Opowieść martwego człowieka

48 6 0
                                    

Opowieść martwego człowieka

- To tutaj - odezwała się Dionisja, chociaż nie było to potrzebne.

Wszyscy troje widzieli ponuro wznoszącą się bramę z otwartymi szeroko odrzwiami, jak rozwarta łapczywie paszcza, wygłodniała po wieloletnim poście. Uniesiona, zardzewiała krata, niby spróchniałe zębiska, czaiła się, by zacisnąć na nowych gościach swe ostre kły.

Po jej przekroczeniu ukazała się długa rampa kolejowa, wywołując u nich z lekka agorafobiczny niepokój. Payy zawahał się w pół kroku. Przyzwyczajony do zbyt małych pomieszczeń, przeludnionych miast lub gęstych lasów, niepewnie opuścił złowieszczy cień bramy, wkraczając w przestrzeń zdolną bez trudu pomieścić tysiące ludzi.

Po obu stronach rampy, za stosunkowo cienkim, drucianym ogrodzeniem w grzecznych szeregach setki baraków mieszkalnych z dnia na dzień popadało w coraz większą ruinę. Po kilku pozostała już tylko sterta brudnych kamieni. Mimo, iż wciąż było jasno, widok obskurnych, prymitywnych domów ze starej, pękającej cegły, wywoływał dreszcz niepokoju. Wystarczyłoby, aby jakaś wychudzona sylwetka z mętnym wzrokiem wychyliła się z jednego z nich, lub też jej blada twarz mignęła w jednym z niewielkich okien a, nawet tak wprawiony łowca duchów jak Hamon, który wiele w życiu już widział, zawahałby się, czy iść dalej.

- Jak długo musimy tutaj zostać? - zapytał Payy, nawet nie starając się skryć strachu w swoim głosie.

Co chwila strzelał oczami na prawo i na lewo, a po zrobieniu paru kroków oglądał się za siebie, jakby coś miało go znienacka zaatakować, gdy tylko przestanie uważać.

- Przestań - krzyknęła cicho Dionisja - zwracasz na siebie uwagę. Przez ciebie od razu widać, że coś kombinujemy. 

- Wybacz. Nic na to nie poradzę. Cały czas mam wrażenie, że ktoś za nami idzie. Słyszę jego kroki, kiedy tylko się odwrócę.

- Nie ma znaczenia, czy kogoś zobaczysz czy nie. I tak obserwują cię tysiące par oczu - odparła dziewczyna, nie uspokajając go ani trochę.

- Zapewne ktoś za nami idzie - dodał spokojnie Hamon, nasłuchując uważnie, gdyż sam nic podejrzanego nie słyszał. - Nie byłbyś ciekaw, kto postanowił wtargnąć do twojego domu?

- To nie jest niczyj dom - poprawiła go Dionisja.

Wtem zapadła noc.

Słońce, jeszcze przed chwilą wiszące wysoko nas horyzontem, nagle schroniło się za jego bezpieczną krawędzią, jakby coś je przeraziło. A oni wylądowali na środku pogrążonej w ciemności  pustyni z prowadzącymi donikąd starymi torami. Zamiast drzew, w mroku otaczała ich armia złowrogich budynków.

Zmiana nastąpiła tak gwałtownie, że cała trójka stanęła jak wryta. Szeroko rozwartymi oczyma wpatrywali się w mroczną otchłań, czekając, aż wzrok przyzwyczai się do ciemności i zaczną rozróżniać pojedyncze kształty. W jednej chwili stali się zupełnie bezbronni.

- Cii... słyszycie to? - spytała nagle szeptem dziewczyna, łapiąc ich obu za ręce.

Po prawdzie, nie słyszeli nic. Wokół w jednym momencie zapanowała głucha cicha, jakby Ziemia zgasła niczym lampka nocna, której kabel szybkim ruchem odłączono od prądu. Nawet koniki polne, grające jeden przez drugiego na okolicznych łąkach, zamilkły. Wyglądało na to, iż cały świat zamarł i napięty jak struna, śledził ich poczynania.

Nie był to mrok, do którego Hamon zdążył przywyknąć po wielu latach codziennego obcowania z najróżniejszymi zjaw. Ta wilgotna, nasiąknięta śmiercią ciemność zwinnym ruchem rozpostarła swoje macki i gęstym ciałem objęła wszystko na swojej drodze. Wraz z nią napłynęło także duszne powietrze, przesycone ciężkim smrodem rozkładającego się mięsa. Niemal czuł jak oblepia jego ubrania i włosy pokrywając je wilgotnym nalotem, dostaje się do płuc przy każdym zabranym wdechu, a stamtąd- do każdej komórki ich ciała. Chłopak chciał dać znak do odwrotu, jednak było już za późno. 

PokutaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz