1

558 39 46
                                    

Nie umiałem złapać oddechu.... czułem jak spadam... tak jakbym miał za chwilę umrzeć...

Usłyszałem stłumiony głos.. coś jakby... wołanie..? Poczułem jakby ktoś mnie przytulił, a mimo to nadal nawet nie umiałem rozpoznać głosu. Próbowałem otworzyć oczy, ale coś jakby mi to uniemożliwiało... Obudziłem się wstając gwałtownie z łóżka, a więc to był tylko sen. Przetarłem oczy i wstałem idąc do kuchni, w celu zjedzenia śniadania.

Ten sen... śni mi się już od paru nocy, a wciąż za każdym razem czuję jakby był nowy, przeżywam go wciąż tak samo. Rozmyślając, stwierdziłem, że odpuszczę sobie śniadanie, nie jestem głodny. Wzdychnąłem i wziąłem telefon do ręki, zacząłem przeglądać wiadomości. Wciąż nic nie ma... ani jednej nowej informacji...

Już od 2 tygodnii nie widziałem Skeppiego. Nie widziałem żadnej wiadomości od niego, poza komunikatem w wiadomościach o jego zaginięciu. Od tego czasu zacząłem sypiać coraz gorzej, nie mogę zasnąć, a jak już zasnę to mam wciąż ten sam sen, w którym spadam. W teorii nie mam problemów z jedzeniem, ale jak już mam coś jeść to albo mi niedobrze, albo czuję, że nie jestem głodny i rezygnuję.

Odłożyłem telefon i poszedłem spowrotem do pokoju. Spojrzałem na ramkę ze zdjęciem, byłem tam ja i Skeppy, do oczu napłynęły mi łzy, ale szybko wytarłem je rękawem. Położyłem się na łóżku i zacząłem wpatrywać się w sufit, zasnąłem. Znowu miałem ten sen, znowu spadałem... tylko, że... to wołanie.. ten głos brzmiał jak głos małej dziewczynki... nie mam pojęcia co krzyczała.

Obudziło mnie pukanie do drzwi, niechętnie zwlokłem się z łóżka i podszedłem do drzwi. Gdy je otworzyłem, stała tam moja przyjaciółka z dzieciństwa. Miała na imię Evelyn, była dosyć niska, miała brązowe włosy i niebieskie oczy. Uśmiechnęła się do mnie, ale trochę posmutniała widząc jak wyglądam. Przychodziła prawie codziennie sprawdzając jak się czuję więc łatwo było mi przewidzieć o co spyta.

-- Hej, jak się czujesz?

-- Jak ktoś kogo przyjaciel nagle zaginął, świetnie. -- odpowiedziałem ironicznie i wpuściłem ją do środka. Zdjęła buty i lekko mnie przytuliła.

-- Przepraszam, nie powinnam tak pytać... jadłeś coś dzisiaj?

-- ... -- wiedziałem, że mogę jej zaufać, ale mimo wszystko wystarczająco się martwi, poświęca mi swój czas co jest miłe. -- Nie... -- mimo to nie potrafiłem jej okłamać. Pomogła mi i to wiele razy, pomogła mi zrozumieć, że czuję coś do Zaka, tak samo pomogła mi gdy mój stan psychiczny się pogorszył po tym jak zaginął. Nie dziwię się, że potrafiła mi pomóc, jest z zawodu psychologiem, przyjęła mnie po znajomości jak najszybciej się dało, mówiła, że nie powinno się czekać w takiej sytuacji. Przy okazji pocieszała mnie, że na pewno nic mu nie jest i ma się dobrze, pozostało mi mieć nadzieję i w to wierzyć.

Minęła dosłownie chwila, a ja zostałem posadzony na krześle, a nade mną stała Evelyn próbując mi wcisnąć kisiel, żebym zjadł.

-- no już, Darryl! Proszę Cię! -- próbowała zrobić słodkie oczy kota z filmu "Shrek", a zamiast tego upuściła łyżkę z kiślem na podłogę. Nie mogłem się powstrzymać i parsknąłem śmiechem, a ona spojrzała zdezorientowanym wzrokiem dziecka, któremu ktoś właśnie zabrał lizaka. Po chwili jednak sama zaczęła się śmiać. -- cieszę się, że mogłam poprawić Ci humor, ale i tak masz to zjeść, nie możesz się głodzić. -- powiedziała stanowczym głosem i podała mi miskę kiślu idąc umyć łyżkę z podłogi, wycierając przy okazji kisiel z podłogi ręcznikiem papierowym.

Skrzywiłem się lekko, zaczęło mnie trochę mdlić, ale mimo wszystko zacząłem jeść. Nagle do Evelyn zadzwonił telefon, przeprosiła na chwilę i poszła do innego pokoju. Po chwili jednak wróciła mówiąc, że musi wracać, bo musi odebrać dziecko z przedszkola. Ubrała buty, pożegnała się i dosłownie wybiegła z domu jakby to dziecko siedziało tam już od tygodnia i dopiero sobie o nim przypomniała. Pokiwałem głową i spojrzałem na kisiel. Nie chcę robić przykrości Evelyn, ale... wziąłem miskę do połowy napełnionej kiślem, i wsadziłem ją do lodówki.

Kolejne dni zaczęły wyglądać podobnie.. poza jednym w którym Evelyn przyszła ze swoją żoną i obydwie próbowały mnie zmusić do jedzenia, jedna mnie trzymała, a druga próbowała mi wcisnąć kanapkę, ale z każdą próbą kończyło się to niepowodzeniem. Usłyszałem nagle śmiech, był to śmiech ich adoptowanej córki i nie, nie była to ta dziewczynka, której głos słyszałem we śnie, tamten wydawał się inny..

-- Czemu wujek nie chce jeść? -- spytała przytulając swojego misia.

-- wytłumaczę Ci później... -- odpowiedziała Evelyn, a odwracając głowę w stronę córki, z kanapki ześlizgnęły się wszystkie rzeczy, które na niej były. -- no nie! -- krzyknęła i zaczęła zbierać wszystko z podłogi. Wybuchnęliśmy śmiechem na to, ale nadal nie mogłem przestać myśleć o Skeppym..

-----------

Więc tak, kiedyś pisałam jakieś książki, ale teraz piszę tą po dosyć długim czasie więc przepraszam za jakiekolwiek błędy.

764 słowa

Don't leave me.. | SkephaloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz