|| 1 ||

311 28 40
                                    

Mondstadt. T/I absolutnie uwielbiała to miejsce, mimo że była tam tylko raz i to z powodu misji. Uczucie ciepła, jakie dawały promienie słoneczne. Białe, pierzaste chmury. Swobodny jak żyjący tam ludzie, powiew wiatru. Nie potrafiła zapomnieć o uczuciu, jakiego tam doświadczyła. Mimo tego inne regiony podobały jej się w tym samym stopniu.

To wszystko było sporym zaskoczeniem. To ciepło jest po prostu... Po prostu cudne! Definitywnie coś nowego, coś, przez co czuła się jakby była w domu, którego nigdy nie miała.

Idąc i podziwiając otaczającą ją naturę, usłyszała nagle kilka niezwykle irytujących głosów, które z pewnością każdy kojarzył i rozpoznawał.


,,Magowie Abyss...'' Coś w nich było, czego nienawidziła.

Kiedy przeszła przez kilka krzewów i drzew, ujrzała dziecko ciasno związane liną w pasie, razem z rękami. Zwisało ono z gałęzi.

Wyciągnęła swoją broń, która nagle pojawiła się w jej dłoni, gotowa by zaatakować. Pamiętała dreszcz emocji towarzyszący przy walkach. Wiedziała, że wygra. W jej oczach nie można było dostrzec ani cienia strachu. Jej ruchy były odważne.

To uczucie, kiedy walczyła, brała udział w bezlitosnych walkach, będąc jeszcze członkiem Fatui. Pamiętała je tak jak i okrucieństwo swoich ataków. Nie obchodził ją wtedy w najmniejszym stopniu ból przeciwnika, pracowała, aby zabijać na polecenie Tsaritsy. Może to było to, czego nienawidziła. Bycie narzędziem do zabijania.

Minął jeden dzień, odkąd zrezygnowała ze swojej pozycji i opuściła rodzinne miasto Snehznaye.

— Łapy precz od Skarbu Klee! — zażądało dziecko, wiercąc się w sznurach, którymi było obwiązane.

Magowie ciągle śmiali się i mówili coś swoimi robotycznymi głosami, póki T/I zdecydowała się wkroczyć bez namyślenia, uderzając ognistego maga wodą i elektrycznością w tym samym momencie. Szybko przecięła jego głowę, prawdopodobnie zostawiając pęknięcie na jego masce. W tym samym momencie użyła również wiatru, porywając kilka liści, by uratować dziewczynkę od brutalnej sceny, mimo tego, że dziecko najprawdopodobniej i tak nie mogło jej dostrzec. Ludzkie oko ledwo mogło ujrzeć jej bardzo szybkie ruchy. 

T/I stanęła w bezruchu ze swoją włócznią w ręce i rzuciła nią w powietrze, by znikła. Chwilę później pomogła dziewczynce się uwolnić.

— Dzięki! — Usłyszała w odpowiedzi od szeroko uśmiechniętej i podekscytowanej Klee.

T/I poklepała ją po głowie. Czuła taką potrzebę pomimo wmawiania sobie, że tak nie jest.

— Wszystko okej? — spytała małego bombardowca.

— Tak! Magowie Abyss zabrawil Skarb Klee i zostali obici. Później związali Klee — powiedziała, pokazując na siebie i pochylając słodko głowę.

— Teraz jest już dobrze. Zajęłam się tym. Zabiorę Cię do twojego domu.

— Dobrze! Czy jest Pani... nowa tutaj?

"Jest bardzo bystra''

— Tak, jestem — T/I na krótką chwilę wróciła myślami do Snezhnayi, czując lekki smutek po opuszczeniu rodzinnego miejsca. Nie zamierzała odwiedzać tego miejsca przez jakiś czas. Gdy zaczęły spacerować w stronę Mondstadt, spojrzała z powrotem na Klee.

— Kim jesteś, jeśli mogę spytać? — zadała pytanie.

— Jestem Klee, z Knights of Favonious! 

T/I prawie się przewróciła. "Knights of..."

— Jesteś dość.. Młoda. — Uspokoiła się.

— Wychodzę często na różne przygody! Grand Master Jean złości się na mnie, kiedy wybucham ryby w stawie... — Jej głos zrobił się cichszy.

"Wybucham..."

Dwóch strażników przy bramie powitało nadchodzącą dwójkę, a T/I poprosiła Klee, aby prowadziła przez dalszą drogę.

Ich rozmowa nie miała dla niej szczególnego znaczenia.

— Mój brat jest najlepszym starszym bratem!

— Naprawdę? Jak bardzo? — T/I zdecydowała się kontynuować temat.

— Najlepszy z najlepszych! — Klee podskoczyła, pozwalając zarówno jej plecakowi, jak i małemu doczepionemu do niego breloczkowi unieść się w powietrzu, a następnie opaść z powrotem z powodu grawitacji.

— Ma Pani starszego brata? — Duże oczy Klee spojrzały na nią z ciekawością.

— Mam kogoś, kto jest jak brat, ale jest gdzie indziej. — Miała na myśli Scaramoucha i pewnego rudowłosego mężczyznę.

— Gdzieś indziej? Czy czuje się Pani kiedykolwiek samotna?

— Samotna? — zapytała samą siebie, powtarzając słowo. Nie rozumiała do końca czym była samotność. Czy było to z powodu braku osoby do zawracania sobie nią głowy? Potrzeby zainteresowania lub wymówki, by być potrzebnym?

— Nie, nie koniecznie, jednak chciałabym, aby mnie czasem odwiedzał. Ja nie planuję składać mu wizyty. Mam jednak wrażenie, że nie do końca ma ochotę spotkać się ze mną. Zostawiłam go z mieszanymi uczuciami.

— Czy Klee sprawiła, że jest Pani smutna? Przepraszam... — Wyglądała na bardzo smutną, więc T/I nie mogła się powstrzymać i poklepała ją po głowie, by ją uspokoić.

— Nie, nie sprawiłaś. Jest dobrze. Bardziej to ja napięłam lekko atmosferę.

Dotarły przed drzwi jej domu.

— Tutaj się rozstajemy, do zobaczenia Klee.

— Czy kiedykolwiek jeszcze Panią zobaczę? — W oczach tej młodej dziewczynki widoczna była bardzo spora nadzieja.

T/I pomyślała nad odpowiedzią.

— Być może. — Odwróciła się, by odejść, a w tym samym woda zaczęła lecieć z ciemnoszarych chmur, których chwilę temu nie było. Klee nie mogła już dostrzec jej sylwetki.

— Klee? Zaczęło padać, choć do domu. — Albedo otworzył szerzej drzwi, wpuszczając ją do domu.

Klee opowiedziała mu, że została porwana i nagle poczuła podmów wiatru, który zostawił wszystkich Magów leżących na ziemi, nieżywych. Wspomniała również o 'Pani', która ją uratowała. A to wszystko wydarzyło się w zaledwie kilka sekund.

— Naprawdę? — powiedział pod nosem, susząc jej włosy ręcznikiem, a następnie kładąc go na pierwsze krzesło, jakie ujrzał.

— Mhm! Mam nadzieję, że zobaczę ją ponownie. — Usiadła lekko obrażona na krzesło.

— Jestem pewien, że koniec końców ją spotkasz. — Albedo poklepał ją po głowie z uśmiechem.

"Też mam taką nadzieję"



Bounded || (Albedo x Reader) [Tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz