b413

8 1 0
                                    

___________

Spod cienia sztywnej, szarozielonej czapki wyzierały jedynie usta, wymawiające każde słowo tak nisko i chrapliwie, że wydawałoby się, iż głos nieznajomy jest starcem. Jednak jego wysoka, barczysta postura sama w sobie przekreślała tą możliwość. 

Zgromadzeni słuchali w milczeniu przemówienia i, prócz kilku stłumionych łkań, nikt nie wydawał żadnego dźwięku.

- Swoje rzeczy macie zostawić tutaj - odezwała się postać obok przemawiającego. - Nie będą wam potrzebne. Niezbędne produkty zostaną dostarczone bezpośrednio przez obóz po zakwaterowaniu. Możecie zatrzymać chustki oraz własne paski. Osiem minut. - dodał, wskazując znacząco na zegarek.

Kye nie miał żadnego dobytku. Sam nie miał pojęcia, co mógłby teraz przy sobie posiadać. A może co powinien? Wszyscy wokół niego zdawali się mieć w ręce walizkę lub torbę z własnym dobytkiem i teraz z niechęcią się z nią rozstawali. Jakby wytworzyła się pomiędzy nimi a tymi martwymi, materialnymi rzeczami jakaś niewidzialna więź, która ponoć powstaje pomiędzy ludźmi. Jakiś mężczyzna  obejmował skórzaną aktówkę tak kurczowo, że jego zaciśnięte z całej siły dłonie stały się trupio blade. Jakaś kobieta mówiła coś do niego cicho, jednak on tylko kręcił głową, jeszcze mocniej przyciskając do siebie przedmiot.

Chłopak czuł się niemal nagi, gdy tak rozglądał się, obserwując ludzi rozmawiających między sobą i przeglądających, które ze swoich rzeczy powinni zabrać. 

- Myślisz, że to przejdzie?

- Nie wiem, kazali zostawić wszystko.

- Fortunę kosztowała mnie ta spina. Miałam ją tylko raz na sobie.

Sterta na placu, zapoczątkowana przez rzucone byle jak dwie walizki, stopniowo rosła w oczach, osiągając wreszcie spore rozmiary. Niektórzy wychodzili z szeregu zdecydowanie, z pustą twarzą niemal mechaniczny ruchem odrzucali od siebie swój jedyny dobytek. Inni ociągali się, marudzili, szeptali coś pod nosem, aż wreszcie odłożyli swoje walizki na ziemię, elegancko i delikatnie, by jej materiał zbytnio się nie zabrudził. Ktoś poszlochiwał cicho, a kilku stawiło stanowczy opór, przyciskając swoje torby do piersi, jakby to mogło uchronić je od losu, na który najwyraźniej były skazane, odkąd tylko przekroczyli bramę.

- Przepraszam - zawołała któraś kobieta, opuściwszy szereg. 

Wymachiwała okrągłym, drewnianym przedmiotem, wielkości mniej więcej opuszka małego palca, trzymając go za niedługi rzemyk, który był do niego przywiązany. Wcześniej, przez dłuższą chwilę dyskutowała o czymś z jednym ze Strażników, który chodził pomiędzy zgromadzonymi. Kye obserwował ją od samego początku, ponieważ czerwona chusta, którą zawiązała sobie na głowie, wyraźnie wybijała się z szaro- brązowego tłumu.

- Dlaczego nie mogę tego wziąć? To jest zupełnie nieszkodliwa rzecz. To medalik na bezpieczeństwo i moja jedyna pamiątka z domu. Chyba nie muszę tego wyrzucać? 

Nieznajomy spojrzał w ich stronę bez słowa. Jego podwładny tylko rozłożył bezradnie ręce, jakby kobieta go pokonała. Mężczyzna wzruszył ramionami i odwrócił się, mając najwyraźniej ważniejsze rzeczy na głowie.

- Pamiątką z domu niech będą wspomnienia, a nie jakieś głupie naszyjniki - warknął Strażnik obok niej, wyrwawszy jej przedmiot z dłoni. 

Kobieta popatrzyła na niego w ciszy. Jej długa, kraciasta sukienka, w kolorze materiału na głowie, owinęła się wokół jej szerokiej figury, odkrywając grube, umięśnione nogi. Wyglądała jak większość kobiet wokół; dość niska i korpulentna, trzymająca się blisko swojego męża, o ile taki został zabrany razem z nimi, oraz z gromadką dzieci, cicho stojącymi w jej cieniu i rozglądającymi się dookoła przestraszonymi, nieco nierozumiejącymi oczami. A jednak coś w niej zwróciło uwagę chłopaka.

PokutaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz