potem zauważyłam stróżki krwi wypływające z mojego nosa.

Potem już tylko ciemność.

Tym właśnie sposobem znalazłam się tu.
W gabinecie lekarza onkologii.

Z zamyśleń wyrwał mnie trzask, który wydały z siebie drzwi po ich zamknięciu. Mój wykonawca wyroku wrócił właśnie z kompletem badań. Z twarzy mogłam wyczytać jedno – nie było dobrze. I moje przypuszczenia okazały się słuszne.

–Rose, tak? – skinęłam głową na potwierdzenie. – Otrzymałem już wyniki badań, które ci zaraz przedstawię, mamie również. — wskazał wzrokiem na moją rodzicielkę.

I tutaj lekarz zrobił krótką pauzę.

Głęboki wdech.
Wdech i wydech.

–Bardzo mi przykro, ale po wykonaniu badań  okazało się, że chorujesz na białaczkę limfoblastyczną w czwartym, ostatnim stadium złośliwości.

Świat runął.
Zawalił się.
To koniec.
Nie ma mnie.

Wpadłam w histerię. Zaczęłam płakać, krzyczeć, szarpać się gdy próbowano mnie uspokoić. W końcu do gabinetu przybiegła pielęgniarka i podała mi dożylnie leki uspokajające.

Moja mama zaś była w szoku. Nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Widziałam tylko szklanki w oczach. I ogromne przerażenie.

–Jakie są możliwości? Co możemy robić? Jak leczyć? Czy Rose z tego wyjdzie? – po chwili szoku zaczęła wypytywać moja mama.

–Nie chciałbym zabrzmieć pesymistycznie ale rokowania nie są najlepsze. Możemy spróbować eksperymentalnej terapii, która trwa pół roku i jeśli po niej nie zobaczymy zmian... Nie będzie już więcej możliwości. To jest leczenie jedynej szansy przeprowadzane w ciężkich przypadkach, ale wierzę, że Rose sobie poradzi. – spojrzał na mnie pełnym nadziei wzrokiem.

–To jak kochanie? Chcesz spróbować? – zapytała moja mama.

Nie potrafiłam odmówić, mimo że nie widziałam w tym ani grama sensu. W tamtej chwili chciałam odrazu umrzeć aby ulżyć sobie w cierpieniu.

–Zgadzam się.

I właśnie w tym momencie rozpoczęła się moja szpitalna przygoda na oddziale onkologii.

Nigdy bym nie pomyślała, że domniemany koniec rozdziału pod tytułem „moje życie" może obfitować w tak piękne chwile.

I tak pięknych ludzi o kwiecistych duszach.

***

#rosewatt na twitterze <3

Rose Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz